Głowy Hydry

Barbara Gruszka-Zych

|

GN 35/2010

publikacja 03.09.2010 08:30

Sklepów z dopalaczami jest coraz więcej. – Walka z nimi przypomina zmagania z mitologiczną Hydrą – uważa Dawid Chojecki z Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii. – Utnie się jej jedną głowę, to wyrasta druga.

Głowy Hydry Walka ze sklepami sprzedającymi dopalacze nie przynosi żadnego efektu. Właściciele sklepów z łatwością omijają przepisy. East news/reporter/Wlodzimierz Wasyluk

Jeszcze na początku 2009 r. informowano, że w naszym kraju istnieje 40 sklepów stacjonarnych z dopalaczami – substancjami o działaniu psychodelicznym. W lipcu tego roku było ich już około 500. – Liczymy tylko sklepy z pięciu głównych sieci – wyjaśnia Dawid Chojecki. – Te powstające w małych miastach nie wchodzą do statystyk. Oprócz tego dopalacze dostępne są w nieograniczonej dystrybucji internetowej. 24 sierpnia Rada Ministrów przyjęła nowelizację ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Na listę środków kontrolowanych wprowadzono 10 substancji syntetycznych obecnych w dopalaczach. Oprócz nefedronu, białego proszku udającego kokainę, amfetaminę czy extasy, znalazło się na niej
9 kanabinoidów, będących m.in. odpowiednikami marihuany.

Czy to oznacza, że problem zostanie wkrótce opanowany? Bardzo wątpliwe. 8 maja zeszłego roku weszła już w życie podobna nowelizacja ustawy, która ograniczała użycie 15 roślin najczęściej występujących w składzie dopalaczy oraz syntetyczny kanabinoid JWH-018. Nie przyniosło to jednak większych efektów. Na rynku szybko pojawiły się nowe specyfiki zawierające inne substancje. A poza tym okazało się, że policji sprawdzającej mieszanki ziołowe brakowało instrumentów do ich kontroli. Nie mamy nowoczesnych laboratoriów, a nawet tzw. wzorów roślin pomagających w ich identyfikacji. Poza tym właściciele sklepów na opakowania z napisami informującymi o składzie naklejają własne, mylące etykietki. Informacje o zakazanych substancjach wchodzących w skład specyfiku po prostu zastępują innymi, więc bez szczegółowych badań w niczym nie można się zorientować.

Odlotowe tabletki
Dopalacze to termin używany potocznie dla określenia środków o działaniu psychodelicznym, nieznajdujących się na liście substancji kontrolowanych przepisami ustawy o przeciwdziałaniu narkotykom. Dla zmylenia są to „produkty przeznaczone wyłącznie do zastosowań edukacyjnych, badawczych oraz jako ozdoby i okazy kolekcjonerskie”. „Nie do spożycia przez ludzi”, „Środek do uprawy roślin” – takie napisy można przeczytać na opakowaniach torebek z niewiele mówiącymi napisami „Arctic blue” czy „Smuga cienia”. Jedynie z etykiety „Devilsów” można się dowiedzieć, że czeka cię po nich „przejażdżka, jakiej nie da Ci żadna ekstaza”. Groźna moda na dopalacze obejmuje nie tylko środowiska młodzieżowe. Niedawno w „artystycznym” towarzystwie 40-latków zaproponowano mi „tabletkę” z zachętą, że poczuję się odlotowo. – To najlepszy sposób na wyluzowanie – zachęcał częstujący.

Zwłaszcza przy łączeniu dopalaczy z alkoholem takie wyluzowanie może potrwać wiecznie i skończyć się śmiercią. Niebezpieczny jest fakt, że tak naprawdę nikt nie zna do końca składu dopalaczy. Wiadomo tylko, że tworzą je mieszanki substancji syntetycznych i roślinnych, które mają nie do końca zbadane działanie, podobne do narkotyków, i mogą być niebezpieczne dla życia lub zdrowia. Np. pochodna piperazyny wykorzystywanej w leczeniu schizofrenii i psychoz, którą zawierają dopalacze o nazwach „Frenzy” czy „Hammer”, może podwyższyć temperaturę, powodować bezsenność, rozpad osobowości, neurozy, a w przypadku przedawkowania – śmierć. Nie tak rzadko na forach internetowych można przeczytać o „bad trip”, czyli przypadkach śmiertelnego zejścia. Dopalacze to także otwarta droga do sięgania po silniejsze substancje, zwłaszcza narkotyki.

Poza prawem
Niepokoi ekspansja dopalaczy na naszym rynku. Na początku 2008 roku pojawiły się informacje o stronie internetowej prezentującej sklep, który jako pierwszy w Polsce oferował w sprzedaży wysyłkowej legalne substancje psychoaktywne. Reklamował się hasłem: „Życie jest zbyt krótkie, aby jeść niezdrowe tabletki”, które doskonale mydliło oczy nabywcom. Kolejne internetowe „smart shopy” zaczęły mnożyć się w internecie. Ich nazwa wzięła się od rzekomych właściwości sprzedawanych substancji, według producentów usprawniających funkcje poznawcze stosujących je („smart drugs”). Przedstawiciele importerów podkreślają, że „dopalacze” są „legalną alternatywą dla niebezpiecznych substancji narkotycznych”. Naprawdę stoją za nimi zagraniczne firmy, wytwarzające w swoich laboratoriach środki stojące o krok od amfetaminy czy LSD.

Pierwszy stacjonarny sklep z dopalaczami został otwarty latem 2008 r. w Łodzi. Najwięcej realnych i wirtualnych punktów sprzedaży powstało w ciągu ostatniego roku. I mimo nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii mają się bardzo dobrze. Wynika to choćby z tego, że ich właściciele wiedzą, jak obejść przepisy. Stale pojawiają się nowe dopalacze zawierające nowe mieszanki substancji syntetycznych czy naturalnych, a czas badań nad oceną ich wpływu na zdrowie jest długi. Np. w przypadku benzylo-piperazyny BZP wyniósł 2 lata. Istotne, że zgodnie z przyjętym kilka dni temu projektem nowelizacji ustawy, zabronione będzie prowadzenie reklamy i promocji substancji psychotropowych lub środków odurzających. Jednocześnie zakazano reklamowania środków spożywczych lub innych produktów poprzez sugerowanie, że posiadają one działanie takie jak substancje psychotropowe lub środki odurzające. Czy jednak to powstrzyma zainteresowanych? – Nawet jeśli dopalacze okażą się przejściową modą, na ich miejsce pojawi się najprawdopodobniej cała gama „spowalniaczy” czy „przyspieszaczy”, które nie muszą, ale mogą stworzyć zagrożenie dla zdrowia publicznego – uważa dyrektor Europejskiego Centrum Monitorowania Narkotyków i Narkomanii (EMCD-DA) Wolfgang Götz. – Dlatego potrzebne są kompleksowe i systemowe zmiany, które pozwolą na kontrolę nowych substancji. Jak na razie w naszym kraju wprowadzane są one zbyt powoli i mało skutecznie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.