Wygrała tradycja

rozmowa z prof. Zbigniewem Lewickim

|

GN 45/2010

publikacja 11.11.2010 16:34

Pokonanie Obamy za 2 lata będzie łatwe, jeśli republikanie nie wystawią znowu jakiegoś starszego pana, z piękną przeszłością, kompletnie nieinspirującego młodych wyborców – uważa prof. Zbigniew Lewicki, amerykanista z UW i UKSW.

Wygrała tradycja FOTORZEPA/RAFAŁ GUZ

Jacek Dziedzina: Amerykanie głosowali za republikanami czy bardziej przeciwko Obamie?
Prof. Zbigniew Lewicki: – Na pewno było to głosowanie przeciwko Obamie, czyli przeciw naruszaniu tradycyjnego modelu społeczeństwa amerykańskiego opartego na indywidualizmie i niewtrącaniu się państwa w życie obywateli. Ale proszę też zauważyć, którzy republikanie nie wygrali. Odpadły na przykład niektóre kandydatki Tea Party, dość radykalne, a jednocześnie nieobeznane z polityką, które dawały dowód swojej ignorancji. To świadczy o tym, że nie było to głosowanie w ciemno za republikanami, ale głosowanie za profesjonalistami, którzy obiecują prowadzenie polityki zgodnie z oczekiwaniami tradycyjnego społeczeństwa amerykańskiego. Było to więc głosowanie za republikanami jako alternatywą dla demokratów, ale nie za każdym tylko dlatego, że jest republikaninem.

Czy Amerykę czeka teraz paraliż władzy, czy też dojdzie do jakiegoś kompromisu między prezydentem i republikanami?
– Nie będzie paraliżu. To jest demokracja o mocnych podstawach. Sytuacje, że jedna partia ma Biały Dom, a druga Kongres, zdarzają się bardzo często. Amerykanie potrafią sobie z tym radzić. Oczywiście to nie jest sytuacja pozwalająca przeprowadzić dramatyczne reformy. To jest możliwe tylko wtedy, gdy jest bardzo mocny, wyrazisty, cieszący się ogromnym autorytetem prezydent, który jest w stanie nawet przy przeciwnym mu Kongresie przeforsować reformy. W Ameryce nie ma głosowania partyjnego. Nie ma dyscypliny partyjnej, więc wszystko zależy od siły prezydenta. A ponieważ Obama okazał się dość słaby, to oczywiście swojego programu przez Kongres nie przeprowadzi. Ale paraliżu na pewno nie będzie.

Czy jednak po kryzysie USA nie wymagają zdecydowanych reform?
– Stany wymagają tylko tego, żeby pozwolić ludziom normalnie funkcjonować. Wiele osób uważa, że reformy Roosevelta z lat 30., tzw. Nowy Ład, zaszkodziły, a nie pomogły wyjść z kryzysu. Do tej pory historia pokazywała raczej, że gospodarka daje sobie radę bez ingerencji państwa czy też dzięki temu, że państwo nie ingeruje, przechodząc co jakiś czas kurację w postaci kryzysu i rozwijając się dalej.

Czy po tej porażce demokratów Obama ma szansę na reelekcję?
– Pokonanie Obamy będzie stosunkowo łatwe, jeżeli republikanie nie powtórzą błędu, który popełnili przy Clintonie, gdy w momencie kryzysu prezydenta demokratów wystawili przeciwko niemu najmniej atrakcyjnego kandydata, jakiego mogli znaleźć. Jeżeli znowu to się powtórzy i republikanie wystawią jakiegoś starszego pana, z piękną przeszłością, kompletnie nieinspirującego młodych wyborców, to Obama ma szansę na reelekcję. Ale wtedy będzie to tylko wynikiem irracjonalnego zachowania republikanów, do czego są zdolni, bo dwa lata temu też wystawili kandydata, który na wybór nie miał żadnych szans. Pomogli w tym bardzo Obamie. Są i takie głosy, że było to świadome działanie na rzecz długoletniego osłabienia demokratów, żeby się Obama skompromitował i żeby szybko demokraci do Białego Domu nie wrócili. I ta, wydawałoby się, spiskowa teoria po dwóch latach znajduje pewne potwierdzenie.

Na czele Izby Reprezentantów ma szansę stanąć znany obrońca życia John Boehner. W wielu stanach wygrali politycy zaangażowani w ruchy pro-life. To świadomy wybór konserwatywnej rewolucji? Czy też „pro-liferzy” wygrali niejako przy okazji?
– Ja myślę, że przy okazji. Sprawa obrony życia oczywiście jest ważna, ale ona nie determinuje sceny politycznej w Ameryce. Nie sądzę, by John Boehner chciał w jakikolwiek sposób kierować pracami Izby pod hasłem ochrony życia, albo żeby jego przeciwnicy z tego powodu tępili go.

Przecież spory na tym tle są w Stanach dość gorące.
– Powiedziałbym, że bardziej są widoczne i krzykliwe, a niekoniecznie porywające. To, że grupy proaborcyjne i pro-life przeprowadzają wielotysięczne manifestacje, nie znaczy, że politycy chcą się pod nimi podpisać, bo na tych demonstracjach jest bardzo mało polityków, i to trzeci garnitur.

Obama rozpoczął swoje urzędowanie od radykalnych proaborcyjnych posunięć. Może republikanie będą chcieli to jednak odwrócić?
– I tak wszystko jest w rękach Sądu Najwyższego, a nie Kongresu. Ciekawostką w USA jest to, że są jedynym poważnym krajem na świecie, w którym parlament nie zajmuje się tak ważną kwestią. Decyzja o dopuszczalności lub niedopuszczalności aborcji w innych krajach jest najczęściej decyzją parlamentu. Natomiast kongresmani amerykańscy uciekają od tego tematu jak najdalej. Pozwalają Sądowi Najwyższemu, który nie ma żadnej legitymacji społecznej, bo przecież sędziowie nie są wybierani w wyborach, decydować w tak ważnej kwestii.

Czy zmieni się teraz polityka zagraniczna USA?
– Nie, ponieważ kieruje nią jednak prezydent.

W stosunku do Polski też nie można spodziewać się jakiegoś zwrotu?
– Absolutnie nie. Trochę na własne życzenie, trochę na życzenie Obamy, spadliśmy kompletnie z radaru. Nie ma nas, nikt się tam nami nie przejmuje.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.