Zobaczyliśmy żywy Kościół

Marcin Jakimowicz, ks. Tomasz Jaklewicz

|

GN 17/2005

publikacja 20.04.2005 23:13

Jeszcze nie ostygły w nas emocje, nie obeschły łzy. Pożegnanie Jana Pawła II było czymś zaskakującym, niezwykłym, wielowymiarowym. W pamięci na długo pozostaną obrazy tych dni. Co właściwie się stało? Objawił się Kościół. Jego najpiękniejsze oblicze. Dla wielu po raz pierwszy.

Zobaczyliśmy żywy Kościół Józef Wolny

Uczniowie idący do Emaus potrafili zrelacjonować wszystko, co się wydarzyło w Jerozolimie. Na ich oczach były jednak łuski. Nie dostrzegali sensu. Nie rozumieli. Dopiero obecność Zmartwychwstałego, Jego cierpliwe tłumaczenie wydarzeń w świetle Pisma doprowadziło ich do odkrycia prawdy. Ich oczy się otworzyły, serca zapłonęły.

Jesteśmy trochę w podobnej sytuacji. Dla zrozumienia tego, co się stało w minionych dniach, nie wystarczą analizy socjologów, psychologów czy polityków. Potrzebna jest perspektywa teologiczna. Mieliśmy bowiem do czynienia przede wszystkim z niepowtarzalnym przeżyciem duchowym. Na niespotykaną skalę. Klucza do interpretacji doświadczeń duchowych może dostarczyć tylko wiara. Ona daje właściwe okulary, pokazuje wyraźny obraz. Bez wiary pozostaniemy na poziomie przemijających emocji lub będziemy fascynować się statystykami. Wiara odsłania najgłębszy sens historii, dostrzega związek między nią a Bogiem. Sprawcą duchowych doświadczeń może być tylko Duch Święty.

Kto nas zwołał?
– Byliśmy razem. Po raz pierwszy. Dotąd nie mieliśmy okazji, by się zjednoczyć, poczuć tę ogromną więź. Nasi rodzice przeżyli swoje „pięć minut” w marcu 1968 roku czy za czasów rodzącej się „Solidarności”. A my? Dopiero teraz poczuliśmy, jak jest nas wielu – opowiada osiemnastoletnia Tosia, która o olbrzymim spotkaniu na krakowskich Błoniach dowiedziała się przez SMS-a. Pobiegła. Nie była wcale zdziwiona, gdy zobaczyła ogromny tłum klęczący w czasie Mszy świętej na zielonej wiosennej trawie. – To normalne, że wszyscy gromadzimy się na Mszy. A gdzie mielibyśmy teraz pójść? – pyta licealistka. – Po raz pierwszy doświadczyłam tego, że Kościół jest powszechny.

Podkreślały to jeszcze bardziej ogromne telebimy pokazujące modlących się na całym świecie młodych ludzi. Młodzi Hiszpanie i Włosi przyjmujący Komunię świętą, sędziwy brat Roger z Taizé, podjeżdżający na wózku pod stopnie ołtarza. Ogromna jedność.

W tym gromadzeniu się był powiew Ducha Świętego, odczuwalne było Jego działanie. Ludzie gromadzili się nie tylko po to, by wspólnie płakać nad ukochanym człowiekiem. Ich pragnienia sięgały dalej i głębiej. Chcieli modlitwy, nawrócenia, pojednania. Ich myśli wybiegały poza doczesność. Mówili o życiu po drugiej stronie, o świętości, o potrzebie wstawiennictwa u Boga. Od smutku silniejsza była nadzieja. To wszystko są znaki działania Bożego Ducha. Jan Paweł IIobudził w nas te najgłębsze pragnienia, bo był sam poddany Jego sile. To właśnie jest tajemnica Kościoła!

Bóg posyła ludzi, którzy stają się nosicielami Ducha. Chrystus – Pierwszy Pasterz Kościoła – nadal wybiera ludzi, którym mówi: „Paś owce moje”. Jezus powołał Piotra i pozostałych Apostołów, a oni zaopatrzeni w moc Ducha Bożego gromadzili wokół siebie uczniów. Tak samo jest i dzisiaj. Każdy ziemski pasterz Kościoła jest obrazem Pierwszego Pasterza. Tym bardziej doskonałym, im bardziej jest otwarty na tchnienie Ducha. Słowo Kościół (po grecku ekklesia) oznacza „zwołanie”. Bóg gromadzi ludzi, zwołuje ich. Aby byli razem, zjednoczeni. Aby tworzyć ludzką wspólnotę, w której doświadcza się Bożej obecności, działania Jego łaski.

„Szukałem was, teraz wy przyszliście do mnie”.
Te słowa umierającego Papieża mają głębszy sens, niż się z pozoru wydaje.
„Szukałem was”. Bóg nieustannie szuka człowieka. Adamie, gdzie jesteś? – tak wołał Bóg po grzechu pierwszych ludzi. To wołanie stało się ciałem. Jezus, wcielony Bóg, przyszedł na świat, aby szukać i ocalać to, co zaginęło. Tę misję przekazał Kościołowi. Bóg nadal szuka ludzi poprzez Kościół. Słowa Papieża mówią nie tylko o Jego miłości do nas. Ich najgłębszym źródłem jest Boża miłość, która nas szuka, która chce nas dosięgnąć, ogarnąć, zgromadzić, przemienić. Boża miłość konkretyzuje się w Kościele, otrzymuje ludzką twarz.

„Wy przyszliście do mnie” – taka jest właśnie odpowiedź człowieka, której pragnie Bóg. On chce nas mieć przy sobie. Gromadzi nas na jednym miejscu. Jednoczy z sobą w miłości. Tak jest na każdej Mszy świętej. Ostatecznie chce nas mieć wszystkich w swoim domu, w niebie. Wielojęzyczna rzesza – która płynęła do Bazyliki św. Piotra – była cudownym znakiem pielgrzymującego Kościoła. Wszyscy tęsknimy za ojcem. Wędrujemy do domu. Po śmierci Papieża jedno z pism zamieściło tytuł: „Ojcze nasz, któryś jest w niebie”. To dobra intuicja. Tęsknimy za Janem Pawłem, ale na najgłębszym poziomie za Ojcem, który jest w niebie.

Życie Kościoła opiera się na tym podwójnym ruchu: Boga ku nam i nas ku Bogu. Jak w soczewce skupia się ten dynamizm miłości w Chrystusie. Jako prawdziwy Bóg biegnie ku ludziom, jako prawdziwy człowiek pociąga ludzi ku Bogu. Ta miłość zstępująca z nieba na ziemię i wstępująca z ziemi ku niebu pulsuje w Eucharystii.

Co dalej?
– Podszedłem do ciała Ojca Świętego, dotknąłem kraja szaty, ucałowałem – opowiada znany duszpasterz, dominikanin o. Jan Góra. – Wtedy zrozumiałem, że moim obowiązkiem jest przełożyć to wzruszenie, tę miłość na wiarę, na kulturę, na dojrzalszą formę istnienia. Trzeba sobie i innym powycierać łzy i przetworzyć tę miłość na inną formę obecności. Proponuję wszystkim, by studiowali myśl Jana Pawła II, by przeczytali bodaj jedną jego książkę, bodaj jedną encyklikę. Żebyśmy wiedzieli, co do nas powiedział; żebyśmy żyli według jego wskazań. Nie ma rozstania ze zmarłymi, zmienia się tylko sposób naszego obcowania z nimi. Jest ciąg dalszy. Nie ma końca.

– Na Lednicy chcę postawić ogromny słup dębowy, z wielkimi skrzydłami i małymi skrzydłami. A nazwa tego monumentu: Ojciec Święty rozdaje skrzydła młodzieży. Papież był wizjonerem. Dlatego nie mogę postawić knota jakiegoś betonowo-marmurowego czy z brązu. Myślę też o tym, jak to zrobić, żeby Ojciec Święty był, i to jeszcze bardziej był niż dotychczas. To jest moje zmartwienie teraz, jak to zrobić. To jest fantastyczne, że młodym ludziom w Polsce, na świecie otwierają się oczy. To, co się tutaj dzieje, w Rzymie, świadczy o tym, co on zrobił. Papież miał nieprawdopodobną wrażliwość wzajemności. On dawał impuls i to odbijało mu jak echo – mówi o. Góra.

I jak teraz poradzi sobie Kościół po odejściu pasterza? – prowokacyjnie pytał dziennikarz. Kiedy wchodziłem do Bazyliki św. Piotra, by pokłonić się ciału Jana Pa-wła II, śpiewano psalm: „Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego”. Te same słowa usłyszał miliard ludzi na całym świecie podczas pogrzebu. Pan jest pasterzem! Kościół nie wymknął się Panu Bogu z rąk. Pan jest pasterzem. On prowadzi Kościół. O dniu śmierci Jana Pawła II wiedział już przed założeniem świata. Jest ciąg dalszy. Kościół trwa. W tych dniach wybiera kolejnego następcę św. Piotra. Jezus zapyta go: czy miłujesz mnie więcej? A potem szepnie w serce: paś owce moje.

Kardynał Ratzinger pisał przed laty: „Kościół najbardziej jest nie tam, gdzie się organizuje, reformuje, rządzi, tylko w tych, którzy po prostu wierzą i w nim przyjmą ten dar wiary, który staje się w nich życiem. Tylko ten, kto doświadczył, jak (…) Kościół dźwiga ludzi, daje im ojczyznę i nadzieję, ojczyznę, która jest nadzieją: drogą do życia wiecznego. Tylko ten, kto doświadczył tego, wie, czym jest Kościół”. Pożegnanie Jana Pawła II było wielką lekcją Kościoła. Wielu po raz pierwszy doświadczyło w sobie Jego duchowej siły, płynącej nie ze sprawnej instytucji, ale ze wspólnoty serc.

Jeden z księży opowiadał, jak w czasie drogi do Rzymu ludzie sprzeczali się między sobą w autokarze. Każdy miał swój pomysł, jak dostać się do bazyliki. Kiedy wracali, nastrój był zupełnie inny. Zatrzymali się na Mszy świętej w małej czeskiej wiosce. Słuchali z przejęciem opowiadania miejscowego proboszcza, księdza z Polski, o niełatwej codzienności czeskiego Kościoła. Musimy im pomóc, trzeba coś zrobić – taka była reakcja. Wymienili telefony.

Jan Paweł II dał nam skrzydła, Duch Święty wieje jak wiatr. Do nas należy jedno – latać. Z odwagą i klasą. Ku niebu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.