Jak zginiemy, to razem

Stanisław Zasada, korespondent "Gościa" z Wielkopolski

|

GN 35/2010

publikacja 02.09.2010 08:54

Bestialskie zabójstwo dwóch polskich księży przez nazistów wzburzyło niemieckie władze okupacyjne. Hitlerowski sąd skazał morderców na długoletnie więzienie – uznał, że ich czyn godzi w Trzecią Rzeszę.

Jak zginiemy, to razem Ryszard Sikorski znał osobiście księży męczenników i jest świadkiem wydarzeń sprzed 70 lat. Stanisław Zasada

Siedemdziesiąt lat temu hitlerowcy zastrzelili skrytobójczo księży Wincentego Matuszewskiego i Józefa Kurzawę z parafii Osięciny na Kujawach. Ponad pół wieku później Jan Paweł II ogłosił ich błogosławionymi.
Obaj męczennicy patronują dziś całej gminie, a ich grób stał się miejscem pielgrzymek kapłanów z diecezji włocławskiej i symbolem polsko-austriackiego pojednania. Ksiądz kanonik Zbigniew Cabański, były proboszcz Osięcin: – Byli zwykłymi kapłanami, którzy w chwili próby wykazali się heroizmem.

Pogrzeb jak manifestacja
Była druga trzydzieści nad ranem 24 maja 1940 roku. Do pogrążonych w ciemnościach Osięcin wtoczył się powoli opel na niemieckich rejestracjach z wygaszonymi światłami. Godzinę wcześniej to samo auto wywiozło w nieznane dwóch kapłanów – mieszkańców tutejszej plebanii. Wczesnym rankiem Osięciny obiegła straszna wiadomość. – Dowiedzieliśmy się, że nasi księża leżą zamordowani w rowie pod Witowem – opowiada Ryszard Sikorski, jeden z nielicznych dziś żyjących świadków tamtych wydarzeń. Witowo leży kilka kilometrów od Osięcin. 17-letni wówczas Sikorski pobiegł z kolegami na miejsce zbrodni. – Księża mieli ślady pobicia i strzałów w piersi i głowę – pamięta staruszek. Kilka dni później szedł z tłumem w żałobnym kondukcie. Kapłanów pochowano we wspólnej mogile na miejscowym cmentarzu.

Grób odwiedzali często mieszkańcy Osięcin i okolic. Dopiero po wojnie można było umieścić na nim tabliczkę z napisem: „Tu spoczywają kapłani męczennicy”. Wśród miejscowej ludności zrodził się kult zamordowanych bestialsko księży. „Ich krew męczeńską czuje się w parafii, w duszach parafian i w atmosferze parafialnej” – zapisał w 1954 roku ksiądz Bogumił Kasprzak, ówczesny proboszcz Osięcin. 13 czerwca 1999 roku Jan Paweł II ogłosił księży Matuszewskiego i Kurzawę błogosławionymi w grupie 108 Męczenników Drugiej Wojny Światowej. Trzy lata temu zostali patronami gminy Osięciny. – Skoro Ojciec Święty wyniósł ich na ołtarze i oddaje im cześć cały chrześcijański świat, nie sposób, żeby nie patronowali ziemi, na której pracowali i gdzie oddali swoje życie – tłumaczy ksiądz Cabański.

Szacunek u Żydów
Polska lizała jeszcze rany po klęsce powstania styczniowego, gdy 3 marca 1869 roku w Chruścieleńskiej Woli przyszedł na świat Wincenty Matuszewski. Jako młody chłopak wstąpił do seminarium we Włocławku. W 1895 roku został księdzem – pracował w kilku parafiach na terenie byłego zaboru rosyjskiego. W 1918 roku, gdy Polska odzyskuje niepodległość, dobiegający pięćdziesiątki kapłan zostaje proboszczem parafii Opieki Matki Bożej w Osięcinach. Jest społecznikiem: zostaje honorowym prezesem Straży Ogniowej i zasiada w radzie gminy. Znany z tolerancji – zyskuje szacunek wśród miejscowych Żydów i mieszkającej w Osięcinach grupki Niemców.

Pomaga najuboższym. – Dobry, gorliwy, pobożny – tak zachowali w pamięci swojego proboszcza jego dawni parafianie. Ryszard Sikorski mieszkał przed wojną naprzeciwko plebanii. Kanonika Matuszewskiego widywał codziennie, jak spacerował po ogrodzie z brewiarzem w ręku. – To była majestatyczna postać – wspomina. – Wszyscy go lubili i szanowali – dodaje. Gdy w czasie okupacji proboszczowi doradzano, żeby wyjechał z Osięcin, bo grozi mu niebezpieczeństwo, miał odpowiedzieć: – Ja parafii nie opuszczę i parafian nie zostawię.

Chorąży do seminarium
Polska wciąż śniła o niepodległości, gdy w święto Trzech Króli 1909 roku urodził się Józef Kurzawa. Przyszedł na świat w Świerczynie, kilka kilometrów od Osięcin. Kończy elitarne Gimnazjum Adama Asnyka w Kaliszu. Po liceum idzie do Szkoły Podchorążych Rezerwy Piechoty w Jarocinie. Ma 21 lat, gdy wstępuje w mury włocławskiego seminarium. W 1936 roku przyjmuje święcenia i zostaje wikariuszem w Osięcinach.
Jest wysportowany, gra często z młodzieżą w piłkę. Ma rower, na którym wybiera się na przejażdżki. W przedwojennej Polsce rower to przedmiot pożądania wielu ludzi, zwłaszcza młodych – ksiądz Józef pożycza go często. Kiedyś zabrał ministrantów na wycieczkę do Częstochowy, Krakowa, Ojcowa i Wieliczki. Za tych, których nie było stać na pokrycie kosztów podróży, sam wyłożył pieniądze. Sikorski: – To był kapłan z ludu i dla ludu. Gdy proboszcz Matuszewski radził mu, żeby wyjechał z Osięcin i uratował się, miał odpowiedzieć: – Nie opuszczę cię, Ojcze. Jeżeli zginiemy, to razem.

Ciała w rowie
Wehrmacht wkroczył do Osięcin w niedzielę 10 września 1939 roku po południu. Pod wieczór okupanci biorą 22 zakładników – wśród nich księdza Matuszewskiego. Mieszkańców informują, że jeśli choć jeden żołnierz niemiecki zginie – rozstrzelają zakładników. Wieczorem jakaś kobieta przyniosła proboszczowi koc – chciała, żeby nie zmarzł. Kanonik odmawia. – Będę cierpiał z moimi parafianami – mówi. Zdaje sobie sprawę, że wszyscy mogą zginąć i spowiada potajemnie zatrzymanych Polaków. – Podtrzymywał nas na duchu – wspomina Sikorski, jeden z zatrzymanych. Skończyło się na strachu. Nazajutrz zakładników wypuszczono. Przez kilka miesięcy w Osięcinach panuje względny spokój. Okupanci mianują burmistrzem Leonarda Arndta, miejscowego Niemca. Żył w zgodzie z mieszkańcami przed wojną, nie ma powodów do antypolskiej działalności. W kościele odprawiają się nabożeństwa, odbywają śluby, chrzty i pogrzeby. Cierpią głównie Żydzi – naziści zamienili ich synagogę na garaże, a w szabat kazali wynieść święte księgi na rynek i spalić. Szydzono publicznie z rabina. Pół roku później pogorszyło się wszystkim. Nowym szefem policji w Osięcinach zostaje Johan Pichler, 44-latek pochodzący z katolickiej rodziny z Austrii. Wkrótce potem stanowisko burmistrza obejmuje 36-letni Ernst Daub, katolik spod Stuttgartu.

Obaj należą do Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników (NSDAP) i obaj nienawidzą duchowieństwa katolickiego. Nim Pichler przybył do Osięcin, był komendantem posterunku w pobliskim Bytoniu, gdzie doprowadził do aresztowania 10 duchownych. Ośmiu z nich rozstrzelano. Księża Matuszewski i Kurzawa są solą w oku Pichlera i Dauba. Po przybyciu do Osięcin każą przenieść się księdzu Kurzawie z wikariatki do plebanii, którą zajmował proboszcz. – Żeby łatwiej mogli ich aresztować – twierdzi Sikorski. – Już wtedy planowali morderstwo – dodaje. Duchowni wiedzą, że grozi im niebezpieczeństwo. O planowanej zbrodni ostrzega ich kilka razy Leonard Arndt – były burmistrz. Doradza im ucieczkę. Kapłani postanawiają twardo, że nie opuszczą parafii. 24 maja po północy Pichler i Daub wyprowadzają księży z plebanii. Przy wyjeździe z Osięcin czeka na nich opel z kierowcą. Pod Witowem, z dala od zabudowań, Pichler strzela dwukrotnie w głowę księdzu Matuszewskiemu, Daub celuje w serce księdza Kurzawy. O świcie mieszkańcy Osięcin znajdują zmasakrowane ciała księży w rowie.

W imieniu Rzeszy
– W imieniu narodu niemieckiego... – zaczął czytać sentencję sędzia niemieckiego Sądu Specjalnego w Inowrocławiu. Był 11 czerwca 1940 roku. Proces był błyskawiczny. Od zbrodni pod Witowem nie zdążyły minąć trzy tygodnie, gdy oprawcom wymierzono surowe wyroki. Za „umyślne zabójstwo w dwóch przypadkach” Pichlera i Dauba skazano na 15 lat „ciężkiego więzienia karnego”. Jeszcze większe zdumienie budziło uzasadnienie wyroku: obaj mordercy przynieśli szkodę narodowi niemieckiemu. „Popełniając to przestępstwo, obaj oskarżeni włożyli naszym wrogom do ręki broń, która może utrudnić narodowi niemieckiemu obecną walkę obronną” – przekonywał nazistowski sąd. – Księży wszyscy lubili i Niemcy bali się, że ich zamordowanie może wywołać niepokoje wśród Polaków – tłumaczy Sikorski.
Pichler i Daub odsiedzieli rok. Gdy w 1941 r. Trzecia Rzesza zaatakowała Związek Sowiecki, zwolniono ich z więzienia i wysłano na front wschodni. Dalszy los morderców nie jest znany.

Jako i my odpuszczamy
W centrum Osięcin stoi odlany z brązu pomnik dwóch kapłanów. Młodszy, w okularach, rozpostarł ręce, jakby chciał zasłonić sobą starszego. Nad sylwetkami obu księży wznosi się krzyż z pozłacaną monstrancją. Tak mieszkańcy Osięcin uhonorowali swoich męczenników w 50. rocznicę zbrodni. Dwa lata temu w Osięcinach odbyła się jeszcze jedna uroczystość – symboliczne pojednanie polsko-austriackie. Miała charakter międzynarodowy i ekumeniczny. „Jako Austriak i ambasador Austrii szczerze żałuję, że winnymi niecnego przestępstwa byli nazistowscy policjanci austriackiego pochodzenia i odczuwam głęboki wstyd z tego powodu” – napisał w specjalnym liście Alfred Laengle, przedstawiciel Austrii w Polsce.
Na pamiątkę pojednania przy neogotyckim kościele Opieki Matki Bożej odsłonięto obelisk z mosiężną tablicą, na której wyryto słowa modlitwy: „Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. Napis jest w dwóch językach – po polsku i niemiecku.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.