Śledztwo zakończy się fiaskiem

rozmowa z prof. Wojciechem Roszkowskim

|

GN 30/2010

publikacja 30.07.2010 10:20

O międzynarodowych aspektach śledztwa w sprawie tragedii smoleńskiej z prof. Wojciechem Roszkowskim rozmawia Bogumił Łoziński.

Prof. Wojciech Roszkowski Prof. Wojciech Roszkowski
Józef Wolny

Prof. Wojciech Roszkowski jest historykiem i ekonomistą, był posłem do Parlamentu Europejskiego, obecnie jest kierownikiem katedry stosunków międzynarodowych Collegium Civitas i pracownikiem Instytutu Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk.

Bogumił Łoziński: Premier Donald Tusk powiedział o śledztwie w sprawie katastrofy pod Smoleńskiem: „Mam pełne zaufanie do strony rosyjskiej”. Podziela Pan to zaufanie?
Prof. Wojciech Roszkowski: – Aby mieć do kogoś zaufanie, muszą być do tego podstawy, a w stosunku do Rosji ich nie było. I to nie tylko ze względu na całą historię wzajemnych trudnych relacji, ale przede wszystkim z powodu polityki Władimira Putina wobec Polski. Zachowanie rosyjskiego rządu w okresie poprzedzającym katastrofę, np. umorzenie śledztwa w sprawie Katynia, sprawa Gazociągu Północnego czy grożenie Polsce bronią atomową, jeśli zainstalujemy tarczę antyrakietową, raczej takie zaufanie podkopywało. Dlatego uważam, że słowa premiera były na wyrost, a sposób prowadzenia śledztwa potwierdza, że oddanie go w ręce Rosjan to błąd.

A może chodziło o gest dobrej woli ze strony Polski, aby ocieplić relacje z Rosją?
– Rzeczywiście czasami w polityce wykonuje się jakiś gest, aby strona bardziej zapiekła odblokowała się. Tylko dotychczasowe doświadczenia pokazują, że taka metoda wobec Rosji jest nieskuteczna, bowiem oni liczą się tylko z siłą. Poza tym wyjaśnienie tej katastrofy było zbyt ważną sprawą, aby czynić je przedmiotem tak ryzykownych gestów.

Czy premier Tusk mógł wynegocjować inne warunki prowadzenia śledztwa?
– Podstawowy błąd polskiego rządu polegał na nastawieniu do sprawy: z jednej strony była całkowita bierność, z drugiej założenie dobrej woli i zaufania do Rosjan. W relacjach między dwoma państwami, których interesy na wielu płaszczyznach są rozbieżne, powinna działać zasada „ufaj, ale sprawdzaj”. Tymczasem nasz rząd, oddając śledztwo w ręce Rosjan, pozbawił się możliwości kontroli.

Ale czy Rosjanie zgodziliby się na inne rozwiązanie?
– Na początku pojawiły się doniesienia, że prezydent Dmitrij Miedwiediew proponował Polakom wspólne badanie katastrofy. Jeśli to prawda, to trzeba było z tej możliwości skorzystać, jednak strona polska, bez żadnych oporów, jako podstawę prowadzenia śledztwa przyjęła konwencję chicagowską. Tymczasem należało odwołać się do umowy polsko-rosyjskiej z 1993 r. Jeśli nawet interpretacje prawne tej umowy nie były jednoznaczne, to nie należało z góry rezygnować z próby oparcia się na niej, a to, niestety, zrobił nasz rząd. Przecież to jest sprawa relacji między dwoma państwami, tymczasem teraz wszystkie atuty ma w ręku Rosja i my jesteśmy w tej sprawie od niej całkowicie uzależnieni.

Czy dotychczasowy przebieg śledztwa potwierdza opinię o konieczności ograniczonego zaufania do Rosjan?
– Co prawda tego typu śledztwa trwają długo i trzeba mieć tu cierpliwość, jednak z drugiej strony niemal codziennie mamy do czynienia ze strony rosyjskiej z ujawnianiem różnych szczegółów. Ich celem jest przekonanie opinii publicznej do dwóch tez: że wszystkiemu winna jest strona polska, a nie rosyjska, a w ogóle to sprawa jest właściwie nie do wyjaśnienia. To potwierdza, że pozbawienie się możliwości kontroli nad śledztwem było błędem.

Jest jeszcze teza o winie prezydenta Lecha Kaczyńskiego…
– Tyle że ją raczej nie formułują Rosjanie, lecz polski obóz polityczny przeciwny prezydentowi, zresztą robią to w sposób haniebny.

A jeśli wina leży po stronie Rosjan, czy się do niej przyznają? Czy w ogóle jest szansa, że odkryją prawdę?
– To bardzo mało prawdopodobne, może przypadkiem w wyniku jakiegoś zawirowania politycznego wewnątrz samej Rosji. Oddając Rosjanom śledztwo, dopuściliśmy do tego, że są sędziami we własnej sprawie. Przecież rosyjski Międzypaństwowy Komitet Lotniczy badający przyczyny techniczne katastrofy jednocześnie za te sprawy odpowiada, trudno więc liczyć, że sam sobie postawi zarzuty. Według mnie, rosyjskie śledztwo nie doprowadzi do żadnych wiarygodnych wniosków i zakończy się fiaskiem.

Rząd podkreśla, że oprócz Rosjan drugie śledztwo prowadzi polska prokuratura. Jakie ma szanse na wyjaśnienie prawdy?
– Polska prokuratura opiera się na tych materiałach, które otrzyma od Rosjan, prowadzi więc śledztwo jakby z „zawiązanymi oczami”, będąc uzależniona od dobrej woli strony rosyjskiej.

Śledztwo dotyczy bezpośrednich przyczyn katastrofy, a czy nie powinniśmy dążyć także do wyjaśnienia szerszego kontekstu tej tragedii?
– Według mnie, trzeba wyjaśnić, dlaczego w ogóle doszło do dwóch wizyt w Katyniu i jaką rolę w takim rozegraniu tej sprawy odegrał rząd. Powinna powstać komisja sejmowa albo inne ciało reprezentujące państwo polskie do zbadania okoliczności tej katastrofy. Tymczasem ze strony rządu nie ma do tego żadnej woli, a przecież strona rosyjska tym się nie będzie zajmować. Próbę wyjaśnienia tego wątku katastrofy zapewne podejmie PiS w ramach parlamentarnego zespołu, który powstał do zbadania tej tragedii. Szkoda, że w skład tego zespołu wchodzą tylko parlamentarzyści tego ugrupowania, bo jednopartyjny skład osłabia wiarygodność ustaleń.

A jaki wpływ na wiarygodność tego zespołu ma osoba jego przewodniczącego Antoniego Macierewicza?
– Jeśli przewodniczący zespołu w pierwszym wystąpieniu mówi o „zbrodni”, a więc z góry zakłada określone rozwiązanie, to niedobrze wróży na przyszłość, bo całe prace tego gremium mogą być podporządkowane określonej tezie, a nie szukaniu prawdy.

Zaraz po katastrofie politycy PO mówili o przełomie w stosunkach Polski z Rosją, otwarciu Putina na sprawy polskie. Czy takie otwarcie nastąpiło?
– Nie ma żadnego przełomu, żadnych śladów otwarcia Rosjan. Jedynym gestem dobrej woli z ich strony było wyświetlenie w telewizji publicznej filmu „Katyń” Andrzeja Wajdy, i na tym się skończyło. Zresztą bardzo dobrze, że ten film był wyemitowany, bo wiele milionów Rosjan poznało polską wrażliwość na historię i Katyń. Poza tym nic się nie zmieniło, np. śledztwo w sprawie katyńskiej nie ruszyło.

W czasie kampanii Jarosław Kaczyński mówił o „przyjaciołach Rosjanach”, po jej zakończeniu PiS zmienił diametralnie retorykę i pojawiły się „ruskie trumny” czy oskarżenia o zbrodnię. Która droga komunikowania się z Rosjanami jest lepsza?
– Kaczyński wygłosił przesłanie do Rosjan, a nie do rządu tego państwa. Chodziło o to, że Polacy nie powinni mieć pretensji do narodu rosyjskiego o Katyń czy Smoleńsk. Przecież zwykli Rosjanie okazywali nam wiele współczucia i pomocy. Czym innym jest jednak zaufanie do Rosji jako państwa. Natomiast po wyborach rzeczywiście doszło do niepotrzebnego ujawniania emocji, hamowanych w czasie kampanii. To będzie zawsze działało na niekorzyść dla wyjaśnienia sprawy. Dlatego jestem przeciwny zaostrzeniu retoryki.

Jak w obliczu takiej tragedii zachowaliby się przywódcy innych krajów, np. Niemiec, Francji czy USA?
– To trudno przewidzieć, bo nie mieli doświadczeń na taką skalę. Jednak jestem przekonany, że gdyby to był samolot amerykański, z taką liczbą polityków z najwyższej półki, to na pewno wiceprezydent USA nie zareagowałby w taki sam sposób jak polski premier. Podobnie szefowie innych państw europejskich wobec własnych obywateli nie pozwoliliby sobie na takie zaniechanie, polegające na oddaniu całkowitej kontroli nad śledztwem w ręce Rosjan.

Co Polska może zrobić, jeśli rosyjskie śledztwo zakończy się fiaskiem?
– Powinniśmy wówczas dążyć do powołania niezależnej międzynarodowej komisji. Tylko że do tego jest potrzebny wyraźny powód, wykazanie, że strona rosyjska jest niewiarygodna, że z jakichś powodów nie chce wyjaśnić prawdy.

Amerykański kongresman Peter King już domaga się międzynarodowego śledztwa do zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej. Jakie znaczenie ma ta inicjatywa?
– To jest ważny precedens, do którego można się odwoływać w rozmowach z Amerykanami o poparciu dla międzynarodowego śledztwa jako kwestii stosunków sojuszniczych.

Do kogo mielibyśmy się zwrócić o powołanie takiej komisji?
– To trudne pytanie, bo takiego precedensu dotychczas nie było. Być może adresatem mogłaby być Unia Europejska, tylko musielibyśmy powołać się na konkretne przepisy umożliwiające powołanie takiego ciała, bo Unia podchodzi do różnych problemów bardzo formalnie. Można też zainteresować tą sprawą Sojusz Północnoatlantycki, bo przecież na pokładzie samolotu byli wszyscy dowódcy polskich wojsk, zapewne posiadali dane wrażliwe dotyczące NATO, które wpadły w ręce rosyjskie. Ten wątek nie jest w ogóle podnoszony, nie wiemy, jak zareagowało dowództwo NATO, ale na pewno jest to sprawa poważna i Sojusz mógłby nas wesprzeć w jej wyjaśnieniu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.