Zmartwychwstali

Marcin Jakimowicz

|

GN 13/2005

publikacja 30.03.2005 00:02

Po czym poznać prawdziwego,Jedynego Boga?On sam podpowiada: „Poznacie,że Ja jestem Pan, gdy wasze groby otworzę i z grobów was wydobędę, ludu mój”.

Zmartwychwstali Są tylko dwie drogi: życie lub śmierć. Nie ma pośredniej – opowiada Jurek Wielgosz na zdjęciu. Marek Piekara

Uczyni to w chwili naszego zmartwychwstania, ale przecież czyni to już i dziś! Już teraz wstajemy z grobów. Zaczynamy oddychać. Możemy dotknąć nieba. Już tu, na ziemi.

Jurek zmartwychwstaje
– W jednej chwili straciłem wszystko. Zginęli moi rodzice, a braci mi zabrano. Zostałem sam, bez niczego, zanurzony po uszy w śmierci – opowiadał mi przed kilkoma dniami Jurek. Pochodzi ze 140-tysięcznego miasta. Jest tam dzielnica, zwana dzielnicą cudów. Słynna w całej okolicy – przez pewien czas nie wjeżdżała tam nawet policja. Samotny jak palec Jurek w padł po uszy w towarzystwo ludzi z tej dzielnicy. Spał w rowach. Każdego ranka budziła go pani Henia, sympatyczna sprzątaczka, która zamiatała na ulicy liście. Dotykał śmierci. – I wówczas znalazł się ktoś, kto pokazał mi światło. Zaopiekował się mną. Powiedział: spróbuj tego. Byłem już w takim dole, że spróbowałem. Widzę, że jeżeli człowiek osobiście nie spotka Boga, nie pozna Jego drogi, to cały czas żyje w śmierci. Są tylko dwie drogi: życie lub śmierć. Nie ma pośredniej – mówi dziś. Po czym poznał, że spotkał prawdziwego Boga? Otworzył jego grób. Tylko On to potrafi. Jurek jest gitarzystą świetnej chrześcijańskiej metalowej grupy Anastasis. Anastasis znaczy zmartwychwstanie.

Adam zmartwychwstaje
Gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy, Adam wyglądał jak wrak, nie jak człowiek. Kilka lat wcześniej ukończył elitarny wydział jazzu na akademii muzycznej. „Jesteś świetny” – klepali go po ramieniu muzycy i ludzie z branży. Uśmiechał się, pycha nadymała go jak balon. „Jak sprostać takim oczekiwaniom?” – martwił się. I grał od rana do wieczora. Był opętany muzyką. Chciał być najlepszy. Każdego, kto stawał na drodze do muzycznej kariery, uznawał za wroga.

I nieoczekiwanie jego życie z ogromnym hukiem legło w gruzach. Rozpadła się rodzina, a dłoń zaczął chwytać jakiś dziwny, nieokiełznany skurcz. Grał dalej, ale wiedział, że poprzeczki, którą umieścił bardzo wysoko, już nie przeskoczy. Załamał się. Kiedyś powiedział mi nawet: „Wszystko w moim życiu zawiodło, moja pracowitość, upór i determinacja. Moja odpowiedzialność, dobroć i wierność ideałom. Zawiedli ludzie i idee. Zawiodło wszystko, w co wierzyłem i w co byłem zapatrzony. Zawiodłem ja sam. Został mi jeszcze do sprawdzenia Bóg. Jeśli On zawiedzie, to się wieszam”.

Dokładnie rok temu „przypadkowo” trafił na rekolekcje prowadzone przez ojca Jozo Zovko. Był rozdarty. Nigdy wcześniej nie doświadczył Bożego dotyku. Pragnął go całym sercem. W czasie modlitwy Bóg otworzył jego grób. „Zacząłem płakać. Rozlał się we mnie totalny pokój i zachwyt, i zaowocowało to płaczem. Niesamowity szloch na gigaskalę, nie do opanowania. Klęknąłem, bo nie miałem siły, i opierałem się o ziemię. Moje okulary wyglądały jak samochodowa szyba w czasie deszczu. Wydawało mi się, że to koniec.

Zaczął się okres beczeniai przeżywania Bożej miłości na niespotykaną dotychczas skalę. Trwało to parę godzin. Byłem totalnie roztrzęsiony. Miałem wrażenie, że mówi do mnie jakiś głos: »Stary, czy ty widzisz, co tu na ciebie czeka? Schowaj te swoje problemyi swoje grzechy, bo one nie mają szans przy mojej miłości. Ona zakrywa wszystko«. Płakałem nad swoją nędzą. Zobaczyłem, jakim świństwem jest ranić tak doskonałą miłość. I jednocześnie płakałem ze szczęścia. Do tej pory wierzyłem, że Bóg wybaczył mi wszystko, a teraz to poczułem. Miałem wrażenie, że Boża miłość miażdży całą moją śmierć i nędzę. Był to więc też płacz upojenia szczęściem. Jestem przekonany, że był to jedynie odprysk promyka tej miłości. Ale on mnie i tak znokautował...

Poczułem się cenny w oczach Boga. On uzdrowił mą niską samoocenę, a nawet pogardę, którą nosiłem w sobie. Skoro jesteś kimś, kogo kocha Bóg, to nie możesz być byle kim!!! I nikt nie może ci wmówić, że jesteś śmieciem, który nie zasługuje na miłosierdzie. Tak jakbym usłyszał głos Boga mówiącego: »Gdybyś wiedział, jak cię kocham, płakałbyś z radości«”. Dziś setki młodych na koncertach śpiewają jego piosenkę „Zaufaj Panu już dziś”. – „Jak nie ma śmierci, to nie ma zmartwychwstania” – podsumowuje Adam. Wie, co mówi.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.