Państwo kontra rodzina

Piotr Legutko

|

GN 03/2005

publikacja 12.01.2005 20:14

Rząd chce wprowadzić ustawowy zakaz bicia dzieci. Projekt przygotowany przez urząd ds. równego statusu kobiet i mężczyzn miał być w założeniu kijem włożonym w mrowisko.

Państwo kontra rodzina Upomnienie słowami nie zawsze jest skuteczne, a czasami trzeba reagować szybko Marek Piekara

Rząd chce wprowadzić ustawowy zakaz bicia dzieci. Projekt przygotowany przez urząd ds. równego statusu kobiet i mężczyzn miał być w założeniu kijem włożonym w mrowisko. Tak naprawdę nie chodzi bowiemo ochronę dzieci, ale o to, by sprawdzić, jak daleko państwo może wkraczać na teren zastrzeżony dla rodziny przez tradycjęi konstytucję.

Gdy dwóch mówi to samo, to wcale nie oznacza, że obaj to samo mają na myśli. Termin „bicie dzieci” jest niezwykle pojemny. W ferworze pedagogicznych i politycznych polemik mieszczą się w nim zarówno klapsy, jak i pręgi.

W zależności od intencji polemisty „biciem” może okazać się niewinne „danie po łapach” za podłożenie nogi braciszkowi lub okrutne pastwienie się nad bezbronnym dzieciakiem. Trudno w tej sytuacji o sensowną debatę. Przekonał się o tym Stanisław Sławiński, autor głośnej przed kilku laty książki „Wychowanie do posłuszeństwa”. Okazało się wówczas, że propagowanie tak „niepoprawnego politycznie” słowa jak posłuszeństwo już wystarczy, by podpaść recenzentom.

Na nic zdało się tłumaczenie, że jest zasadnicza różnica między posłuszeństwem wynikającym wprost z poszanowania autorytetu i uległością, płynącą ze strachu przed karą. Kamieniem obrazy była też spora lista przykładów niezwykle subtelnych i zgoła „nie cielesnych” kar, czyniących dużo poważniejsze spustoszenia w dziecięcej psychice niż symboliczne klapsy. – Książka wywołała szczere i spontaniczne poczucie zgorszenia u wielu publicystów, zwłaszcza tych, którzy jej nie czytali – wspomina dr Sławiński. – Dlatego dziś nie będę w ogóle wypowiadał się na temat ustawowego zakazu bicia dzieci – dodaje.

Antypedagogika
Ktoś pewnie zaprotestuje, że nie ma czegoś takiego jak „symboliczny klaps”, a każda forma fizycznej przemocy wobec dziecka jest godna potępienia. Zgoda, nie można jednak stawiać równości pomiędzy biciem dzieci, a ich dyscyplinowaniem. Chyba że chcemy kwestionować sam fakt podporządkowania dziecka autorytetowi osoby dorosłej.

W wypowiedziach i planach resortu kierowanego przez Magdalenę Środę nie bardzo mieści się wychowanie rozumiane jako proces celowego formowania ducha i charakteru. Pani minister wydaje się być raczej zwolenniczką antypedagogiki, która uznaje wpajanie dziecku pewnego określonego systemu wartości za naruszanie prawa jednostki do samookreślenia. Wygląda na to, że polski rząd jest dziś podobnego zdania, poszukując głównego źródła zagrożeń kobiet i dzieci w patriarchalnym modelu rodziny. Surowy ojciec jawi się tu jako najpoważniejsze niebezpieczeństwo.

Tymczasem, jak trafnie zauważa Bronisław Wildstein, publicysta „Rzeczpospolitej”: „Źródłem patologii w postawach współczesnej młodzieży nie jest nadmiar autorytetu, co głoszą poprawne politycznie interpretacje, ale jego brak. Nie determinuje nas »represywny, patriarchalny« model rodziny, ale jego kryzys”.

Co do diagnozy nie ma wątpliwości – rodzina jako środowisko wychowawcze znajduje się w kryzysie. Różnice pojawiają się natomiast zarówno we wskazaniu przyczyn, jak i dróg wyjścia.

Pogotowie, a nie arbiter
Duszpasterze, socjologowie, wychowawcy wskazują jako źródło kryzysu erozję rodziny, słabnącą pozycję rodziców, rosnący wpływ mediów i grup rówieśniczych. Ideolodzy lewicy uważają z kolei, że rodzina psuje się niejako „od środka”, jest toksyczna przez panujące tam wzorce zachowań, uwarunkowane kulturowo i religijnie. Stąd potrzeba ingerencji państwa we wzajemne relacje między rodzicami i dziećmi.

Nikt przy zdrowych zmysłach nie kwestionuje faktu, że odpowiednie organa powinny interweniować, gdy rodzice stwarzają elementarne zagrożenie dla dzieci. Jeśli ojciec bije, matka głodzi lub oboje rozpijają nieletnich, wkracza policja, zaczynają działać sądy, bo kodeks karny przewiduje za takie czyny konkretne kary. Czym innym jest natomiast ustawowe umocowanie państwa jako swoistego arbitra, gwaranta równowagi w relacjach wewnątrz rodziny.

Dziecko też człowiek i swoje prawa ma. Zgoda, ale do pewnego wieku są to prawa ograniczone, z oczywistych względów. To rodzice ponoszą zań pełną odpowiedzialność, także prawną. Zwiększanie praw dzieci, dawanie im – na przykład – możliwości oskarżania rodziców, jest naruszaniem istniejących fundamentów ładu społecznego.

Przepis edukacyjny…
– Ten projekt wyważa otwarte drzwi, stara się opisać rzeczywistość, która jest już w polskim prawie opisana – dziwi się Paweł Jaros, rzecznik praw dziecka. – Nie wolno w Polsce nikogo bić, poniżać, naruszać nietykalność cielesną… Za to wszystko grożą konkretne sankcje. Konstytucja w swojej preambule mówi także o przyrodzonej godności człowieka. Nie wiadomo za bardzo o co więc chodzi pomysłodawcom nowelizacji, poza osiągnięciem efektu propagandowego. O to, żeby rodzice za klapsa szli do więzienia? – pyta rzecznik.

Legislatorzy z urzędu kierowanego przez minister Środę odpowiadają, że nie ma mowy o sankcjach, bo nowy przepis będzie miał jedynie charakter… edukacyjny.

– Nie ma czegoś takiego jak „charakter edukacyjny” przepisu. Prawo ma regulować stosunki społeczne. Ten przepis nic nie reguluje, co więcej, jest na tyle niejasny, że pozostawia spore pole do nadużyć – ocenia mecenas Paweł Kuglarz z międzynarodowej kancelarii prawniczej Beiten Burkhardt Rastawicki. Jego zdaniem, cały pomysł nawiązuje do instrumentalnego wykorzystywania prawa w celach ideologicznych, wypisz, wymaluj, jak za czasów PRL. – Pełne prawo do wychowywania dzieci mają rodzice, mówi o tym artykuł 48 konstytucji. Jakiekolwiek ograniczanie tych praw jest zatem sprzeczne z konstytucją – dodaje Paweł Kuglarz.

…i problem z głowy
Irytację rzecznika praw dziecka budzi fakt, że problem przemocy domowej jest wykorzystywany do celów politycznych. – Nie ma dziś w rządzie bardziej ideologicznie nacechowanego miejsca niż urząd ds. równego statusu, więc choćby z tego powodu nie powinny stąd wychodzić tak kontrowersyjne projekty. Zwłaszcza jeśli nie powstają przy pomocy prawników, psychologów, pedagogów i nie są elementem jakiegoś długofalowego działania – zauważa Paweł Jaros. I pyta: – jakie będą dalsze kroki rządu w tej sprawie? A może skończy się tylko na wprowadzeniu przepisu? To zrobić najłatwiej.

Dużo trudniej poprawić – skoro już mowa o sytuacjach drastycznych – funkcjonowanie sądów rodzinnych, trudniej zadbać o profesjonalną pomoc ofiarom przemocy. A tego właśnie oczekuje się od instytucji państwa, tu są całe obszary wymagające interwencji. Drastyczne przypadki nadużycia władzy rodzicielskiej i małżeńskiej nie oglądają światła dziennego, nie dlatego że taką mamy tradycję czy tak radzi spowiednik, ale dlatego, że ofiary przemocy nie wierzą w sprawność państwa, w zachowanie intymności przesłuchań, dyskrecji dochodzeń, w szybkość i nieuchronność kary.

Lepsze wrogiem dobrego
Pomysły specjalnych ustaw zakazujących bicia dzieci pojawiły się nie tylko w Polsce. To gorący temat także w Hiszpanii czy Wielkiej Brytanii. Projekt autorstwa minister Środy jest prawdopodobnie bezmyślnym naśladowaniem rozwiązań proponowanych dziś przez inne europejskie socjaldemokracje. Rozwiązań płynących z niewiary w znaczenie więzi rodzinnych i społecznych.

Lepsze jest wrogiem dobrego. Przekonują się o tym Niemcy, którzy jakiś czas temu wprowadzili u siebie specjalne, obowiązkowe ubezpieczenie pielęgnacyjne. Miało ono w myśl intencji ustawodawcy pokrywać koszty opieki nad osobami starszymi, a doprowadziło do poważnego osłabienia poczucia odpowiedzialności za chorych i zniedołężniałych rodziców. „To już nie mój problem. W końcu płacę za opiekę” – mówią zabiegane, dorosłe dzieci. I czują się zwolnione z obowiązku… przez nadgorliwość państwa.

O demokracji powiada się, że jest fatalnym ustrojem, ale nikt jak dotąd lepszego nie wymyślił. To samo można powiedzieć o rodzinie. Pewnie nie zawsze zdaje egzamin, ale w sprawach wychowania (i nie tylko) nie ma dla niej alternatywy. Ingerując w skomplikowany system wewnątrzrodzinnych relacji, państwo pakuje się w poważne tarapaty.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.