Przypadek o. Macieja

Andrzej Grajewski

|

GN 38/2010

publikacja 27.09.2010 14:50

Dziennikarze „Gazety Wyborczej” wymyślili rozmowę z o. Maciejem Ziębą, aby go skompromitować. Publikacja ułatwiła prezydentowi Gdańska pozbycie się dyrektora Europejskiego Centrum Solidarności.

O. Maciej Zięba, dyrektor Europejskiego Centrum Solidarności w czasie konferencji. O. Maciej Zięba, dyrektor Europejskiego Centrum Solidarności w czasie konferencji.
PAP/Tomasz Gzell

Tekst został opublikowany, gdy po krytycznie ocenionym koncercie z okazji 30. rocznicy powstania „Solidarności” prezydent Gdańska Paweł Adamowicz zażądał dymisji dominikanina. Oskarżenia o alkoholizm o. Macieja stały się przedmiotem dyskusji we wszystkich ważniejszych mediach elektronicznych oraz na forach internetowych. Wielu tekst czytało zapewne z nieukrywaną satysfakcją, że oto znany zakonnik, medialny „celebryta” został wreszcie obnażony i zaprezentowany bez retuszu. Dla innych jego upadek był powodem nieukrywanej politycznej schadenfreude – był spolegliwy wobec Platformy, ale i tak go kopnęli. Publikacja wywołała także dyskusję wśród dominikanów. Byłoby jednak przesadą twierdzenie, że odkryła problemy o. Macieja zupełnie im wcześniej nieznane. – Chociaż nie zgadzałem się z nim w wielu sprawach, a czasem nawet różniliśmy się bardzo poważnie, publikację na jego temat na łamach „Gazety Wyborczej” czytałem z wielkim bólem i jest mi smutno z powodu tego, co się w Gdańsku wydarzyło – mówi dominikanin o. Tomasz Dostatni. – O. Maciej jest moim współbratem i może liczyć na pomoc w każdej sytuacji. Również uzależnienia i choroby.

Nieudany eksperyment
Gdy o. Ziębie zaproponowano kierowanie centrum, najpierw poprosił swych przełożonych o zgodę, a dopiero kiedy ją uzyskał, przyjął propozycję. Otwarte pozostaje pytanie, czy duchowny powinien angażować się w inicjatywy świeckie, stając się faktycznie urzędnikiem. Nawet życzliwy mu ówczesny metropolita gdański abp Tadeusz Gocłowski miał wątpliwości, choć ostatecznie zakonnika na tym stanowisku wspierał. Dyskusja w tej sprawie toczyła się także wśród dominikanów. – Fakt, że zdecydował się pracować w instytucji świeckiej, wzbudzał u dominikanów kontrowersje – mówi o. Tomasz Dostatni. – Niektórzy bracia uważają, że nie jest to dobry wybór. Ale decyzja ta była uzgodniona z przełożonymi i ja ją popierałem. Uważałem i nadal tak uważam, że jest miejsce dla duchownych w inicjatywach świeckich, które mają na celu budowanie czegoś szerszego, łączenie, przy wyraźnym określeniu autonomii i współpracy podmiotów, i odróżnianiu rzeczy świeckich od kościelnych. A w tym przypadku zostało to jasno określone. Niepowodzenie tego eksperymentu będzie niewątpliwie mieć negatywne skutki przy innych podobnych inicjatywach – wyjaśnia. Tekst w „Gazecie Wyborczej” sugeruje, że o. Maciej po przyjeździe do Gdańska prowadził przez dłuższy czas świecki tryb życia, mieszkając w prywatnym mieszkaniu i korzystając ze służbowego samochodu z kierowcą. Nie jest to prawdą. Kierowcy nie ma. Zamieszkał na plebanii parafii Mariackiej w Gdańsku, gdyż w klasztorze nie było już miejsca. Przeniósł się tam, gdy się zwolniło.

Lata nie zmarnowane
Europejskie Centrum Solidarności ma być jednym z najważniejszych ośrodków muzealno-konferencyjnych w kraju. Nowoczesna ekspozycja muzealna w sposób nowoczesny opowie o znaczeniu gdańskiego zrywu nie tylko dla naszej historii, ale i dla europejskiego dziedzictwa. O. Maciej rozpoczął pracę od zera. – Gdy przyszedłem do Stoczni w styczniu 2008 r., byłem tu tylko ja, księgowa i gołe ściany – wspomina. W krótkim czasie skupił wokół siebie grupę zapaleńców, z których zbudował zespół, mogący dzisiaj pochwalić się sporymi osiągnięciami. Centrum zaczęło funkcjonować w świadomości społecznej jako miejsce spotkań, konferencji naukowych oraz rocznicowych widowisk, ale przede wszystkim jako ośrodek ustawicznie inicjujący różnego rodzaju akcje, skierowane głównie do młodzieży. Na wzór Muzeum Powstania Warszawskiego chciało skupić wokół siebie ludzi młodych i przejętych tym, że nie tylko dokumentują wielką historię, ale także ją współprzeżywają i przekazują to doświadczenie rówieśnikom.
W ciągu niecałych 3 lat zgromadzono w centrum ogromne archiwum, na które składa się ponad 30 tys. zdjęć oraz 60 tys. dokumentów związanych z ruchem „Solidarność”. To największa kolekcja, jaka powstała w naszym kraju na ten temat. Do tego dochodzi ponad 2 tys. eksponatów, a przede wszystkim ponad 500 notacji, czyli zapisów rozmów z uczestnikami bezpośrednich wydarzeń.

Prof. Andrzej Paczkowski, który zasiada w radzie naukowej centrum, autor wielu ważnych prac z najnowszej historii Polski oraz członek Kolegium IPN, pozytywnie ocenia dorobek o. Macieja. Jak powiedział w rozmowie z GN, przed kierownictwem instytucji będącej w trakcie tworzenia zawsze stoi dylemat, czy skoncentrować się na inwestycji oraz spokojnie przygotowywać zespół do przyszłej działalności, czy rozpocząć pracę z marszu. O. Maciej wybrał ten drugi wariant, być może mniej koncentrując się na przyszłych inwestycjach. Jednak w międzyczasie rozstrzygnięty został przetarg na siedzibę centrum oraz ekspozycję muzealną. Trudno więc mu zarzucić, że cokolwiek w tej sprawie zaniedbał. Zdaniem prof. Paczkowskiego, jakość odbywających się w centrum konferencji była różna. Być może czasem zbyt wiele uwagi poświęcano medialnemu rozgłosowi, a zbyt mało dbano o merytoryczny ich kształt. Niewątpliwie jednak kilka z nich miało dużą wartość poznawczą, jak konferencja o Wolnych Związkach Zawodowych czy tegoroczna na temat „Solidarności”. Spory jest także dorobek książkowy centrum. Z pewnością o. Maciej nie zmarnował 3 lat spędzonych na Wybrzeżu.

Hiena roku
Jest rzeczą oczywistą, że tego nie mógł dokonać pijak, który zatacza się i przewraca w gabinetach polityków, a tak dominikanina sportretowała „Wyborcza” w tekście pt. „Zrób to dla Gdańska, Macieju”, autorstwa Romana Daszczyńskiego i Marka Sterligowa. Autorzy nawet nie udawali, że chodzi im o obiektywną ocenę jego pracy. Podłością było zwłaszcza cytowanie w tekście wypowiedzi o. Macieja, których nie było. Gdy Roman Daszczyński poprosił o. Macieja o spotkanie, ten zgodził się pod warunkiem, że będzie to rozmowa „poza mikrofonem”, jedynie wyjaśniająca tło konfliktu. W jej trakcie dziennikarz niczego nie nagrywał, ani nie notował, poza pojedynczymi słowami. Rzecz jasna Daszczyński niczego także nie autoryzował, choć w publikacji możemy przeczytać całe obszerne passusy rzekomego dialogu między dziennikarzem a dominikaninem, w tym m.in. jego przyznanie się do „ostrego picia”. W podobny sposób kiedyś współautor reportażu Marek Sterlingow wykorzystał naiwność Adama Hlebowicza, redaktora Radia Plus w Gdańsku, naciągając go na przyjacielską pogawędkę. Hlebowicza zatkało, gdy później przeczytał, jak barwne frazy Sterlingow włożył mu w usta w swojej publikacji. Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich przyznaje tytuł „Hieny Roku” dziennikarzom, którzy wyróżnili się szczególną nierzetelnością i lekceważeniem zasad etyki dziennikarskiej. Daszczyński i Sterlingow solidnie zapracowali, aby być w gronie nominowanych do nagrody w tej kategorii.

Konflikt z prezydentem Gdańska
O co więc był konflikt między dyrektorem Centrum a prezydentem Gdańska? Osobę o. Macieja na dyrektora Centrum zaproponował prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. Przez wiele miesięcy współpraca między nimi układała się dobrze. W trudnym okresie 2008 r., kiedy depresja o. Macieja i związane z tym wcześniejsze problemy alkoholowe stały się oczywiste także dla kręgu jego przyjaciół, Adamowicz mu pomógł. Wskazał znanego profesora psychologii klinicznej, u którego zakonnik rozpoczął leczenie rozpoznanej u niego depresji. Pracę o. Macieja prezydent do niedawno wysoko także cenił, gdyż jeszcze
3 sierpnia br. przyznał mu nagrodę za dobre prowadzenie placówki. Konflikt zaczął się wtedy, gdy o. Maciej zaczął domagać się poważnego traktowania i zapewnienia kierowanej przez siebie instytucji właściwego finansowania. Zestawiając budżet centrum z budżetem Muzeum Powstania Warszawskiego wykazywał, jak wielkie są między nimi dysproporcje, na niekorzyść gdańskiej instytucji. Chciał temu zaradzić, a także zagwarantować centrum polityczną neutralność, inicjując prace nad ustawą, która dawałaby centrum samodzielny budżet oraz niezależność.

To rozwścieczyło Adamowicza, który traktował centrum jako swoje ukochane dziecko i próby o. Macieja przyjmował nie tylko jako czarną niewdzięczność za okazaną pomoc, ale wręcz jako zamach na dzieło, które prezydent Gdańska wymyślił i chciał realizować. To był prawdziwy i jedyny spór między nim a dominikaninem. Nieudany koncert z okazji 30. powstania „Solidarności” był jedynie pretekstem, aby się go pozbyć, w czym walnie miała pomóc obrzydliwa publikacja w „Gazecie Wyborczej”. Czy prezydent Gdańska był jej inspiratorem, nie wiem. Z pewnością jednak wykorzystał klimat, jaki stworzyła. Jeśli publikacja w „Gazecie” miała zniszczyć o. Macieja, to zamierzony cel udało się częściowo zrealizować, gdyż ogłosił, że za kilka tygodni z centrum odejdzie. Zresztą i tak za kilka miesięcy zakończyłby urzędowanie wraz z upływem pierwszej kadencji. –Widziałem, że coraz więcej jest tutaj polityki i że nie ma już tu dla mnie miejsca, zarówno jako księdza, jak i człowieka – mówi. Nie zamierza spoczywać na laurach. Zdobyte w Gdańsku doświadczenie wykorzysta w Krakowie, gdzie działa założony przez niego, jeszcze z błogosławieństwem Jana Pawła II Instytut „Tertio millenio”, zajmujący się propagowaniem papieskiego nauczania społecznego.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.