Rodzina się liczy

Leszek Śliwa

|

GN 27/2005

publikacja 29.06.2005 12:00

Biskupi – bądźcie odważni, nie jesteście sami! – głosił jeden z transparentów. Rzeczywiście, nie byli sami. Razem z nimi szło prawie półtora miliona ludzi. 18 czerwca w Madrycie odbyła się największa w historii manifestacja w obronie praw rodziny.

Rodzina się liczy Manifestacja ruszyła z placu Cibeles. PAP/EPA/MONDELO

Tłumy Hiszpanów wyległy na ulice, by zaprotestować przeciwko antyrodzinnej polityce rządu socjalistycznego premiera José Luisa Rodrígueza Zapatero. Hasło manifestacji brzmiało: „Rodzina się liczy”. – To, co tu widzimy, to właśnie najpiękniejsza, jakże liczna rodzina – mówił o manifestantach arcybiskup Granady Javier Martínez. – Tworzymy ją my wszyscy, chrześcijanie.
Bezpośrednią przyczyną zorganizowania demonstracji był sprzeciw wobec uchwalanego właśnie przez hiszpański parlament rządowego projektu legalizacji związków osób tej samej płci. Pary homoseksualne nazwane są w nim małżeństwami i mają nieograniczone prawo do adopcji dzieci. To sprawia, że katolicka Hiszpania „wyprzedza” radykalnością w tej dziedzinie inne kraje. Forum Rodziny, zrzeszające różne organizacje społeczne, postanowiło pokazać, że większość społeczeństwa myśli inaczej niż rządzący socjaliści.

Biskupi zmieszani z tłumem
Isabel Rubio Arévalo ma 77 lat, mieszka w małej wiosce Carbonero el Mayor koło Segowii. Mimo że 18 czerwca w Hiszpanii było bardzo gorąco (w Madrycie aż 34 stopnie) postanowiła przyjechać autobusem na demonstrację. – Chcę, żeby były tylko prawdziwe małżeństwa, katolickie, takie jak dawniej. Dlatego nie mogłam zostać w domu – mówiła dziennikarzom. Joaquín, 65-letni mieszkaniec Madrytu, deklarował, że nie ma nic przeciwko gejom. – Nie może jednak być tak, że ich związki nazywa się małżeństwami. To obelga dla rodzin – tłumaczył. Jego rówieśniczka Teresa przyjechała pociągiem z Walencji. – Dwie moje córki mieszkają w Stanach Zjednoczonych. Mówiły mi, że tam wszyscy się z nas śmieją. Ludzie tam pytają, czy my w Hiszpanii powariowaliśmy! – oburzała się.

W manifestacji uczestniczyły całe rodziny. Nie zabrakło ludzi młodych. – Jak to możliwe, że rząd nie myśli o prawach dzieci do posiadania zarówno ojca, jak i matki. Pewnie dlatego, że dzieci nie głosują w wyborach. Uważam, że zezwolenie parom gejowskim na adopcję to zbyt ryzykowny eksperyment – mówiła 25-letnia Cristina, trzymająca w rękach, podobnie jak wielu innych manifestantów, plakat z napisem: „Prawdziwa rodzina = mężczyzna + kobieta”. – Zapatero mówi, że dla niego dialog społeczny jest najważniejszy. Ciekawe, czy teraz spotka się z nami i podejmie dialog. Ma okazję – powiedział 19-letni Luis.

Organizatorem manifestacji było Hiszpańskie Forum Rodziny, ale inicjatywę wsparł mocno Kościół. Biskupi wraz z Prymasem Hiszpanii maszerowali zmieszani z tłumem. Nie zabrakło też polityków opozycyjnej Partii Ludowej. Organizatorzy zapewnili dojazd do Madrytu autobusami dla rodzin z ponad pięćdziesięciu miast.

Ludzka rzeka
Pochód rozpoczął się o godzinie osiemnastej. Balony podtrzymywały trzy ogromne (60 metrów szerokości, 20 wysokości) transparenty z hasłami. Dziesiątki tysięcy ludzi niosły flagi i małe transparenty lub plakaty. Na wielu z nich obok portretu dziecka znajdował się napis: „Zapatero ma ojca i matkę. Dlaczego ja nie mogę mieć?”, lub „Jestem dzieckiem, a nie eksperymentem”.

Władze Madrytu wyznaczyły dla demonstrujących trasę od fontanny Cibeles do placu Puerta del Sol. To bardzo szeroka arteria ponadkilometrowej długości. W chwili rozpoczęcia manifestacji okazało się, że trudno o dłuższy przemarsz, bo ludzi jest tak wielu, że zajmują nie tylko ten odcinek, ale również wiele sąsiednich ulic.

Ludzka rzeka rozlała się w wielu kierunkach. – To przerosło nasze najśmielsze oczekiwania. Wprawdzie już przed demonstracją zebraliśmy 700 tysięcy podpisów poparcia, ale spodziewaliśmy się co najwyżej pół miliona ludzi. Było trzy razy tyle – cieszył się José Gabaldón, przewodniczący Hiszpańskiego Forum Rodziny.

O godzinie 19. dziennikarka Cristina López Schlichting przeczytała manifest przypominający rządowi, że rodzina jest instytucją najbardziej szanowaną przez Hiszpanów. W manifeście domagano się ochrony małżeństwa i poszanowania praw dzieci do posiadania ojca i matki.

Domagano się wycofania projektu legalizacji związków gejowskich. Żądano także gwarancji wolności edukacji (socjaliści zamierzają wycofać religię ze szkół) i szacunku do życia ludzkiego (rząd przygotowuje projekty liberalizacji aborcji i legalizacji eutanazji).

Nerwowy rząd
W dniu manifestacji rząd i organizacje gejowskie wykazywały dużą nerwowość. Wicepremier María Teresa Fernández de la Vega na sześć godzin przed rozpoczęciem demonstracji próbowała zdyskredytować jej uczestników, mówiąc, że manifestanci będą się domagać pozbawienia słusznych praw innych ludzi.

Hiszpański Związek Lesbijek, Gejów i Transseksualistów domagał się od Prokuratury Generalnej postawienia w stan oskarżenia wszystkich obrażających i znieważających mniejszości seksualne.
Tymczasem podczas całej manifestacji nie było ani jednego incydentu. 600 wolontariuszy pilnujących porządku miało niewiele pracy. Nie było też żadnych haseł skierowanych przeciwko społeczności gejowskiej.

Manifestacja za sprawą muzykującej i śpiewającej młodzieży przerodziła się w radosne święto rodziny.
Konsternację hiszpańskich mediów wywołały informacje o zakulisowych próbach storpedowania manifestacji.

Na dwie godziny przed jej rozpoczęciem policja drogowa zaczęła kierować dojeżdżające do Madrytu autobusy z uczestnikami demonstracji okrężną drogą, przez Toledo. Niektóre autokary, m.in. z Walencji i La Coruii zostały zatrzymane pod pozorem sprawdzenia dokumentacji technicznej i przetrzymane ponad godzinę.

– Otrzymaliśmy poufne informacje, że policji zalecono utrudnienie dojazdu, tak by jak najwięcej uczestników się spóźniło i nie mogło wziąć udziału w pochodzie – tłumaczy José Gabaldón. Organizatorzy zawiadomili wtedy kierowców i pasażerów wszystkich pozostałych autokarów, by zdjęli z pojazdów plakaty, ulotki i wszystko, co mogłoby świadczyć, że w środku jadą manifestanci. – Nie rozumiem, dlaczego musieliśmy ukrywać, po co jedziemy do stolicy. Potraktowano nas jak terrorystów. To upokarzające – oburzał się 20-letni Miguel z Sewilli.

Jednocześnie organizatorzy manifestacji zaalarmowali media. Dziennikarze stacji radiowej Cadena Cope poprosili policję o wyjaśnienia. Komendant policji przekonywał, że chodziło wyłącznie o ochronę przed korkami ulicznymi. – To dziwne tłumaczenie, zważywszy, że po radiowym wystąpieniu komendanta już żaden autobus nie został skierowany objazdem ani zatrzymany – denerwował się następnego dnia José Gabaldón.

Duże kontrowersje spowodowały też sprzeczne informacje dotyczące liczby manifestantów. Organizatorzy poinformowali, że uczestników jest półtora miliona, a delegat rządu Constantino Méndez utrzymywał, że zaledwie 166 tysięcy. – Socjaliści mają wręcz nawyk zaniżania liczby uczestników opozycyjnych manifestacji – śmieje się Gabaldón.

Jestem chrześcijaninem
Obrońców praw rodziny bardzo wzmocniła manifestacja. Przekonali się, jak wiele jest osób, które myślą tak samo jak oni. Cztery dni później senat zawetował rządowy projekt ustawy o związkach homoseksualnych. Projekt wrócił do niższej izby parlamentu, gdzie socjaliści mają większość. Ale Hiszpańskie Forum Rodziny zapowiada, że to dopiero początek walki. Zażądało już od rządu, by przeprowadził referendum w sprawie kontrowersyjnej ustawy.

Radosny nastrój psuje tylko jedno. Uczestnik forum w hiszpańskim portalu internetowym HazteOir.org, który był współorganizatorem manifestacji, zadał proste pytanie: „Jestem chrześcijaninem. Dlaczego zawsze jak przedstawiam swoje poglądy, mówią o mnie, że jestem nietolerancyjny?”. Ten sam problem mają wszyscy działacze broniący praw rodziny. Lewica przypina im etykietkę fanatyków, próbując w ten sposób uzasadnić całkowite ignorowanie ich racji bez podejmowania merytorycznej dyskusji.

Wypowiedzi uczestników manifestacji zacytowano za gazetami: „ABC”,„El Mundo” i „La Razón”

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.