Żagle nie do zdarcia

Szymon Babuchowski, zdjęcia Henryk Przondziono

|

GN 45/2010

publikacja 10.11.2010 22:14

Gimnazjalistom ze Szkoły pod Żaglami nie straszny żaden szkwał. Choć ich statek połamał maszty, nadal chcą płynąć na Karaiby.

Takiego wejścia do portu nie miało wiele statków. Kiedy „Fryderyk Chopin” wpływał do Falmouth, holowany przez kuter rybacki „Nova Spiro”, z brzegu obserwowali go mieszkańcy kornwalijskiego miasteczka. Na młodych adeptów Szkoły pod Żaglami czekały już ekipy telewizyjne, a dla lokalnej prasy przybycie polskiego żaglowca stało się tematem numer jeden.



„Fryderyk Chopin” czeka w Falmouth na remont


Noc pod pokładem
Do ranka 29 października nic nie zapowiadało takiego stanu rzeczy. – Żeglowaliśmy zupełnie normalnie – opowiada kapitan Ziemowit Barański. – Fakt, pod żaglami zredukowanymi do kompletu sztormowego, ale bez większych problemów. – Zgodnie z prognozami było 7–8 stopni w skali Beauforta, czyli nic strasznego – ocenia meteorolog Maciej Ostrowski, który na statku pełni także rolę trzeciego oficera oraz nauczyciela geografii i fizyki. – Pojawiały się szkwaliki, ale gdyby bukszpryt się nie złamał, płynęlibyśmy dalej. Bukszpryt, czyli drąg sterczący z przodu statku, połączony z masztami przy pomocy lin. To on pociągnął za sobą fokmaszt, tzn. maszt znajdujący się w przedniej części żaglowca. – Kiedy oficer na mostku krzyknął, co się dzieje, zapaliłem silnik i tak manewrowałem statkiem, żeby w razie czego nadłamany fragment fokmasztu spadł za burtę – mówi kapitan. – Szczęśliwie tak właśnie się stało.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.