Przyszłość rodziny przed sądem

Tomasz P. Terlikowski, redaktor naczelny portalu Fronda.pl

|

GN 34/2010

publikacja 27.08.2010 11:14

Wyrok w sprawie Perry kontra Schwarzenegger może zmienić Amerykę, tak jak zmienił ją wyrok w procesie Roe kontra Wade. Jeśli orzeczenie kalifornijskiego sądu podtrzyma Sąd Apelacyjny i Sąd Najwyższy, w USA małżeństwem będzie każdy związek dwojga osób, także tych tej samej płci.

Przyszłość rodziny przed sądem Sąd w Kalifornii uznał, że małżeństwem jest każdy związek osób, także tej samej płci. Agencja Gazeta/AP/Ben Margot

Orzeczenie kalifornijskiego sądu budzi rozbawienie (że można w wyroku wypisywać takie bzdury) pomieszane z przerażeniem. Na ponad 130 stronach sędzia Vaughn R. Walker przekonuje, że dzieci nie potrzebują do wychowania ojca i matki, ale wystarczą im dwie matki czy dwóch ojców. Wmawia, że uznanie małżeństwa za związek mężczyzny i kobiety jest tak samo dyskryminujące dla homoseksualistów, jak – obecny w prawodawstwie niektórych stanów USA jeszcze w latach 50. – zakaz zawierania małżeństwa między osobami należącymi do różnych ras. Tego typu „mądrości” można by jeszcze znieść. Ale sędzia posunął się o wiele dalej, naruszając – w imię rzekomych „praw gejów” – wolność wyznania, a nawet wolność badań naukowych.

Przekonania sędziego Walkera
Najbardziej niebezpieczny, na co zwracają uwagę duchowni różnych wyznań chrześcijańskich i żydowskich, jest punkt 77., w którym sędzia Walker stwierdził, że „przekonania religijne, jakoby relacje gejowskie i lesbijskie były grzeszne lub gorsze od relacji heteroseksualnych, krzywdzą gejów i lesbijki”. Dowodem na rzekomą prawdziwość tego zdania są cytaty z dokumentów Kongregacji Nauki Wiary czy stanowiska w sprawie aktów homoseksualnych Południowej Konwencji Baptystów. Nietrudno zauważyć, że jeśli taka sentencja wyroku zostanie utrzymana, oznaczać to może poważne kłopoty dla tych wszystkich wyznań, które zachowują biblijne stanowisko w sprawie aktów homoseksualnych. A to może być początek groźnego antyreligijnego totalitaryzmu, który zakaże chrześcijanom czy Żydom wyznawania i publicznego głoszenia objawionych prawd wiary.

Ale sędzia Walker poszedł dalej i uznał, że sąd jest właściwym miejscem do rozstrzygania, co jest, a co nie jest prawdą w nauce. „Dzieci nie muszą być wychowywane przez rodzica płci męskiej i rodzica płci żeńskiej, żeby dobrze przystosować się [do życia], a posiadanie rodzica męskiego i rodzica żeńskiego nie zwiększa prawdopodobieństwa, że dziecko będzie dobrze przystosowane” – przekonuje. „Żadne wiarygodne dowody nie potwierdzają wniosku, że jednostka może, przez świadomą decyzję, interwencję terapeutyczną lub inną metodę, zmienić swoją orientację seksualną” – uzupełnia. A przecież oba te twierdzenia są niezgodne z rzeczywistością, bowiem istnieją liczne badania, które wskazują na coś dokładnie przeciwnego. Są także ludzie, którzy dzięki wytrwałej terapii zmienili swoją skłonność seksualną. Niedopuszczalne, zdaniem sądu, jest także – dość zdroworozsądkowe i naoczne – uznanie że „geje i lesbijki nie mają relacji intymnych podobnych do par heteroseksualnych”. I znowu wypada zapytać, co z tymi, którzy dostrzegają jednak pewną różnicę między aktem heteroseksualnym a homoseksualnym? Czy będzie ich trzeba skazywać? Czy lekarz, który przypomina, że o ile akty heteroseksualne (w ramach monogamicznego małżeństwa) przynoszą jego pacjentom zdrowie, o tyle akty homoseksualne są przyczyną wielu ciężkich chorób, powinien zostać skazany?

Zastraszyć przeciwników
Nie są to pytania bezpodstawne. Jak pokazuje przebieg tego procesu, wszystkich myślących inaczej niż sędzia Walker i jego ideowi poplecznicy próbuje się pozbawić możliwości głosu. Tak było od momentu, gdy w 2008 r. kalifornijski sąd uznał, że nie ma powodów, by za małżeństwo uznawać tylko związek kobiety i mężczyzny. Krótko potem uchwalono w referendum Propozycję numer 8, która wprowadzała do stanowej konstytucji zasadę, że małżeństwem jest wyłącznie związek różnopłciowy. I to właśnie ją odrzucił sędzia Walker. Aby to jednak zrobić, najpierw zastraszono (przyznają to sami specjaliści) ekspertów Koalicji Małżeństwo (tworzyli ją ludzie z różnych wyznań chrześcijańskich, a także mormoni i część środowisk ortodoksyjnych żydów), zmuszając ich do wycofania niezgodnych z poglądami sędziego Walkera ekspertyz. Dwaj specjaliści, którzy zdecydowali się zeznawać, zostali uznani przez sąd za niewystarczająco kompetentnych. Fachowcami byli natomiast, wedle sędziego, rozmaici eksperci od studiów gender, homofobii czy kultury gejowskiej. Nie ma w tym nic nowego. Podobnych sposobów chwytali się prawnicy, którzy doprowadzili do wygranej lobby aborcyjnego w słynnej sprawie Roe kontra Wade. Wtedy również zastraszano świadków, wykorzystywano (o czym pisze Bernard Natanson) fałszywe wyniki badań. A skutkiem tamtego procesu – podobnie jak skutkiem tego, jeśli uda się go przeciwnikom rodziny wygrać – była nie tylko zmiana prawna w całych Stanach Zjednoczonych, ale również zaangażowanie amerykańskiego imperium w walkę o „nowo uchwalone prawo człowieka” w innych miejscach świata. Dlatego trzeba uważnie przyglądać się temu, co dzieje się w Stanach. I modlić się o mądrość dla sędziów, a także skuteczność dla tych, którzy z nowym prawem walczą.

To nie musi być koniec
Modlitwa jest w tu tym bardziej potrzebna, że sprawa Perry kontra Schwarzenegger (który jest zwolennikiem tego wyroku i apelował nawet do sędziego, by jak najszybciej wymusił egzekwowanie swojego stanowiska) nie jest wcale ostatnią sprawą, jaką wytaczają przeciwnicy małżeństwa czy (trzeba to powiedzieć wprost) rzeczywistości. W Teksasie właśnie odbywa się proces, w którym sędziowie mają odpowiedzieć, co decyduje o płci: rzeczywistość i geny czy opinie. Oczywiście sprawa jest ukryta pod bardziej banalną historią. Chodzi o to, czy Nikki Araguz (urodzonej jako Justin Pardue) przysługuje zasiłek po jej zmarłym mężu Thomasie Araguzie. Problemem w całej tej sprawie jest to, że prawdopodobnie zmarły nie wiedział o tym, że jego „żona” zmieniła płeć, a gdy się o tym dowiedział, chciał się rozwieść (para była w trakcie rozwodu w momencie śmierci Thomasa). Co więcej, wedle teksaskiego prawa, nie mogli oni zawrzeć ważnego związku (mimo iż dokumenty istnieją), bowiem w tym stanie o płci decyduje urodzenie, a nie zmiany chirurgiczne. Ktoś, kto urodził się mężczyzną, nim pozostaje, a zatem nie może zawrzeć małżeństwa z innym mężczyzną. Celem adwokatów Nikki (czy w zasadzie Justina) jest zmiana tego zapisu prawnego, tak by o płci nie decydowały już ani urodzenie, ani geny. Nie mam większych wątpliwości, że jeśli sprawa dotrze do Sądu Najwyższego, to może się okazać, że takie drobiazgi jak rzeczywistość czy genetyka dla sędziów mogą się nie liczyć. Bo od prawdy o wiele istotniejsza jest dla nich ideologia postępu, w którą wpisane jest zniszczenie rodziny.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.