Zaczęło się od lipy

Barbara Gruszka-Zych

|

GN 30/2005

publikacja 25.07.2005 20:54

W Świętej Lipce nasze telefony komórkowe informują, że jesteśmy poza zasięgiem. Za to znajdujemy się w zasięgu intensywnej łaski Bożej.

Zaczęło się od lipy Marek Piekara

Ojciec Marek, jeden z oprowadzających po sanktuarium jezuitów, wychodzi na wzgórze, żeby odbierać połączenia Idei. Ale najlepszy kontakt z Bogiem ma tu, w dole, gdzie stoi bazylika mniejsza (paradoksalnie – często zdobiąca karty telefoniczne). W nocy złota od podświetleń jak krakowska szopka. W dzień żółcią murów odbijająca słońce.

Debeściak z mafii
– Stale powinniśmy być podłączeni do baterii Pana Boga, w tym miejscu wielu się to udaje – mówi. – Tu przez dwa lata pracy spotkałem więcej szukających ratunku niż przez siedem lat w Warszawie. Kiedy ktoś duchowo słabnie, szuka pomocy w spowiedzi, w rozmowie. Nie raz człowiek zapłacze, przemieni się, bo ktoś mu przypomniał, że jest dzieckiem Boga, że jest kochany. Wielu przyjeżdżających tu, by wyspowiadać się z całego życia, dziękowało o. Markowi za uważne wysłuchanie. – Gdyby duchowe przemiany się tu nie dokonywały, to miejsce by nie przyciągało – uważa.

Czasem obawia się, że pielgrzymi przybywający z całego świata bardziej skupiają się na pięknie świątyni, muzyce organów niż na modlitwie. – Ale przecież nawet pieśń skautów amerykańskich grana na organach to wołanie do Boga – głośno myśli.

Sam stara się rozbawić przybywających, żeby powstała między nimi więź. Zwłaszcza z dziećmi, które nazywa „groszkami”. Pokazuje im, jak w XVII w. pątnicy z daleka przyjeżdżali na wozach zaprzężonych w woły. Na kilka dni rozkładali się w krużgankach, zarzynali na rosół przywiezione kurki. Kiedy trzeba, dla rozbawienia maluchów, zrobi szpagat. Odwiedzający i bracia w klasztorze pieszczotliwie nazywają go „Chudy Miś”. Albo „Debeściak z wołomińskiej mafii”, bo urodził się w Wołominie. – Jak przychodzą pielgrzymi z sąsiedniego Pruszkowa, to się serdecznie pozdrawiamy – śmieje się.

Lipa na granicy
– Od maja do września w Świętej Lipce jest trzęsienie ziemi, setki pielgrzymów, odbywają się Jezuickie Dni Młodych, a potem człowiek wyje do księżyca – mówi o. Marek. Do oprowadzania brakuje jezuitów. – Podsłuchuj wszystkich, rób notatki, wybierz co najlepsze – słyszę instrukcję dla przewodnickiego adepta.
– Tu wszystko zaczęło się od lipy – opowiada o. Marek. – Jak podają spisane w XVII w. przekazy, w XIII lub XIV stuleciu w krzyżackim zamku kętrzyńskim przebywał skazaniec. W nocy przed egzekucją objawiła mu się Matka Boska i poleciła wyrzeźbić swoją figurkę. Rano pokazał ją sędziom, którzy uznali zdarzenie za znak ułaskawienia przez Boga i uwolnili więźnia. Ten poszedł w kierunku Reszla i postawił figurkę na jednej z lip. Maryja podobno była bardzo piękna i od razu zaczęła czynić cuda. Ludzie ściągali do niej z całej okolicy. W XV w. zbudowano tu kaplicę wokół lipy, wystającej przez dach.

Pięćset metrów od bazyliki stoi dziś figurka Matki Bożej. To oznakowanie punktu granicznego między należącą do Polski Warmią a Prusami Książęcymi. Na wschód od niej żyli luteranie, na zachód katolicy. Przychodzący do Świętej Lipki mówili po polsku i niemiecku. Boso i piechotą przybył tu po łaski mistrz krzyżacki Albrecht Hohenzollern. Ale w kilka lat później został luteraninem. Za jego przykładem poszli dostojnicy i mieszczanie.

W 1525 r. w Prusach Książęcych, do których Lipka wtedy należała, został zakazany katolicyzm. Zniszczono kaplicę i figurkę, a na ich miejscu postawiono szubienicę. – Dziś w bazylice naprzeciw ambony od 1728 r. stoi lipa, w miejscu, gdzie być może rosła ta średniowieczna – mówi o. Marek. – A na niej figurka ze srebrnej blachy. Ofiarował ją w 1652 r. jezuita Jakub Marquard. Wokół kościoła pełno lip. Kwitną później niż w środkowej Polsce . I pachną intensywniej.

Naszą trudno sfotografować
– Najdziwniejsze, że świątynię zbudowano na bagnach, które trzeba było osuszać, a nie na okolicznych wzgórkach. To usytuowanie wymusiły dziejące się tu cuda – o. Marek pokazuje nam przez otwór w metalowej rurce przed posągiem Maryi, wysoki poziom wód gruntowych. Potem otwiera małe okienko w murze kościoła, skąd widać krypty, w których lśni woda. Tam do niedawna pochowani byli artyści zdobiący kościół, zakonnicy. Ich ciała dobrze się zachowały w specyficznym mikroklimacie. Kilka lat temu przeniesiono je pod wieże, żeby nie leżały w wodzie.

Świątynię postawiono na tysiącach olchowych pali okutych metalem. Ułożono na nich warstwę kamieni z nacierającej na ten teren moreny. Podłoże osuszano dwa lata. 15 sierpnia 1693 r. kościół został konsekrowany. Na uroczystość przybyli katolicy i protestanci. Do dziś odbywają się tu nabożeństwa ekumeniczne. A Matka Boża nazywana jest Matką Jedności Chrześcijan. Namalował ją w 1640 w Wilnie Bartłomiej Pens, na płótnie naklejonym na deskę. Miała być kopią Maryi z rzymskiej bazyliki Santa Maria Maggiore.

– Podobne kopie są w Gietrzwałdzie, Piotrkowie, ale każda inna – mówi kustosz sanktuarium ks. Edmund Lenz. – Naszą trudno dobrze sfotografować, trzeba mieć czyste sumienie – śmieje się. Przed koronacją w 1968 r. ubrano ją w złote sukienki. Ale i tak nie przyćmiły urody młodej kobiety z dzieciątkiem na ręce. Jezusek przypomina książątko z długimi włosami. Ale sama Matka Boża współczesną dziewczynę. Duże oczy na pół twarzy z kroplami przedziwnego światła, blade ze zmęczenia policzki, cień na czole. Patrzy, jakby się w nas zakochała.

Organy jak orkiestra
Do sanktuarium wchodzi się przez muzykę słynnych organów. Pielgrzymi z Niemiec płaczą przy polonezie Ogińskiego. Te odwiedziny to często ich powrót do heimatu. Instrument razem z pomocnikami wykonał w 1721 organista Jan Mosengel z Królewca. Nie mógł ich zrobić sam, bo przecież świętolipska królowa instrumentów to nie tylko czterdzieści registrów (głosów organowych), 4 tys. piszczałek, ale też cały układ pozłacanych rzeźb, poruszających się w takt muzyki. Jest tu Maryja, Archanioł Gabriel, grające na trąbkach aniołki. Organy odnowił i uruchomił brat Waldemar, grający na nich ponad 30 lat. Latem ich „pokazy” odbywają się co pół godziny. Czasem brata zastępuje Rafał Sulima, absolwent AM w Białymstoku. – Te organy są mocno rozpoznawalne, brzmią jak orkiestra – mówi Sulima i patrzy w lustro nad głową. Nie, żeby się przejrzeć, ale zobaczyć, co dzieje się przy ołtarzu. – Doskonale imitują puzon, trąbkę, skrzypce. Czuję się jak dyrygent.

O. Marek prowadzi nas do zamkniętej dla turystów zakrystii po lewej stronie ołtarza. Zakrystię zdobią malowidła Marcina Meyera. A ciężką klamkę – intrygująca postać człowieka z rybim ogonem.
–Tu wszystko jest nadzwyczajne, więc pokażę tylko cząstkę – usprawiedliwia się. – Nasza bazylika to cacuszko – dodaje ojciec kustosz. – O to, kto pomaluje kościół, rywalizowały ze sobą dwie firmy, czyli malarze: Meyer i Fischer. Na szczęście wybrano Meyera – mówi o. Marek, który jest jego wielbicielem. Oglądał dzieła artysty, chodząc pod sufitem w czasie renowacji.

Marcin Meyer namalował też fresk Sądu Ostatecznego za ołtarzem. Idący na kolanach mijają najpierw niebo, a potem potępionych. Artysta nakładał na świeże wapno farby naturalne, gdzieniegdzie przebłyskują kryształki soli. Meyer pomalował też sklepienia i ściany boczne. To doskonałe malarstwo iluzoryczne. Mami nasze oczy, że ręka anioła się rusza, a kopuła raz jest nieforemna, raz kształtna. Czynną do dziś kaplicę po prawej stronie udekorował malunkami Fischer.

O. Marek demonstruje sprawne od 311 lat zamki w szafkach. – A w tej siedmioletniej drzwi się nie domykają – dodaje. Ceni też malarstwo Marcina Altomonte. W ołtarzach bocznych widać jego Ukrzyżowanego i Matkę Boską Bolesną. O. Marek: – To obrazy prowokacyjne, Chrystus nie ma na ciele żadnych znaków męki. A wzniesione w górę oczy wyrażają chwałę Bożą.

Dorota Kowalczyk z pobliskiego Pilca, studentka pedagogiki specjalnej, siedzi przed krużgankami i przyjmuje intencje mszalne. – Przyjeżdżam tu od dzieciństwa i jeszcze wszystkiego nie zobaczyłam – mówi. – To takie uduchowione miejsce, czuję do niego respekt. Gdy wchodzę do środka, to nie zachowuję się tak, jak w innych kościołach. Podnoszę głowę i patrzę jak tu pięknie.

Od maja do października, kiedy przybywa wielu turystów, Msze święte i nabożeństwa odbywają się częściej.

W niedziele i święta: Msze św.: 7.00, 9.00, 11.00, 14.00, 17.00.
W dni powszednie: Msze św.: 7.00, 9.50, 12.00, 18.00.
Oprócz tego prezentowane są organy świętolipskie: w niedziele i święta: 10.30, 12.30, 13.30, 15.30, 16.30, w dni powszednie: 9.30, 10.30, 11.30, 13.30, 14.30, 15.30, 16.30, 17.30


Odpusty: Święto patronalne Nawiedzenia Naj-świętszej Maryi Panny – ostania niedziela maja.
Uroczystość Wniebowzięcia NMP – 15 sierpnia.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.