Kościół poza Kościołem

Jacek Diedzina

|

GN 43/2010

publikacja 01.11.2010 22:33

W jakiej sytuacji duchowej i prawnej znajduje się osoba ekskomunikowana? Kiedy katolik sam siebie stawia poza Kościołem? I jak to się ma do posłów głosujących za metodą in vitro?

"Kościół otwarty" oznacza, że można z własnej woli z niego odejść. Ale zawsze można też wrócić. "Kościół otwarty" oznacza, że można z własnej woli z niego odejść. Ale zawsze można też wrócić.
istockphoto

Zamieszanie i wątpliwości, jakie powstały po wypowiedzi abp. Henryka Hosera na ten temat, nie wynikają bynajmniej z niejednoznaczności słów ich autora. Tak naprawdę „winna” całemu zamieszaniu jest złożoność samego problemu ekskomuniki. Prawo kanoniczne bowiem nie przewiduje ekskomuniki za in vitro (tzn. nie ma przepisu karnego, który by wprost o tym traktował). Jednocześnie katolik popierający tę metodę właściwie sam wyłącza się ze wspólnoty Kościoła. Jak rozumieć tę, zdawałoby się, sprzeczność?

Co może poseł katolik?
Ostrożna, mimo wszystko, stanowczość, z jaką abp Hoser odniósł się do sytuacji posłów katolików, jest dowodem na zawiłość problemu. Na pytanie dziennikarza PAP, czy jeśli posłowie opowiedzą się w głosowaniu za dopuszczalnością metody in vitro, mrożenia i selekcji zarodków, muszą liczyć się z ekskomuniką, arcybiskup odpowiedział: „Jeżeli są świadomi tego, co robią, i chcą, by taka sytuacja zaistniała, jeżeli nie działają w kierunku ograniczenia szkodliwości takiej ustawy, to, moim zdaniem, automatycznie są poza wspólnotą Kościoła”. Po pierwsze zwróćmy uwagę, że aby zaistniał skutek, czyli znalezienie się poza Kościołem, musi być spełnionych kilka prostych warunków: świadome głosowanie wbrew nauczaniu Kościoła, intencja, by takie prawo uchwalić i brak próby ograniczenia jego szkodliwości.

Arcybiskup Hoser rozwija to w odpowiedzi na kolejne pytanie: które ustawy zyskają poparcie Kościoła? „Ustawy – mówi arcybiskup – które zakazują zapłodnienia pozaustrojowego, będą akceptowane przez Kościół. Mogą być popierane te, które je ograniczają w dużym stopniu. Ale takie, które idą za daleko i stoją na granicy tego, co nazywamy non possumus, nie uzyskają żadnego poparcia”. W pierwszym i ostatnim przypadku sprawa jest jasna: całkowity zakaz byłby najbardziej pożądany, natomiast pełna dostępność tej metody, z możliwością niszczenia embrionów, jest nie do przyjęcia pod żadnym warunkiem. Pozostaje „środek”, czyli prawo znacznie ograniczające stosowanie in vitro (przede wszystkim niepozwalające na selekcję i zabijanie embrionów). Takie rozwiązanie może zyskać warunkowe „poparcie” Kościoła. Wyjaśnijmy od razu, że to poparcie nie oznacza akceptacji dla samej metody, zmniejsza tylko odpowiedzialność moralną i prawną (w sensie prawa kościelnego) głosującego posła.

„Tylko” grzech ciężki?
Po drugie, abp Hoser nie używa mimo wszystko wprost słowa „ekskomunika”, choć sformułowanie „auto-matycznie są poza wspólnotą Kościoła” oznacza dosłownie to samo. Ale niekoniecznie w sensie prawnym – to znaczy, nie ma jak dotąd zapisu w Kodeksie Prawa Kanonicznego, mówiącego literalnie o karze eksko-muniki za „przestępstwo in vitro” (tak jak jest wprost nazwane przestępstwo aborcji). Czy to znaczy, że brak takiego bezpośredniego paragrafu zmniejsza ciężar samej winy? Otóż nie. – Posłowie głosujący za in vitro nie zaciągają kary ekskomuniki, choć obiektywnie mogą znaleźć się w stanie grzechu ciężkiego i z tego powodu nie mogliby przystępować do Komunii św. – tłumaczy GN ks. dr hab. Piotr Majer, wykładowca prawa kanonicznego z Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie.

Zatem publiczne opowiedzenie się przeciwko nauczaniu Kościoła, czyli wspólnoty, do której należy się z mocy chrztu, jest de facto postawieniem się poza nią, to znaczy deklaracją: ja nie wierzę w to, w co wy wierzycie. Jednocześnie brak dosłownego zapisu o karze kościelnej za konkretny czyn sprawia, że nie mówimy tu o ekskomunice de iure. – Oczywiście każda kara kościelna zakłada zaistnienie grzechu ciężkiego – mówi ks. Majer. – Ale sam grzech jest naruszeniem prawa moralnego, podczas gdy przestępstwo kanoniczne jest naruszeniem ustawy karnej. A nie każde złamanie prawa moralnego i kościelnego jest przestępstwem w sensie prawa kanonicznego – dodaje. Kiedy zatem katolik naprawdę zaciąga ekskomunikę?

Granice wspólnoty
Ekskomunika nie musi być formalnie ogłoszona, aby rzeczywiście zaistniała. Mówimy wtedy o ekskomunice wiążącej z mocy samego prawa (latae sententiae): to znaczy katolik, łamiąc określony w kodeksie kanon, automatycznie zaciąga ekskomunikę. Takie automatyczne działanie zachodzi w takich przypadkach, jak: znieważenie Eucharystii, przymus fizyczny wobec papieża, rozgrzeszenie przez duchownego wspólnika w grzechu nieczystym, bezprawne udzielenie i przyjęcie święceń biskupich, bezpośrednie naruszenie tajemnicy spowiedzi przez spowiednika. W 2008 roku dodano także „usiłowanie udzielenia święceń kobiecie i usiłowanie przyjęcia tych święceń”. Przy czym ważne jest tu słowo „usiłowanie”: chodzi o to, że nawet dokonanie tego aktu i tak nie ma mocy sprawczej, bo święcenia kobiet są nieważne kanonicznie, dlatego też przestępstwem jest samo „usiłowanie” ich udzielenia czy przyjęcia.

Z ekskomuniki za wymienione wyżej przestępstwa może zwolnić tylko Stolica Apostolska. Jest też ekskomunika „automatyczna”, którą może zdjąć „odpowiednia władza”, najczęściej ordynariusz miejsca. Działa to w przypadku: apostazji (czyli odstępstwa od wiary), herezji, schizmy, rejestrowania i upowszechniania treści spowiedzi. Ekskomunikę latae sententiae zaciąga się także za przerwanie ciąży po zaistnieniu skutku. Karę za to przestępstwo może zdjąć nawet spowiednik. Czasami jednak „automatyczna” ekskomunika zostaje potwierdzona formalnie i publicznie. Na przykład schizma, której dokonał abp Marcel Lefebvre i wyświęceni przez niego bez zgody Watykanu biskupi: już sama schizma spowodowała automatycznie, że sami wyłączyli się z jedności z Kościołem, a jednak ekskomunika została później potwierdzona (zadeklarowana) przez Stolicę Apostolską publicznie.

Czym różni się sytuacja osoby będącej „tylko” w stanie grzechu ciężkiego od sytuacji osoby ekskomunikowanej? – Ekskomunikowany na przykład nie może w ogóle przystępować do żadnych sakramentów – tłumaczy ks. Majer. – Gdy przystąpi do spowiedzi, spowiednik może mu odmówić rozgrzeszenia, jeśli sam nie może zdjąć ekskomuniki z penitenta, potrzebne jest wówczas zwrócenie się do biskupa lub do Rzymu – dodaje. – Ewentualnie, jeśli danej osobie trudno jest znajdować się w sytuacji bez dostępu do sakramentów, spowiednik może go zwolnić z kary kościelnej w zakresie wewnętrznym, w jego sumieniu. Ale potem i tak taki penitent musi zwrócić się formalnie do przełożonego kościelnego. Spowiednik może też – kontynuuje ks. Majer – sam wystąpić w imieniu ekskomunikowanego o zwolnienie go z kary do biskupa lub do Stolicy Apostolskiej. Ale to jest możliwe tylko w sytuacji ekskomuniki latae sententiae niezadeklarowanej. Oczywiście, nie ujawnia wtedy jego danych osobowych – zaznacza. – Te możliwości pokazują, że Kościół jest ciągle otwarty na ekskomunikowanego – dodaje.

Kto jest wspólnikiem?
Część Czytelników być może zauważyła, że, mówiąc o braku odpowiedniego paragrafu w Kodeksie Prawa Kanonicznego na popieranie in vitro, „zignorowaliśmy” trochę kanon 1398, mówiący o przestępstwie aborcji, pociągający za sobą automatycznie ekskomunikę. Ponieważ zasadniczo metoda in vitro wiąże się (choć nie musi) z selekcją i zabijaniem nadliczbowych zarodków, można wysnuć wniosek, że popieranie tej metody ma podobny skutek. Co więcej, Papieska Rada ds. Interpretacji Tekstów Prawnych, rozstrzygając, czy za stosowanie środków wczesnoporonnych ściąga się na siebie ekskomunikę, stwierdziła, że za aborcję uważa się „zabicie płodu ludzkiego w jakikolwiek sposób i w jakimkolwiek czasie od momentu poczęcia”.

Potwierdza to również nr 23. instrukcji „Dignitas Personae”. Czy zatem głosowanie za taką metodą in vitro, która wiąże się z zabijaniem embrionów, również skutkuje karą kościelną? – Niektórzy podciągają to pod kanon 1329, paragraf 2, mówiący o karze ekskomuniki również dla wspólników aborcji, bo głosując za takim prawem, umożliwiają zabójstwo nienarodzonych – mówi ks. Majer. – Problem polega na tym, że kodeks mówi o ekskomunice za aborcję „po zaistnieniu skutku”. To znaczy „wspólnikiem” w rozumieniu prawa kanonicznego nie jest poseł głosujący za jej dopuszczalnością, choć dopuszcza się wtedy grzechu ciężkiego i publicznego – zaznacza kanonista z Krakowa. – Przepisy prawa karnego muszą być interpretowane ściśle, a nie rozszerzająco, a wszelkie wątpliwości mają przemawiać na korzyść ewentualnego przestępcy – tłumaczy.

In vitro a herezja
Jest jednak jeszcze jeden punkt zaczepienia, który nie może dać nam spokoju: herezja, pociągająca za sobą ekskomunikę latae sententiae. Otóż kanon 751 KPK mówi, że herezja to „uporczywe, po przyjęciu chrztu, zaprzeczanie jakiejś prawdzie, w którą należy wierzyć wiarą boską i katolicką, albo uporczywe powątpiewanie o niej”. W co należy wierzyć „wiarą boską i katolicką”? We wszystko, co jest zawarte w Słowie Bożym i we wszystko, co do wierzenia podaje Nauczycielski Urząd Kościoła. Herezją może być zatem nie tylko odrzucenie dogmatów wiary, ale też nauczania moralnego Kościoła. A w kwestii aborcji jest ono jednoznaczne i czynne przeciwstawienie się mu oznacza automatyczną ekskomunikę. – Tyle że ewentualne głosowanie za in vitro niekoniecznie musi oznaczać automatycznie „zaprzeczanie prawdzie” – uważa ks. Majer. – In vitro nie można też utożsamiać prawnie z aborcją, nawet jeśli biskupi użyli metafory „wyrafinowanej aborcji” – zauważa kanonista. – Z aborcją można by zrównywać zamierzone zabicie zamrożonego embrionu „w probówce”, ale nie samo zapłodnienie in vitro. Aborcją jest na pewno „redukcja embrionów” w łonie matki (Dignitas personae, 21), ale samo zamrażanie – już nie (Dignitas personae, 18-19). Trzeba pamiętać, że przestępstwem kanonicznym jest „zamierzona” aborcja, a tak nie jest w przypadku in vitro – kończy ks. Majer.

W prawie kanonicznym, jak widać, można się pogubić. Oczywiście, zawiłości prawne nie zmieniają faktu, że popieranie metody dopuszczającej zabijanie embrionów jest de facto postawieniem się w opozycji do swojej wspólnoty wiary. I w tym sensie wypowiedź abp. Hosera, od której wyszliśmy, nie jest niczym zaskakującym. Należy jednak pamiętać o sprawie najważniejszej: nawet najcięższa kara kościelna, jaką jest ekskomunika, ma być lekarstwem, a nie skazaniem na wykluczenie i wieczne potępienie. Celem jest doprowadzenie do głębszej refleksji nad tym, co sprawiło, że przestępca odłączył się od Kościoła, naprawienie szkody i powrót do wspólnoty. Tak naprawdę przecież nawet „poza Kościołem” człowiek ochrzczony nie przestaje być umiłowanym dzieckiem Bożym, na którym niezatarte znamię pozostawiła łaska Chrystusa.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.