Wejść w wielkie buty Papieża?

Andrzej Babuchowski

|

GN 16/2005

publikacja 20.04.2005 19:50

Wejść w wielkie buty Papieża? – Dziura w moim sercu jest wielkości pięści. Czuję się fatalnie – to wypowiedź jednego z uczestników internetowego forum na temat „Moje wspomnienie o Papieżu”.

Wejść w wielkie buty Papieża? Ireneusz Okarmus

– Mam 30 lat, nie pamiętam innego Papieża i na razie nie chcę myśleć, co będzie dalej – zwierza się w radiu pewna Polka. Poniedziałek, 18 kwietnia 2005 roku. Sucha informacja o terminie konklawe brzmi w uszach trochę jak pierwszy dzwonek przed kolejną odsłoną dziejów Kościoła. Myśl o tym wyrywa z modlitewnego skupienia, a przez zasłonę smutku coraz natarczywiej przebija się trzeźwe pytanie: „Kto następny?”.

Niby wiemy, jako katolicy, że „każdy następny”, skądkolwiek by się wywodził, będzie namiestnikiem Chrystusa. Będzie – tak samo jak jego poprzednicy – „naszym” Ojcem Świętym. Ale czy jesteśmy już dzisiaj przygotowani na taką sytuację? Czy po trwającej ponad 26 lat cudownej posłudze Piotrowej Polaka nie ulegniemy pokusie porównywania przyszłego papieża ze Zmarłym?

Przed tego rodzaju niebezpieczeństwem stoimy zresztą nie tylko my, ale i miliony ludzi na świecie, których serca zawojował Jan Paweł II. Bardzo trafnie wyraził to w telewizyjnym wywiadzie jeden z biskupów, nie kryjąc swojego współczucia dla kolejnego sukcesora: „Ktokolwiek teraz zostanie papieżem, będzie musiał wejść w wielkie buty”.

Tylko jak to zrobić? I czy koniecznie, za wszelką cenę, trzeba w te „wielkie buty” wchodzić? Zwłaszcza że mogą być naprawdę za duże. Zarówno pod względem jakości czy stylu sprawowania papieskiej posługi przez Karola Wojtyłę, jak i ogromnych liczb, którymi zaznaczył się jego pontyfikat. Można domniemywać, że liczne „rekordy”, jakie ustanowił w czasie ostatniego ćwierćwiecza, są właściwie już nie do pobicia. Czy jednak zadaniem Kościoła jest rozbudzanie niezdrowej rywalizacji, a rolą następców świętego Piotra przelicytowywanie swych poprzedników?

Nie lękajcie się innego!
Wielkość Papieża Polaka polegała między innymi na tym, że nikogo nie przytłaczała. Mam nadzieję, że nie przytłoczy również jego następcy. Jan Paweł II nie miał też nigdy zamiaru przyćmiewać swoich poprzedników, przeciwnie – zawsze mocno podkreślał ich zasługi (beatyfikował na przykład Jana XXIII), a przybierając ich papieskie imiona, stawał się kontynuatorem rozpoczętego przez nich dzieła.

Swoje nieprzeciętne talenty, niezwykły charyzmat apostolski włączał nieustannie w ofiarną i pełną pokory służbę Bogu, Kościołowi i ludziom. Dlatego oczekując nowego pontyfikatu, my także powinniśmy unikać konfrontacji, zestawień i porównań.

Nie ma dwóch takich samych ludzi na świecie! Nowy papież może już nie mieć tak silnego i pięknego głosu. Ani takich zdolności aktorskich jak Karol Wojtyła. Może się inaczej i rzadziej uśmiechać, mieć inny sposób poruszania się, rozmawiania z ludźmi, inny temperament, inne przyzwyczajenia. Czy z tego powodu mamy go odrzucić?

A jeśli okaże się, że ma inny kolor skóry, że jest z innego kontynentu, że pochodzi z „jeszcze dalszego” kraju niż Zmarły Poprzednik? Czy, zwłaszcza my, Polacy, zgodzimy się na tę inność? Czy uznamy go za swego ojca? Czy przyjmiemy go i pokochamy? Tak jak uczynili Włosi wobec Jana Pawła II, choć przecież był dla nich „obcy”. Myślę, że najlepszym sposobem zachowania pamięci o zmarłym Papieżu będzie naśladowanie go, czyli przyjmowanie z miłością każdego takim, jakim jest.

Prawdziwa świętość
Słyszałem, jak na drugi dzień po śmierci Ojca Świętego pewna pani zadzwoniła do telewizji, wyrażając żal, że straciliśmy „Nadczłowieka”. Rozumiem, chciała użyć metafory, która najpełniej oddaje duchową wielkość Karola Wojtyły (był na pewno duchowym gigantem), ale przyznaję, że sformułowanie to wywołało we mnie dreszcz grozy. Skojarzenia z Nadczłowiekiem („Übermenschem”) są bowiem jak najgorsze i lepiej ich w ogóle nie przyzywać.

Być może chodziło po prostu o to, że Jan Paweł II jest człowiekiem świętym i co do tego – pełna zgoda. Tylko że święci to nie są nad-ludzie. Mimo że w jakiś sposób są nad-zwyczajni. Świętość Papieża Polaka na tym właśnie polegała. Był „tylko” człowiekiem i „aż” człowiekiem. Człowiekiem w każdym calu. Mówi się dziś coraz częściej, że „uczłowieczył” papiestwo.

Święty to człowiek, który nie zasłania sobą Boga. Cokolwiek byśmy powiedzieli o Karolu Wojtyle jako religijnej „supergwieździe” czy „showmanie”, bo tak nieraz postrzegały go media (Bill Clinton przyznał nawet kiedyś, że bałby się go mieć za kontrkandydata w wyborach), nie zmienia to faktu, iż był całkowicie przezroczysty. Dlatego, patrząc na niego, mogliśmy zawsze zobaczyć Chrystusa.


Bogactwo Kościoła przejawia się między innymi w oszałamiającej różnorodności typów i charakterów, z których Pan Bóg, przy ludzkiej współpracy, urabia świętość.

Jest w tej galerii miejsce i dla szczerych „wesołków”, i dla ludzi, o których ks. Jan Twardowski pisze żartobliwie: „Jak można wejść do nieba z taką smutną twarzą?”. Kto choć trochę otarł się o historię papiestwa, bez trudu zauważy, że i tu mamy do czynienia z różnobarwną galerią postaci. A Kościół trwa, rozwija się i wzrasta! Znany czeski teolog, ks. Tomáš Halík, który chrzest przyjął jako człowiek już dorosły, przyznał, że tym, co w pierwszym momencie najbardziej przyciągnęło go do Kościoła katolickiego, był właśnie ów pluralizm uwidoczniony w nieprzebranym panteonie świętych.

On wskaże
– Sądzę – mówi wspomniany ks. Halík, znający dobrze nasze realia – że polscy księża stoją teraz przed olbrzymim zadaniem psychologiczno-pastoralnym, ponieważ wiara i stosunek wobec Kościoła muszą przejść pewne zmiany.

Podobnie dla całego społeczeństwa polskiego utrata tego największego symbolu polskości stanowi wyzwanie duchowe i polityczne. Naturalne jest to, że Jan Paweł II nie zniknie z pamięci historycznej Polaków, ale nadmierne przywiązanie do pamięci po zmarłym może stanowić też niebezpieczeństwo.

Z pewnością głęboką świadomość takiego niebezpieczeństwa miał sam Ojciec Święty. Dlatego w „Tryptyku rzymskim” dodaje nam otuchy i wyraża pragnienie, byśmy ufnie i bez lęku otworzyli się na działanie Ducha Świętego.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.