Rodacy, wracajcie

Przemysław Kucharczak

|

GN 26/2010

publikacja 06.07.2010 13:31

Jakub Płażyński prosi Polaków, żeby podpisali się pod projektem jego ojca, śp. Macieja Płażyńskiego. Jeśli zbierze 100 tys. podpisów, projekt trafi pod obrady Sejmu.

Rodacy, wracajcie Jakub Płażyński, syn Macieja – ofiary katastrofy smoleńskiej, realizuje testament taty Jakub Szymczuk

To obywatelski projekt ustawy, który umożliwi powrót do kraju Polakom z państw dawnego Związku Sowieckiego. Maciej Płażyński chciał go 12 kwietnia złożyć u marszałka Sejmu. Nie zdążył: zginął
10 kwietnia pod Smoleńskiem. Dzieło ojca podejmuje więc Jakub.

Testament taty
Jakub ma 26 lat. Skończył prawo, jest aplikantem adwokackim. Zdążył już wyfrunąć z rodzinnego domu w Gdańsku-Oliwie, mieszka w Warszawie. Jego ojciec przez Maciej Płażyński był wojewodą gdańskim, marszałkiem Sejmu z ramienia AWS, a ostatnio posłem bezpartyjnym. Miał troje dorosłych dzieci: najstarszego Jakuba, 24-letnią Kasię, studentkę prawa i historii sztuki w Gdańsku, oraz 21-letniego Kacpra, który też w Gdańsku studiuje prawo. Jakub próbuje podjąć dzieło swego ojca. Na zebranie stu tysięcy podpisów pod projektem ustawy przygotowanym przez Macieja Płażyńskiego ma czas do 23 września. – Dla mnie to realizacja testamentu taty. Ta ustawa jest jedną z rzeczy, która mi po nim pozostała – mówi. – To nie tylko moja powinność wobec ojca, ale też moja powinność, jako obywatela polskiego, w stosunku do Polaków, którzy mieszkają dzisiaj w krajach dawnego ZSRR – wyjaśnia.
Maciej Płażyński był prezesem Stowarzyszenia Wspólnota Polska, współpracującym z Polonią. Widział, że polityka państwa polskiego wobec rodaków rozsianych po dawnym ZSRR to fiasko. Dlatego zaprosił Związek Repatriantów RP do współpracy nad całkiem nową ustawą, która pozwoliłaby ściągnąć do ojczyzny Polaków ze Wschodu. Jego nazwisko zapewniało inicjatywie rozgłos, więc była szansa, że znajdzie się 100 tys. obywateli gotowych złożyć podpis pod projektem. Te nadzieje zostały pogrzebane w lesie pod Smoleńskiem.

Osiem zaproszeń
Obecna ustawa z 2000 r. dotyczy tylko Polaków z azjatyckiej części dawnego ZSRR. Chodziło o to, żeby dać pierwszeństwo powrotu tym rodakom, którzy najbardziej ucierpieli, bo zostali deportowani do Azji za rządów Stalina. Jednak nawet wobec nich ustawa nie działa. Dziś zaproszenia dla rodaków ze Wschodu mają wysyłać gminy. Później mogą starać się o odzyskanie z budżetu państwa wydatków, poniesionych na przygotowanie mieszkań dla repatriantów. Ta procedura trwa jednak długo. Samorządy zapraszają więc repatriantów rzadko. W 2008 r. do Polski przyjechało ich zaledwie 268. W kolejce do repatriacji czeka 2700 osób. – W 2008 r. samorządy wystosowały do Polaków z Kazachstanu tylko 18 zaproszeń, a w 2009 r. zaledwie 8 – mówi Aleksandra Ślusarek, przewodnicząca Związku Repatriantów RP. – Jeśli przez 15 lat Polska ściągnęła ze Wschodu tylko 5 tys. Polaków, to przy dotychczasowym tempie zakończymy repatriację za 200 lat. Może Polska czeka, aż problem rozwiąże się naturalnie? To bardzo smutny scenariusz. Zwłaszcza że mówimy o osobach przymusowo deportowanych i zesłanych do azjatyckich republik ZSRR oraz o ich potomkach. Ci ludzie nigdy nie wyparli się Polski, to Polska o nich zapomniała – mówi.

Projekt marszałka Płażyńskiego przerzuca odpowiedzialność za repatriację z samorządów na rząd. Od chwili przyrzeczenia wizy Polakowi ze Wschodu MSWiA będzie miało dwa lata na znalezienie mu mieszkania w Polsce. Teraz trwa to nawet 10 lat. Repatrianci przez 3 lata dostawaliby co miesiąc 1175 zł. Tyle samo, co cudzoziemcy, którzy mają status uchodźcy. Te trzy lata powinny wystarczyć, by stanęli na własnych nogach. O ile osób chodzi? Według twórców ustawy o kilkanaście tysięcy. Maciej Płażyński chciał, żeby rozpoczęło to poważną dyskusję o zbliżającej się katastrofie demograficznej. Jego syn ocenia: – Może ustawa o powrocie nie jest lekarstwem na cały nadchodzący kryzys demograficzny.

Na pewno jest to jednak droga, żeby ten kryzys był mniejszy. Mówi się, że w przyszłości będziemy musieli zaprosić do Polski ludzi innych narodowości. A przecież bliżej nam do naszych rodaków, którzy na osiedlenie się w Polsce czekają. Możemy wykorzystać szansę, która jest nam dana – przekonuje. Wtóruje mu Aleksandra Ślusarek: – Cóż to za państwo, które w kryzysie demograficznym, zanim sięgnie po cudzoziemców, nie zaprasza własnych rodaków? – dziwi się. – Rząd premiera Putina masowo ściąga Rosjan z dawnych republik sowieckich. Sytuacja w azjatyckich republikach zmusza też Polaków do korzystania z tej oferty. W obwodzie kaliningradzkim w Rosji tworzy się dziś już trzecia polska wioska! Ci ludzie wciąż czekają na powrót do Polski, przenieśli się, by być bliżej ojczyzny – mówi.

Powrót z Azji
Co przyciąga Polaków z dawnego ZSRR do ojczyzny? Niektórych patriotyzm, innych powody ekonomiczne. Wielu czuje się coraz bardziej nieswojo w azjatyckich republikach, które budują dziś tożsamość na tradycjach etnicznych, obcych dla ludzi ze słowiańską wrażliwością. Coraz większą rolę odgrywa tam islam. Trzeba uczyć się np. języka kazachskiego. Ale z drugiej strony nikt też Polaków z Kazachstanu nie wygania. – W ostatnich tygodniach wybuchły jednak straszne walki i masakry w sąsiednim Kirgistanie. W azjatyckich republikach jest tak, że siedzisz i nie wiesz, co będzie. Dzisiaj jest dobrze, ale nie masz pojęcia, co się stanie – mówi nauczycielka Julia Zinkowska z Rybnika. Przyjechała do Polski z całą rodziną w 1996 r. Jej przodkowie zostali wywiezieni do Kazachstanu w latach 30. XX wieku, ale przekazali polskość dzieciom i wnukom. – Ojciec zawsze nam powtarzał: „Nigdy nie możecie zrzec się swojego pochodzenia”. Więc choć mogłam napisać, że jestem Rosjanka i wyjechać do Rosji, to wybrałam Polskę – mówi.
 

Losy repatriantów w Polsce oczywiście nie są usłane różami. W latach 90. pojedyncze rodziny rozczarowały się, widząc, że w Polsce trzeba być bardzo aktywnym, by znaleźć i utrzymać pracę, i wracały z powrotem do Kazachstanu. Czasem ktoś, kto całe życie pracował w kołchozie, nie był gotów, żeby wziąć za siebie pełną odpowiedzialność w realiach gospodarki rynkowej. Wielu potomków Polaków musiało uczyć się tu od zera języka polskiego, bo w domach, wskutek mieszanych małżeństw, nieraz wygrywał rosyjski.
W polskich mediach wspominano czasem, że w ZSRR straszne spustoszenia wśród mężczyzn poczynił alkohol. I że Polacy ze Wschodu też nie są od tego wolni.

– W każdym środowisku zdarzają się osoby dotknięte tym problemem. To jednak w żaden sposób nie odnosi się do kwestii repatriacji tych ludzi, którym wreszcie należy oddać sprawiedliwość dziejową. To potomkowie wspaniałych, patriotycznych rodów – mówi Aleksandra Ślusarek. Rodzina Julii Zinkowskiej w latach 90. świetnie poradziła sobie z piętrzącymi się po powrocie trudnościami. Wystarczyło, że zaraz po przyjeździe z Kazachstanu Zinkowskim pomogły władze Rybnika. – Wiele zależy od tego, jaki nastrój jest w człowieku. Jeżeli ja miałam pozytywne nastawienie, to problemy tylko mnie wzmocniły – śmieje się. – Oczywiście, młodzież ma po przyjeździe do Polski problemy ze znalezieniem dobrej pracy – dodaje.

Według autorów ustawy „o powrocie”, będzie ona kosztować budżet około 100 mln zł rocznie przez 3 do 5 lat. To ma wystarczyć na sprowadzenie do Polski kilkunastu tysięcy repatriantów. – Niemcy przez ostatnie 20 lat sprowadzili z byłego ZSRR aż 3,5 mln swoich rodaków, w tym z samego Kazachstanu 2 mln – mówi Aleksandra Ślusarek. – Zarówno marszałek Płażyński, jak i prezydent Kaczyński powtarzali, że Polskę stać na repatriację. Polska ma wobec tych ludzi moralne zobowiązanie – podkreśla. Podpis pod obywatelskim projektem można złożyć w siedzibach oddziałów Wspólnoty Polskiej i Związku Repatriantów RP w Warszawie, Poznaniu, Rzeszowie, Nysie i Niepołomicach. Formularz można też wydrukować ze stron internetowych: repatriacja.org.pl lub repatrianci.yoyo.pl

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.