Droga śmierci do lasu w Bykowni

Andrzej Grajewski

|

GN 37/2010

publikacja 19.09.2010 21:35

W Bykowni pochowano ponad 100 tys. ofiar stalinowskiego terroru. Wśród nich także wielu Polaków, ofiar z ukraińskiej listy katyńskiej. Ich tragedia zaczęła się 17 września 1939 roku, gdy Sowieci zaatakowali Polskę.

Droga śmierci do lasu w Bykowni Na drzewach upamiętnione są także polskie ofiary z lat 30. Roman Koszowski

Polacy zabici w Kijowie wiosną 1940 r. nie byli jeńcami wojennymi. Zostali aresztowani jesienią 1939 r. na Kresach Wschodnich Rzeczpospolitej, które po 17 września 1939 r. stały się częścią Związku Sowieckiego, jako Zachodnia Białoruś i Zachodnia Ukraina. Od pierwszych dni okupacji sowiecka policja polityczna NKWD sporządzała listy przyszłych ofiar. Znaleźli się na nich oficerowie wojska polskiego, policjanci, żandarmi, członkowie Straży Obywatelskiej, a także przedstawiciele inteligencji – naukowcy, działacze społeczni, sędziowie i adwokaci. W grudniu 1940 r. Biuro Polityczne, a więc kierowniczy organ partii komunistycznej, nakazało aresztować ich wszystkich pod zarzutem prowadzenia działalności antysowieckiej. Rozpoczęła się wielka łapanka. Tylko w nocy z 9 na 10 grudnia 1939 r. na Zachodniej Ukrainie, czyli w dawnej Małopolsce Wschodniej aresztowano 1057 oficerów. W grudniu 1939 r. rozpoczęły się także przygotowania do wywózek Polaków na Sybir.

Paradoksalnie wywiezieni mieli szanse na przeżycie i po latach powrót do Polski. Aresztowani siedzieli m.in. we Lwowie, Stanisławowie, Tarnopolu i Równem. Ich los został przesądzony tą samą decyzją sowieckiego kierownictwa z 5 marca 1940 r., przygotowaną przez Berię, a zaakceptowaną przez Stalina i towarzyszy, na mocy której rozstrzelano jeńców wojennych. Dlatego nazywamy ich także ofiarami zbrodni katyńskiej. 22 marca 1940 r. Beria polecił przeniesienie ponad 3 tys. więźniów z zachodniej Ukrainy do więzień NKWD w Kijowie, Charkowie i Chersoniu. Wkrótce wszyscy zostali straceni, łącznie 3435 osób. Nazwiska ich są znane, gdyż strona ukraińska przekazała nam jeszcze w latach 90. te spisy, ale dokładne miejsce pochówku znane nie jest. Wśród zamordowanych w Kijowie i najprawdopodobniej pogrzebanych w Bykowni było 480 wojskowych, ponad 500 policjantów, 100 sędziów i prokuratorów, 50 ziemian i arystokratów, 35 adwokatów, 18 senatorów i posłów na sejm RP, 61 kobiet i 37 dzieci. Zbrodnię w Kijowie organizował wysokiej rangą oficer NKWD płk Iwan A. Sierow, a nadzorował Nikita S. Chruszczow.

Strefa specjalna NKWD
Las w Bykowni zaczęto wykorzystywać jako miejsce pochówku ofiar represji politycznych jednak znacznie wcześniej. Masowy terror na Ukrainie, podobnie jak w całym Związku Sowieckim, rozpoczął się w 1937 r. Ofiarami byli także Polacy, którzy po 1921 r. pozostali poza ryską granicą. Na drzewach w Bykowni można spotkać tabliczki wspominające w języku ukraińskim osoby o polskich nazwiskach, najczęściej z okolic Podola. NKWD dysponowało w Bykowni lasem o powierzchni blisko 5 hektarów.
Teren był odległy od centrum miasta, został także otoczony wysokim płotem i strzegły go straże. Do nieodległej Darnicy biegła linia tramwaju nr 19, którą wykorzystano do transportu ciał. Egzekucji dokonywano w siedzibie NKWD w tzw. Pałacu Październikowym w Kijowie oraz w Lukjanowskim areszcie śledczym. Ciała pomordowanych samochodami z napisem „Chleb” przewożono do pętli tramwajowej. Tam były przeładowywane na kolejowe lory – wagony-platformy, które nocą podjeżdżały pod ogrodzony teren w Bykowni. Rozwózką trupów po lesie oraz kopaniem grobów zajmowała się specjalna jednostka NKWD.

Zacieranie śladów
Groby w Bykowni odkryli Niemcy i choć ogłosili to publicznie, wiadomość przeszła bez echa. Oprawcy z NKWD wiedzieli jednak, że zostali zdemaskowani. Dlatego zaraz po zajęciu Kijowa jesienią 1943 r. przystąpili do preparowania historii. Ponieważ w pobliskiej Darnicy był niemiecki obóz koncentracyjny, Bykownia została zaliczona do zbrodni nazistowskich. Nikt wówczas nie wiedział, że w tym miejscu pochowani są także Polacy. W 1945 r. po potajemnie wykonanych i nieudokumentowanych pracach ekshumacyjnych teren uporządkowano i postawiono tablicę z napisem głoszącym, że w Bykowni leżą ofiary faszystowskich okupantów, pomordowane w latach 1941–1943. Tak pogląd funkcjonował w świadomości Kijowian aż do 1988 r., kiedy na fali głasnosti we wpływowym moskiewskim tygodniku „Literaturnaja Gazieta” napisano, że w Bykowni spoczywają ofiary NKWD.

Powołana została państwowa komisja, która w 1989 r. stwierdziła, że pogrzebani w Bykowni zostali zamordowani przez NKWD. Na pomniku pozostawiono jedynie słowa „Wieczna pamięć”, resztę napisu z informacją, że ofiary zginęły z rąk Niemców, skuto. Wcześniej, ponieważ nawet władze Polski Ludowej zaczęły dopytywać się o dokumenty w sprawie zbrodni katyńskiej, na przełomie 1987 i 1988 roku w Bykowni wykonano kolejne prace ekshumacyjne. Ich celem było jednak nie ujawnienie prawdy, ale – jak napisał później znany kijowski dziennikarz Siergiej Kisliejew – zatarcie wszystkich pozostałości po „polskim śladzie” w Bykowni. Na miejsce ekshumacji nawieziono kilka tysięcy metrów kubicznych piasku, który posypano ziemią torfową, aby teren szybko zarósł trawą, uniemożliwiając identyfikację grobów. Z wielu rozkopanych mogił pozbierano m.in. 70 par butów, także damskich, jednoznacznie wskazujących, że należały do Polaków, wrzucono je do worków i ponownie zakopano w jednym z dołów. Odnaleźli je później polscy archeolodzy.

Ziemia odsłania prawdę
W 2006 r. z inicjatywy Andrzeja Przewoźnika, sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, przyjechała do Bykowni grupa polskich archeologów pod kierownictwem prof. Andrzeja Koli z Uniwersytetu w Toruniu. Prace prowadzono wspólnie z ukraińską Państwową Komisją ds. Upamiętnienia Ofiar Represji i Wojny. Udało się odsłonić 211 mogił, w których pochowani byli zarówno Ukraińcy, jak i Polacy. „Polskich” mogił było ponad 50. Niestety na skutek protestów strony ukraińskiej nie udało się zrealizować wszystkich zaplanowanych prac. Pomimo problemów w czasie tych prac znaleziono w grobach przedmioty jednoznacznie świadczące o tym, że to są groby, w których spoczywają Polacy; m.in. fragmenty umundurowania, polskie buty wojskowe, guziki wojskowe, medalik czy nawet przedmioty z pojawiającymi się nazwiskami zamordowanych osób.

Najważniejszych znaleziskiem była żołnierska tabliczka identyfikacyjna starszego sierżanta Józefa Naglika, komendanta strażnicy w batalionie Korpusu Ochrony Pogranicza „Skałat”. Na liście obywateli polskich więzionych przez NKWD na Ukrainie nazwisko Naglika widnieje pod numerem 2033. Był to oczywisty dowód, że ofiary z ukraińskiej listy katyńskiej spoczywają także w Bykowni. Do dzisiaj jednak nie ma tam żadnej tablicy informującej o polskich ofiarach pogrzebanych w tym miejscu. Śledztwo IPN w sprawie Bykowni nie zostało jeszcze zakończone. Przed trzema laty prokuratorzy z instytutu otrzymali od strony ukraińskiej pomoc prawną, która umożliwi uszczegółowienie ukraińskiej listy katyńskiej. Nadal jednak nie wiemy, gdzie w Bykowni znajdują się dalsze polskie groby, gdyż zabrakło pieniędzy, aby prace archeologiczne mogły w tym miejscu być kontynuowane. Rodziny, które odnalazły swych bliskich na ukraińskiej liście katyńskiej i przyjeżdżają do Bykowi, zawiązują jedynie biało-czerwone opaski na niedawno postawionych tam krzyżach.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.