Czas na pomnik

Bogumił Łoziński

|

GN 38/2010

publikacja 27.09.2010 14:54

Przeniesienie krzyża do prezydenckiej kaplicy daje szansę, że ten święty symbol chrześcijaństwa nie będzie traktowany instrumentalnie. Jednak to dopiero początek rozwiązywania konfliktu, którego zakończeniem powinno być godne upamiętnienie w Warszawie ofiar katastrofy w Smoleńsku.

Krzyż, który od 15 kwietnia stał przed  Pałacem Prezydenckim, został przeniesiony do kaplicy w pałacu Krzyż, który od 15 kwietnia stał przed Pałacem Prezydenckim, został przeniesiony do kaplicy w pałacu
Tomasz Gołąb

Krzyż z Krakowskiego Przedmieścia został 16 września przeniesiony do kaplicy w Pałacu Prezydenckim. Dokonali tego pracownicy Kancelarii Prezydenta z jej szefem min. Jackiem Michałowskim na czele. Na konferencji prasowej wyjaśniał on, że jest to etap realizacji porozumienia zawartego 21 lipca z warszawską kurią i harcerzami. Porozumienie to przewidywało przeniesienie krzyża do kościoła św. Anny. Kilka godzin po zabraniu krzyża prezydent Bronisław Komorowski przyznał w rozmowie z PAP, że to on podjął decyzję o przeniesieniu, „bowiem przedłużanie dotychczasowego stanu rzeczy groziłoby daleko idącymi stratami dla autorytetu państwa i Kościoła”. Umieszczenie krzyża w prezydenckiej kaplicy zostało zaaprobowane przez warszawską kurię. Jej rzecznik ks. Rafał Markowski w specjalnym oświadczeniu podkreślił, że przeniesienie ma odniesienie do stanowiska biskupów diecezjalnych z 25 sierpnia, w którym postulowali oni oddzielenie sprawy krzyża od upamiętnienia ofiar katastrofy. Potwierdził również słowa min. Michałowskiego, że jest to realizacja porozumienia z 21 lipca, i po nawiedzeniu kaplicy prezydenckiej zostanie on przeniesiony do kaplicy Loretańskiej w kościele św. Anny. Kiedy to nastąpi, na razie nie wiadomo, min. Michałowski stwierdził tylko, że gdy władze kościelne będą na to gotowe.

Jednak zarówno Kancelaria Prezydenta, jak i warszawska kuria wskazywały tylko na jedno z ustaleń porozumienia, nie wspomniały jednak o innym, dotyczącym upamiętnienia ofiar katastrofy. Na ten brak zwrócił uwagę rzecznik Episkopatu Polski ks. Józef Kloch. Komentując umieszczenie krzyża w prezydenckiej kaplicy, ujawnił, że episkopat nic o tym nie wiedział, a jednocześnie przypomniał, że w stanowisku biskupów diecezjalnych był apel o upamiętnienie wszystkich ofiar smoleńskiej katastrofy godnym pomnikiem. Biskupi zwrócili się też do najważniejszych osób w państwie o powołanie komitetu złożonego z autorytetów społecznych i rodzin ofiar, jednak nikt tej prośby nie podjął. – Gdyby taki komitet powstał, przeniesienie odbyłoby się w innych warunkach – zaznaczył ks. Kloch, dystansując się od sposobu, w jaki to nastąpiło.

Kancelaria bierze odpowiedzialność
Po blisko dwóch miesiącach bezczynności Kancelaria Prezydenta przystąpiła do wypełnienia ustaleń zawartych z warszawską kurią i harcerzami. Dobrze, że krzyż został wyłączony z konfliktu, w którym był taktowany instrumentalnie, głównie dla realizowania celów niemających nic wspólnego z wiarą. Jednak sposób, w jaki tego dokonano, mógł budzić obawy, czy nie wywoła to jeszcze większego konfliktu. Przeniesienie krzyża przypominało bowiem styl, w jakim Kancelaria Prezydenta miesiąc wcześniej umieściła pamiątkową tablicę na Pałacu Prezydenckim. Stało się to po cichu, właściwie chyłkiem, o ósmej rano, bez żadnego ceremoniału i udziału kapłanów. Na szczęście odbyło się to w sposób nienaruszający powagi krzyża, a kaplica prezydencka jest dla niego na pewno godnym miejscem. Wieczorem przed pałacem odbyła się manifestacja przeciwników przeniesienia krzyża, podobną zorganizowano następnego dnia. Obie miały spokojny przebieg, zgromadzeni modlili się i zapowiadali, że będą protestować w tym miejscu aż do uzyskania wiarygodnej deklaracji, że pomnik ku czci ofiar powstanie. Samo umieszczenie krzyża w prezydenckiej kaplicy nie spowodowało więc eskalacji konfliktu o upamiętnienie.

Jeśli jednak kancelaria wzięła na siebie odpowiedzialność za wypełnienie porozumienia, musi doprowadzić sprawę do końca, a więc zrealizować wszystkie jego punkty. W porozumieniu jest bardzo ważny fragment, który warto przytoczyć, bo powstało wrażenie, że dotyczyło ono tylko przeniesienia. „Kościół Warszawski w osobie Metropolity Warszawskiego abpa Kazimierza Nycza oraz Kancelaria Prezydenta RP reprezentowana przez jej Szefa ministra Jacka Michałowskiego w odpowiedzi na tę prośbę zobowiązały się do niezwłocznego podjęcia działań, zmierzających do godnego upamiętnienia ofiar katastrofy, jak również wspólnej służby harcerskiej” – czytamy w dokumencie. Minister Michałowski podkreślał, że przenosząc krzyż do kaplicy w pałacu, rozpoczął realizację porozumienia. W takim razie trzeba trzymać go za słowo i oczekiwać, że wypełni je do końca, także w sprawie upamiętnienia.

Bohaterowie dramatu
Choć w centrum tego konfliktu był krzyż, w rzeczywistości dotyczy on sposobu upamiętnienia ofiar i sporu politycznego między Platformą Obywatelską a Prawem i Sprawiedliwością, w którym święty symbol chrześcijaństwa był traktowany instrumentalnie. PO nie ukrywa, że nie chce na Krakowskim Przedmieściu pomnika ofiar katastrofy, gdyż obawia się powstania mitu prezydenta Lecha Kaczyńskiego, a przez to wzrostu politycznego znaczenia Prawa i Sprawiedliwości. PiS ma oczywiście diametralnie odmienne stanowisko i domaga się w tym miejscu godnego pomnika, aby w jak największym stopniu uhonorować zmarłego prezydenta oraz największą tragedię w powojennej historii Polski. Stroną konfliktu stali się też obrońcy krzyża, którzy postanowili go chronić z pobudek religijnych i, wbrew stanowisku Kościoła, uniemożliwić jego przeniesienie. Konflikt stał się także okazją do aktywizacji środowisk lewicowych, które żądały jego usunięcia w imię laickości państwa, a apogeum ich aktywności była antykościelna manifestacja 10 sierpnia, w czasie której lewicująca młodzież zbezcześciła krzyż. Sprawa skonfliktowała również rodziny ofiar katastrofy.

Umieszczenie krzyża w prezydenckiej kaplicy zmienia układ sił, bowiem zwolennicy upamiętnienia ofiar pomnikiem stracili główną kartę przetargową. Tę zmianę sytuacji dostrzegł Jarosław Kaczyński, który, komentując w telewizji publicznej przeniesienie krzyża, stwierdził: „Będziemy musieli czekać do nowej władzy, żeby sprawy uczczenia pamięci ofiar katastrofy zostały załatwione w sposób właściwy i godny”.
W tej chwili od Kancelarii Prezydenta zależy, czy diagnoza prezesa PiS okaże się słuszna, czy też jednak podejmie ona działania na rzecz upamiętnienia ofiar, z uwzględnieniem wrażliwości drugiej strony. Jeśli stanowisko zwolenników godnego upamiętnienia zostanie zignorowane, konflikt nadal będzie targał naszym społeczeństwem.

Kościół w obronie krzyża
W konflikcie wokół krzyża warszawska kuria stała początkowo na stanowisku, że nie jest to sprawa Kościoła, bo krzyż postawiły osoby świeckie, do tego znajduje się on na terenie Kancelarii Prezydenta i to ona ma podstawy prawne do decydowania o jego losie. Bo choć krzyż jako symbol chrześcijaństwa jest zawsze sprawą Kościoła, to jednak gdy jest on stawiany przez osoby świeckie i na prywatnym, czy nawet publicznym terenie, to duchowni nie mają zwyczaju bez powodu w taką inicjatywę ingerować. Tak było do momentu wywołania konfliktu. Przez dwa miesiące tysiące Polaków przeszły obok tego krzyża, zatrzymując się, aby oddać hołd ofiarom smoleńskiej tragedii, którą symbolizował, aby pomodlić się czy zapalić lampkę. Dla większości z nas ten krzyż nie miał barw politycznych, a Kościół nie zabierał w jego sprawie głosu, bo nie było powodu.

Wszystko zmieniła zapowiedź prezydenta Bronisława Komorowskiego, że krzyż zostanie przeniesiony. To była iskra, która wywołała konflikt. Gdy w ciągu kilku dni doszło do jego eskalacji, stało się jasne, że Kościół nie może stać z boku i warszawska kuria włączyła się w jego rozwiązanie, co doprowadziło do zawarcia porozumienia z 21 lipca. Wbrew opiniom o podziałach w Kościele, formułowanym w niektórych mediach, stanowisko episkopatu we wszystkich dokumentach na ten temat było takie samo. Kościół z jednej strony oczekiwał przeniesienia krzyża do świątyni, w celu uchronienia go przed bezczeszczeniem i instrumentalnym traktowaniem przez polityków, a jednocześnie nasi biskupi podzielają wolę znacznej części narodu, aby ofiary katastrofy zostały w sposób godny upamiętnione. Jak na razie częściowo spełniony został pierwszy postulat. Czas na realizację drugiego.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.