Mścić się nie będę

Przemysław Kucharczak

|

GN 21/2005

publikacja 18.05.2005 12:39

Córki zabitych na kopalni Wujek podpisały apel o narodowe pojednanie. – To nie znaczy, że ja już biegnę z transparentem, że wszystkim zabójcom przebaczam, i że przed nimi klękam. Ale chcę rozmawiać – mówi Agnieszka Gzik-Pawlak, córka zastrzelonego w czwartym dniu stanu wojennego Ryszarda Gzika.

Mścić się nie będę Ryszarda, tatę Agnieszki Gzik-Pawlak, zomowcy zastrzelili w czwartym dniu stanu wojennego. Józef Wolny

Apel o pojednanie podpisali też górnicy, których za tamten protest przeciwko stanowi wojennemu władze wtrąciły do więzienia. A także księża związani z kopalnią. Wbrew informacjom wielu mediów, w tym długim tekście sprawie zabójców poświęcone są tylko pojedyncze zdania: „Krzywdzicieli – prosimy o uznanie swoich win i zadośćuczynienie! Pokrzywdzonych – prosimy o przebaczenie doznanych krzywd”.

Agnieszka chce rozmawiać
Zomowcy, którzy w 1981 roku osobiście zabijali górników na kopalni „Wujek”, ten apel zlekceważyli. Podobnie ich ówczesny przełożony, generał Czesław Kiszczak. Odpowiedział jednak generał Wojciech Jaruzelski. Apel jest zatytułowany: „Do Rodaków, Ludzi dobrej woli”. – Każdy musi sobie sam odpowiedzieć, czy jest człowiekiem dobrej woli – mówi Agnieszka Gzik-Pawlak. – Jeśli nie, to ten list wcale nie jest do niego... Prawdę mówiąc, ja w ogóle się nie spodziewałam odzewu z tamtej strony. Doceniam, że generał się odezwał – mówi.

Dwoje z podpisanych pod apelem spotkało się nawet z generałem Jaruzelskim w programie „Co z tą Polską” Tomasza Lisa. Jaruzelski mówił tam, że mu przykro z powodu tragedii górników, ale że to był epizod i koszt potrzebnego krajowi stanu wojennego. Dlaczego więc wtrącano do więzień uczciwych ludzi i krzywdzono rodziny zabitych? Generał uparcie odpowiadał, że o niczym nie wiedział. – A jeśli generał kłamie? – pyta dziennikarz „Gościa”. Pani Agnieszka na moment się zamyśla. – Nie mogę tego sprawdzić. To generał wie i Pan Bóg wie – mówi. – Ja wiem tylko, że warto się spotkać i przedstawić generałowi moje stanowisko.

Zatrzymali ZOMO
Na pomysł napisania tego apelu wpadł w czasie pogrzebu Jana Pawła Wielkiego Jerzy Wartak. Pan Jerzy jest emerytowanym górnikiem kopalni „Wujek”. Nosi długą czarno-siwą brodę, której dorobił się w więzieniu. Tamtą środę, 16 grudnia 1981 roku, Wartak pamięta doskonale. Zwarte szeregi zomowców wynurzały się z kłębów dymu ze świec i petard. Na twarzach funkcjonariuszy maski gazowe, w rękach kołysały się tarcze i pałki. Drogę zastępowali im jednak oni – górnicy, w tak samo zwartych szeregach. Na zomowców leciały kamienie i ciężkie śruby. ZOMO odrzucało część śrub, w końcu jednak cofało się. Powtarzało się to parę razy.

Przed rozpylonym gazem górnicy osłaniali twarze zwykłymi chustkami. Wartak zachłysnął się jednak. Dobiegł pod komin i zwymiotował. – Miałem wrażenie, jakby niewidzialna kotwica wyrywała ze mnie wnętrzności. Zresztą gaz spowodował, że my wszyscy tam obecni mieliśmy następnego dnia na oczach biały osad podobny do mąki – wspomina dzisiaj.

Seriami w górników
Zwarty szereg górników ciągle jednak bronił ZOMO wstępu na kopalnię. I wtedy atak milicji przestał być tylko gwałtowną przepychanką. Nagle górnicy zaczęli się przewracać. W pierwszych sekundach większość z obrońców pomyślała: widać zomowcy celnie rzucają z daleka kamieniami. Niestety, już w następnej chwili dotarła do nich prawda. Kolejni mężczyźni walili się na ziemię jak podcięci. To milicyjny pluton specjalny pakował w tłum górników całe magazynki pocisków.

W procesie, który ślimaczy się od kilkunastu lat, znajomy zomowców zeznał, że oni tamtym strzelaniem się przechwalali. Mówili, że było lepiej niż na strzelnicy: fik i ludzik znikał. Kilkudziesięciu górników zostało rannych. Dziewięciu tej masakry nie przeżyło. Stanisław Płatek, przywódca strajku, zaczął podnosić jednego z górników, który bezwładnie osunął się na ziemię. I wtedy... jego też dosięgła kula. Dostał w ramię. Przed sądem Stanisław Płatek stał z zabandażowaną, unieruchomioną ręką. Sąd wysłał go do więzienia.

Jerzy Wartak siedział w areszcie w Katowicach, w więzieniach w Raciborzu, Strzelcach i Kłodzku. Miał tam tkwić aż 3,5 roku, ale z powodu wizyty Jana Pawła Wielkiego w Polsce wypuszczono go po roku i pięciu miesiącach. Choć był traktowany łagodniej niż kryminaliści, to i tak zaliczył tam tydzień „kabaryny”, czyli karnej celi. To była bardzo mała i niezwykle zapleśniała cela w piwnicy więzienia w Strzelcach, w której więźniom towarzyszył tylko szczur wychylający się z ustępu. Wartak trafił tam, bo strażnik oskarżył go o próbę przemycenia do celi jednej tabliczki czekolady. Pan Jerzy wdał się ze strażnikiem w dyskusję, a potem sobie z niego zażartował. To wystarczyło na tydzień kabaryny. A sprawcy masakry na „Wujku”? Do dzisiaj włos im nie spadł z głów. W 1981 i 1982 roku prokuratorzy wojskowi zupełnie otwarcie zacierali za nimi ślady, zamiast je zbierać. Ci prokuratorzy też do dzisiaj są bezkarni, choć ich nazwiska są znane.

Nie rycz, głupolu!
Mimo to Jerzy Wartak pierwszy wpadł w kwietniu na pomysł napisania apelu o pojednanie. Patrzał, jak Jan Paweł Wielki stopniowo traci siły, i zastanawiał się. – Ojciec Święty chciał coś powiedzieć, a nie mógł. Ale wyraz jego cierpiącej twarzy był właśnie w tej chwili niezwykle wymowny! Choćby pan całe życie pisał, to nie opisałby pan więcej! – mówi. – Myślałem o tym, że Jan Pa-weł II nigdy nie powiedział nikomu: „Jesteś zły!”. Każdym gestem mówił raczej: „Jesteś dobry, ale możesz być lepszy”. To jego umieranie było dla mnie szkołą, bardzo się wyciszyłem. Świat wokół też zamarł, nie było tych krzykliwych tytułów, że ktoś napadł, zabił, skrzywdził – wspomina.

W czasie pogrzebu mężczyźni niosący Papieża zatrzymali się i odwrócili trumnę do tłumu w geście pożegnania. – Wtedy we mnie coś pękło. Rozryczałem się jak mały chłopiec, któremu zabrano ojca i który nie wie, co teraz robić. Ale potem sobie pomyślałem: „Nie rycz, głupolu, bo Pan Bóg nie zabrał Ojca Świętego, tylko nam go dał”.

Już następna myśl pana Jerzego była taka: „Przecież tych dziewięciu chłopaków, których tamtej środy zabili zomowcy, Pan Bóg też nam dał, a nie zabrał”. – I wtedy po raz pierwszy pomyślałem o zomowcach w innych kategoriach niż mordercy – mówi.

W telewizji odczytano testament Jana Pawła. – Pomyślałem sobie tak: A czy ja piszę swój testament? Kiedy mnie święty Piotr zapyta: „Coś ty robił synek na świecie?”, to co ja odpowiem? Że dorobiłech sie pynzyi? [emerytury – przypis redakcji] Że siedziołech za wolność? To mało! – mówi pan Jerzy, w emocjach przechodząc na śląską gwarę.

Jerzy wykonał kilka telefonów. Wkrótce kilku pokrzywdzonych spotkało się i zaczęło dyskutować nad wspólnym przesłaniem spod krzyża na „Wujku”. Poprosili o pomoc związanych z kopalnią księży Henryka Bolczyka i Pawła Buchtę.

Tajniak śledzi małą dziewczynkę
Oprócz Jerzego Wartaka i Stanisława Płatka apel podpisał kolejny z uwięzionych za „nieodstąpienie od działalności związkowej” w 1981 roku – Adam Skwira. Czwarty górnik, który za sprzeciw wobec stanu wojennego trafił z kopalni „Wujek” do więzienia, Marian Głuch, już zmarł.

Podpisy złożyły też córki górników, którzy zginęli: Katarzyna Kopczak-Zagórna, Magda Wilk-Bednarczyk i Agnieszka Gzik-Pawlak. Wszystkie trzy są dzisiaj przyjaciółkami, każda na cześć swojego ojca zostawiła sobie po ślubie także panieńskie nazwisko. Te dziewczyny przeżyły koszmar nie tylko dlatego, że zabito im ojców. Służba Bezpieczeństwa także później nie dawała im spokoju. – W czasie pogrzebu nie pozwolili nam wprowadzić ciała ojca do kościoła. Nawet na pogrzebie robili demonstrację siły. A potem, choć miałam dziesięć lat, zwykle w drodze do szkoły śledził mnie esbek. Inny chodził za moją mamą. No w czym mogła im zagrozić dziesięcioletnia dziewczynka? Dzisiaj to jest śmieszne, wtedy nie było – mówi pani Agnieszka.

Agnieszka miała bardzo bliski kontakt ze swoim ojcem, Ryszardem Gzikiem. Chodziła z nim do kina albo na długie spacery. 16 grudnia 1981 roku nagle się to skończyło. Jej mama Krystyna, choć sama zmagała się z potwornym bólem po stracie męża, musiała być dla Agnieszki i matką, i ojcem. Nie mówiąc o tym, że zaharowywała się choćby przy domowych naprawach, z którymi przedtem tak sprawnie radził sobie Ryszard.

Każdy z podpisanych pod tym apelem nosi w głowie takie tragiczne obrazy. Mimo to wszyscy solidarnie złożyli swoje podpisy. Napisali: „Najtrudniejsza sztuka przebaczania nieprzyjaciołom znajduje także wzór w Ojcu Świętym. – On przebaczył temu, który targnął się na jego życie. Nam dokucza ból zadany przez nieporadne polskie sądownictwo i bezkarność zbrodniarzy. Nie chcemy się poddawać uczuciom zemsty, nasze nadzieje na sprawiedliwość oddajemy w ręce Boga Sprawiedliwego i Miłosiernego”.

Płatek: przebaczam wam awansem
Po pierwszym spotkaniu w programie Tomasza Lisa Wojciech Jaruzelski przysłał do podpisanych pod apelem list. Ubolewał w nim, że w telewizji zachował się zbyt nerwowo i emocjonalnie, i wyraził gotowość do kolejnego spotkania. Jerzy Wartak już wstępnie umówił się na takie spotkanie pod koniec maja w Katowicach. Wartak dostaje jednak dzisiaj czasem listy od niezadowolonych, że rozmawia z Jaruzelskim. – Ale ja rozmawiam tylko we własnym imieniu! Każdy z naszej ósemki, która podpisała apel, nieco inaczej to uzasadnia. Sprawa przebaczenia jest kwestią całkowicie indywidualną, nikt nie może przebaczyć za kogoś innego, ale wyłącznie za siebie – wyjaśnia.

Wiele osób zastanawia się, czy intencje generała Jaruzelskiego są czyste. Czy nie próbuje on wykorzystać szlachetnych intencji pokrzywdzonych do własnych celów, na przykład żeby wybielić się w oczach społeczeństwa. Te wątpliwości nie są obce także podpisanym pod apelem. – Z generałem Jaruzelskim się nie spotkam, bo z jego strony nie było dotąd aktu żalu i pokuty – mówi Stanisław Płatek. Przypomina, że usprawiedliwienia generała, dlaczego wprowadził stan wojenny, już zna. – Nie widzę sensu słuchać tego znowu. Jeśli przyzna się do winy, mogę się z nim spotkać i podać rękę. Bo ja, podpisując apel, już przebaczyłem moim oprawcom i przestałem myśleć o zemście. Przebaczyłem awansem, bez względu na to, czy się przyznają do winy, czy nie. Tak jak nam awansem winy darował na krzyżu Bóg – mówi.

Krzywdziciele, zadośćuczyńcie
Jerzy Wartak, w przeciwieństwie do Płatka, chce z Jaruzelskim rozmawiać, przekonywać, przyprzeć do muru argumentami. Uważa, że to ma sens, nawet jeśli generał zostanie przy swoim. – Ja jeszcze nie wyciągam mojej ręki do generała Jaruzelskiego. Jestem jednak gotowy ją wyciągnąć, jeśli generał wypełni warunki porządku miłosierdzia. Te warunki to oczywiście: rachunek sumienia, żal za grzechy, wyznanie grzechów, pokuta i zadośćuczynienie – mówi Wartak.

Na czym ma polegać to zadośćuczynienie? – pyta dziennikarz „Gościa”. – Ani jednym słowem nie mogę tego sugerować. To musi wyjść od nich – mówi z przekonaniem pan Jerzy. – Byłbym gotowy rozmawiać także z zomowcami, którzy strzelali, bo jeżeli będziemy tylko z daleka obrzucać się błotem, to do niczego nie dojdziemy – dodaje.

„Apel spod krzyża” dotyczy tylko warstwy moralnej. To nie jest żaden apel, żeby sądy zaniechały ścigania morderców. – Widzę tylko jeden punkt, w którym nasz apel mógłby mieć pewien niewielki wpływ na wymiar sprawiedliwości. Jestem jednym z oskarżycieli posiłkowych w procesie zomowców. Wyobraźmy sobie, że któryś z nich zrozumiał swój błąd, że przynajmniej przyznał: „Tak, strzelałem do górników, ale nie wiem, czy moja kula zabiła”. Gdybym był przekonany o jego żalu, na pewno zaapelowałbym do sądu o niższy wymiar kary – mówi Wartak.

– A jeśli generał i zomowcy nic z tego apelu nie zrozumieją? – pytamy. Jerzy Wartak zapala się: – Nawet wtedy ta próba pojednania ma sens! Bo pokażemy młodemu pokoleniu Polaków, że można rozmawiać normalnym językiem nawet o najtrudniejszych sprawach, nawet o zabójstwie ojców i kolegów – mówi.

Przesłanie spod krzyża górników KWK „Wujek”:
Do Rodaków, Ludzi dobrej woli


Poruszeni wielkimi wy-darzeniami, spowodowanymi cierpieniem i śmiercią Ojca Świętego – Jana Pawła II, nie chcemy pozostać bez odpowiedzi na te dary łaski, które i nas obejmują. Nosimy, co prawda, rany stanu wojennego i śmierci naszych ojców i kolegów górników z kopalni „Wujek”, stale nie zrehabilitowanych przez nasze prawo, ale równocześnie głębiej odkrywamy w tych dniach porządek miłosierdzia, przekraczający ludzką sprawiedliwość.

Wiele powaśnionych stron zbliżyło się do siebie, wiele murów runęło. Liczni, zniechęceni aktualnymi trudnościami, uwierzyli, że jest nadzieja. Najdziwniejsze, że nie szukali jej poza sobą. Nikt w tych dniach nie podnosił jakichkolwiek roszczeń pod czyimkolwiek adresem. Odkrywaliśmy w sobie takie pokłady dobra, których wcześniej nie dostrzegaliśmy, w które aż trudno uwierzyć.

Stało się tak za sprawą jednego Człowieka, w którego żywot wpisały się najokrutniejsze totalitaryzmy minionego wieku, a On nie tylko nie znikczemniał z tego powodu, ale wyszlachetniał i stanął pod nimi, odnajdując się jako człowiek wolny, dzięki „Temu, który go umiłował”.

Trudności życia nie przeszkodziły Mu pozostać sobą, a wierność Bogu, Krzyżowi, Ewangelii oraz swojej Ojczyźnie doprowadziła Go aż na Stolicę Piotrową. Chociaż wiele razy już wcześniej porywał nas, głównie w czasie narodowych pielgrzymek, to dopiero ostatnie lata Jego życia, świadectwo Jego cierpienia i śmierci, powaliły nas na kolana.

Dotknęła nas ta sama łaska Ducha Świętego, której On był posłuszny przez całe życie. Jego „Totus tuus” w herbie z Krzyżem i Maryją stanowi odtąd dla nas syntezę mądrości, której chcemy być wierni. W Krzyżu, dzięki wierze, upatrujemy źródło mocy, bo w nim Zbawiciel człowieka objawił – „prawdę, która wyzwala”! W czci Maryi, która cudownie ocaliła od śmierci Jana Pawła II, chcemy się uczyć wierności Bogu i Jego Kościołowi. W papieskim zawołaniu „Totus tuus” – Cały twój, pragniemy swoje siły ofiarować dla dobra wspólnego.

Najtrudniejsza sztuka przebaczania nieprzyjaciołom znajduje także wzór w Ojcu Świętym. – On przebaczył temu, który targnął się na Jego życie. Nam dokucza ból zadany przez nieporadne polskie sądownictwo i bezkarność zbrodniarzy. Nie chcemy się poddawać uczuciom zemsty, nasze nadzieje na sprawiedliwość oddajemy w ręce Boga Sprawiedliwego i Miłosiernego.

Zaś do wszystkich rodaków dobrej woli zwracamy się z apelem pojednania się w duchu Jana Pawła II.

Krzywdzicieli – prosimy o uznanie swoich win i zadośćuczynienie!
Pokrzywdzonych – prosimy o przebaczenie doznanych krzywd.
Młodych – wzywamy – „do przeniesienia ku przyszłości” – bez podziałów pokoleniowych – „to całe olbrzymie dziedzictwo dziejów, któremu na imię Polska”.

Agnieszka Gzik-Pawlak
Magdalena Wilk-Bednarczyk
Katarzyna Kopczak-Zagórna
Jerzy Wartak
Adam Skwira
Stanisław Płatek
Ks. Henryk Bolczyk
Ks. Paweł Buchta


Katowice 21.04.2005 r.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.