A paniusia ciągle o jednym

Marcin Wójcik

|

GN 28/2010

publikacja 16.07.2010 06:28

Pod koniec czerwca na polach Grunwaldu czuć atmosferę zbliżającej się walki. Lada moment zjadą rycerze. Poleje się krew, na niby.

A paniusia ciągle o jednym Gmina Grunwald należy do najuboższych w kraju. Widok na pola Grunwaldu z Łodwigowa. Jakub Szymczuk

Stoimy na przystanku autobusowym w centrum Grunwaldu. I niech już nikt nie myśli, że to miasto, bo to wieś, mniejsza niż dzielnica Grunwald w Poznaniu. Autobus się spóźnia, miejscowi mówili, że według rozkładu ma być o 10.34, ale może przyjechać dużo później. Może też być wcześniej, dlatego trzeba przyjść o 10.20. Jeśli w ogóle nie przyjedzie, to następny po „Aniele Pańskim”.

Buraki jeszcze wyrwała
Wyczekujemy, ja i one. Panie są w tym samym wieku, ale poza latami różni je wszystko. Jedna naburmuszona, wciągnęła policzki, wydęła uszminkowane wargi. Na koniec jej nosa położył się cień eleganckiego kapelusza, takiego z broszką, à la angielska królowa. Druga, bez kapelusza, ściska w dłoni starą torbę, usmarowaną pewnie tym, co kupiła wczoraj i przedwczoraj. W zakręconych na wałki kruczych włosach połyskują siwe nitki. Autobus nadal się spóźnia, rozmowę zaczyna ta bez kapelusza. Nazywa się Historia Mała, pochodzi z Grunwaldu. – Wiecie, moi państwo, wspominam sobie, jak tym oto chodnikiem maszerowała do PGR-u Jadźka Zaboroś, żeby wydoić 20 krów. Czwarta rano, ona w dziewiątym miesiącu ciąży, z kolejnym dzieckiem. Przyjechała z mężem z Łodwigowa. Dostała etat dojarki, razem pracowali od świtu do nocy dla dobra socjalistycznego narodu. O! Widzę, że wraca, może zapomniała wyłączyć żelazko? Zdarza jej się prasować rano, żeby dzieci do szkoły szły schludne.

Nauczyciele zwracają uwagę na pegeerowskich uczniów. Jak coś jest nie tak, potrafią napisać list do rodziców, żeby zadbali o higienę potomstwa. – Ktoś mi wczoraj o tym mówił? – zastanawiam się głośno.
– Pewnie Cecylia Siennicka – podpowiada. – Również jej dzieci nigdy nagany nie dostały, zawsze czyste, mimo braku łazienki. Chwała jej za to! Prasowała 11 koszul. Byłoby i 12, gdyby jeden z bliźniaków nie umarł w niemowlęctwie. A po prasowaniu szła na kartoflisko, od siódmej do trzeciej. Tak samo jak Jadźka walczyła do samego rozwiązania. Kiedyś brygadzista zapytał: „Cecylia, ale buraków to już chyba nie pomożesz nam wyrywać?”. Pomogła. Był październik. W listopadzie rodziła – wspomina Historia Mała.
Ta w kapeluszu wciąż stoi naburmuszona jak posąg polityka. Dama nie pochodzi ze wsi, ale z samych pól grunwaldzkich. Piszą o niej najznakomitsze podania i mówią legendy. Aż dziwi, że stanęła na zdemolowanym przystanku, vis-à-vis niecenzuralnego graffiti. - A ja widzę towarzysza Gomułkę, co w 1960 r. przemawiał na grunwaldzkim polu. Odwoływał się do mnie, Historii Wielkiej, wzniosłej i pięknej – rzekła wreszcie, wyjawiając przy okazji swoje imię i nazwisko.

Towarzysz Gomułka
Autobus nie pojawił się przed czasem ani o czasie. Już wiadomo, że przyjedzie po czasie. Kobiety na razie tego nie komentują. Stoimy w porannym słońcu, milcząc, patrzymy na dziurawą drogę i jeszcze bardziej podziurawiony chodnik. Lekki wiatr przyniósł falę smrodu z wydzierżawionego PGR-u, gdzie Zbigniew Pogorzelski prowadzi działalność gospodarczą, czyli hodowlę bydła. Historia Mała zerka kątem oka i obserwuje zmagania mojego nosa z niewidocznym intruzem. Próbuje pomóc. – Opary z obory są wpisane w Grunwald, bez nich jakby wieś traciła tożsamość – mówi. – Ale co tam! – macha ręką. – To już nie jest ten sam smród co kiedyś. Ten dzisiejszy to namiastka dobrych czasów. Rano szło bydlęce stado przez wieś w stronę pól za lasem. Zwaliśmy tamten rejon Koreą, bo daleko i pusto. – Kobieto, głupie rozważania snujesz! – rzuciła Historia Wielka. – Zamiast o polach Korei, powiedz lepiej o żołnierskich przysięgach na polach Grunwaldu.

Dlaczego nie opowiesz, jak w 1973 r. żołnierze Pierwszej Warszawskiej Dywizji Zmechanizowanej im. Tadeusza Kościuszki składali przysięgę na wierność ojczyźnie? Albo opowiedz, jak w 1960 r. Władysław Gomułka odsłonił pomnik Zwycięstwa Grunwaldzkiego. Tego dnia wielu młodych Polaków złożyło ślubowanie. Zobowiązali się do „zespalania wszystkich sił naszego pokolenia pod ideowym przewodnictwem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej”. Po ślubowaniu w niebo wypuszczono 30 tys. gołębi – w jej głosie słychać zachwyt. – Tak, pamiętam, tylko kłopot z tymi gołębiami był, bo robiły na nasze dachy – Historia Mała puszcza do mnie oko i dodaje: – Jak mogę mówić o czymś, czego nie widziałam? Razem z Siennicką bawiłam dzieci, mało kto we wsi poszedł na obchody. Robota nie pozwoliła. Lipiec, siano w polach!

Sołtysa walka z wiatrakami
Z pobliska dochodzą krzyki dzieci, które mają wakacje. Po tysiącach godzin spędzonych w szkole nieobca im „łacina”. – Sołtys, Staszek Zaboroś, chciał coś zrobić, żeby nie bawiły się na ulicy i poza telewizorem miały jeszcze rozrywkę – mówi Historia Mała. – Od początku kadencji Stach prosi wójta o świetlicę, ale nikt go nie słucha. Upominać się musi o sprawy proste: żeby załatali dziury na drodze, bo autobusy zagroziły, że ominą Grunwald. Żeby wykosili boisko sportowe, bo trawa tak wysoka, że najmłodsi się gubią. Żeby wkręcili trzy żarówki w latarniach, bo ciemności egipskie we wsi po zmroku. – Słyszałem, że wojewoda chciał wygasić mandat wójtowi. Może jego następca lepiej zadba o Grunwald? – wtrącam. – Wystarczy, że na polu bitwy będzie moje muzeum za polskie miliony – mruknęła Historia Wielka. – Oj, obawiam się, że sołtys ma dość walki z wiatrakami – kontynuuje Historia Mała. – Mam nadzieję, że nie zrobi tego co 13 lat temu. – To znaczy? – pytam z zaciekawieniem.

– Uczył się nocami holenderskiego, a gdy stwierdził, że coś potrafi, wyjechał do Holandii. Około 30 km od Amsterdamu zbierał pomidory. Nie mógł zrozumieć, dlaczego na jednej kiści może rosnąć tylko sześć pomidorów, a siódmego trzeba wyrzucić. Ponoć Unia tak kazała. Na szczęście wrócił do nas. Mówił, że z Turkami nie mógł się w szklarni dogadać. Kombinowali, jak zarobić cudzym kosztem.
– Brednie, kobiecino, znowu pleciesz! – oburzyła się Historia Wielka. – Gdyby nie Turcy, nie wiadomo, czy odnieślibyśmy tak wspaniałe zwycięstwo nad zakonem krzyżackim.
– A paniusia ciągle o jednym – skwitowała tutejsza.

Zdunek goni Sienkiewicza
Oparliśmy się o przystanek i czekamy na autobus, przestępując z nogi na nogę, to znaczy ja oraz Historia Mała. Dama w kapeluszu stoi obok, wyprostowana, z miną wyniosłej hrabiny. Jak zwykle, milczenie przerywa „kobiecina”. – Nie chwaliłam się jeszcze, ale mój sąsiad, Damian Zdunek, drugie miejsce zdobył w konkursie. Kazali dzieciom w piątej klasie podstawówki napisać wypracowanie o tym, jak wyglądała ich miejscowość wczoraj, jak dziś, a jak będzie wyglądać jutro. No i sięgnął Damian do historii odległej i napisał, że we wsi był posterunek policji. Wspomniał, że dziś nie ma placu zabaw, ale jutro na pewno będzie. Polonistka, Renatka Luczek, mówiła, że warto przeczytać wypracowanie, bo Zdunek głębokie myśli na końcu wstawił. – Ja tam zaczytuję się w Sienkiewiczu i jego „Krzyżakach” – skomentowała Historia Wielka. – Przy pisaniu powieści korzystał z „Kroniki” Janka z Czarnkowa, „Historii” Jana Długosza – wymienia jednym tchem, a każde z nazwisk kreśli na jej twarzy przekarmioną dumę.

Żaby na stole
Na autobus przyszła jeszcze jedna kobieta, dobrze po sześćdziesiątce. Nie powiedziała ani słowa, tylko obeszła przystanek dookoła, jakby kogoś lub czegoś szukała. Może puszek po piwie, a może leżącego gdzieś męża. Po rytualnym obchodzie – jakby nigdy nic – odeszła w głąb wsi. Szukając wytłumaczenia tej scenki, spojrzałem na Historię Małą. - Bieda, wszyscy tu za latami PGR-u tęsknią – mówi. – Przez unijne pieniądze próbują nas podnieść na duchu. Marzena Zdunek zapisała się na kurs gotowania. Pięć dni miała praktyki w kuchni hotelowej doktor Ireny Eris, niedaleko stąd, w Wysokiej Wsi – tłumaczy. – Czego ona tam nie widziała! Były żaby na stole i ślimaki, i Natalka Kukulska, i samochody jak z reklamy. Po paru tygodniach Marzena dostała dyplom ukończenia kursu. Nie pracuje do dziś. O żabach i ślimakach może zapomnieć. W końcu na zakręcie pojawia się autobus. Ku mojemu zaskoczeniu Historia Mała nie wsiada. Przez tylną szybę zobaczyłem, jak czegoś szuka za przystankiem. Historia Wielka wysiadła przy Urzędzie Gminy Grunwald z siedzibą w Gierzwałdzie. Została zaproszona na podsumowanie ogólnopolskiego konkursu plastycznego dla dzieci pod tytułem: „Grunwald – symbol polskiego triumfu”.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.