Srbija.eu

Jacek Dziedzina

|

GN 44/2010

publikacja 09.11.2010 15:06

Czy "czarna owca" Bałkanów zostanie członkiem Unii Europejskiej?

Srbija.eu Serbowie w czasie demonstracji w 10. rocznicę bombardowań NATO-wskich fot. PAP/EPA/STRINGER

Dziesięć lat temu podobne pytanie skończyłoby się pukaniem w głowę. Serbia przeżywała jeszcze upokorzenie po nalotach sił NATO w 1999 roku, które dotknęły szczególnie mocno stolicę państwa, Belgrad. W ten sposób państwa zachodnie, przede wszystkim Stany Zjednoczone, chciały wymusić na reżimie Slobodana Miloševicia wycofanie się z Kosowa i zaprzestanie prowadzenia tam czystek etnicznych. Dekadę później pamięć o tych wydarzeniach jest nadal żywa, choć w tym czasie Serbia obrała zdecydowany kurs na Zachód. Mimo że po drodze została ponownie upokorzona: przy wsparciu USA i dużej części UE zamieszkiwana dziś w większości przez Albańczyków kolebka serbskiej państwowości, Kosowo, ogłosiła niepodległość. Nawet to jednak nie zahamowało prounijnych aspiracji nowych władz w Belgradzie. W ubiegłym roku prezydent Boris Tadić złożył formalny wniosek o przyjęcie Serbii do UE. A dwa tygodnie temu szefowie dyplomacji krajów członkowskich zgodzili się rozpatrzyć tę kandydaturę i skierować ją do Komisji Europejskiej. Oznacza to początek długoletniej drogi, która może, choć wcale nie musi, zakończyć się sukcesem. Istnieje, niestety, groźba, że lista upokorzeń nie jest jeszcze zamknięta. Jaką cenę Serbowie są gotowi zapłacić za integrację z europejskim klubem?

Sprawca czy ofiara?
Określenie „czarna owca” nie było zupełnie bezzasadne. Zbrodnie Serbów, dokonywane w czasie wojny bałkańskiej, zwłaszcza w Bośni i Hercegowinie, a później również w Kosowie, same pracowały na reputację Serbów jako „rzeźników Bałkanów”. W tej kategorii niedościgniony był Radovan Karadżić, przywódca bośniackich Serbów, i bezpośredni wykonawca jego rozkazów Ratko Mladić. Ich zbrodnicza działalność nie odbywała się bez wiedzy i wsparcia władz centralnych w Belgradzie, na czele ze Slobodanem Miloševiciem. „Czyszczenie” Serbowie przeprowadzali również w Kosowie, gdzie większość stanowią Albańczycy. Trwający od dawna, choć nieco stłumiony w Jugosławii, konflikt wybuchł z wielką siłą w drugiej połowie lat 90. ubiegłego wieku, kiedy Milošević znacznie ograniczył autonomię albańskich muzułmanów zamieszkujących południową prowincję Serbii. Kiedy ponad dwa lata temu ponownie
przebywałem w Kosowie (rok po ogłoszeniu niepodległości), członkowie dawnej Armii Wyzwolenia Kosowa (UÇK) w jednej z wiosek w pobliżu Klinë pokazywali mi mapy, jakie przechwycili w czasie walk z oddziałami serbskimi. Zaznaczone na nich wyraźnie punkty przeznaczone do „wyczyszczenia” były dla Albańczyków namacalnym dowodem na to, że zbrodnie zostały dokładnie zaplanowane, nie były zaś „wypadkiem przy pracy”. I wszystko prawda. Tyle że pokazujący mi serbskie mapy UÇK-iści sami mieli na sumieniu czystki przeprowadzane na Serbach. Podobnie sprawa wyglądała w innych punktach zapalnych dawnej Jugosławii: niewiniątkami wcale nie byli bośniaccy mudżahedini czy Chorwaci Franjo Tudjmana, a jednak to działania Serbów w opinii międzynarodowej stały się symbolem zbrodni przeciwko ludzkości końca XX wieku.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.