Zero uległości wobec Putina

GN 42/2022

publikacja 20.10.2022 00:00

O terroryzmie Putina, zagrożeniu wojną atomową i stanie polskiej armii mówi gen. Roman Polko.

Zero uległości wobec Putina Albert Zawada /PAP

Jacek Dziedzina: Putin dokonuje szaleńczych ataków rakietowych na miasta i ludność cywilną. Optymiści mówią, że to początek końca wojny. To optymizm realistyczny czy życzeniowy?

Gen. Roman Polko: Bardzo byśmy tego chcieli, by były to symptomy końca wojny, ale na razie nie wiadomo, jak ten koniec będzie wyglądał. Mamy Putina, który zapędził samego siebie w ślepą uliczkę, dlatego morduje cywilów, grozi bronią nuklearną, dokonuje zniszczeń mienia, wykorzystując strategiczne zasoby rosyjskie. Mimo wszystko podchodzę z dystansem do ogłaszania, że wojna wkrótce się skończy. Społeczność międzynarodowa nadal nie jest wystarczająco silna, by tę wojnę skrócić. Skończyłaby się ona zapewne szybciej, gdyby takie państwa jak Chiny czy Indie jednoznacznie potępiły ludobójstwo, którego w tej chwili dokonuje Putin.

Czy z wojskowego punktu widzenia ataki na ludność cywilną można uznać za wyraz bezradności, czy jednak demonstrację siły?

Trudno ocenić je z czysto wojskowej perspektywy, bo to nie są działania wojskowe, tylko terrorystyczne. W działaniach na polu walki z armią ukraińską siły rosyjskie przegrywają. Ukraińcy przejęli inicjatywę, dokonują przeciwuderzeń, skutecznie wypierają Rosjan z okupowanych terytoriów. W ataku rakietowym z 10 października żaden cel wojskowy nie został przez Rosję osiągnięty. Mordowani są cywile, dokonywane jest ludobójstwo. Trudno więc oceniać terrorystę państwowego, bo to, co robi obecnie Putin, jest terroryzmem państwowym. Człowiek, którego wyznaczył na nowego głównodowodzącego sił inwazyjnych, gen. Siergiej Surowikin, to typowa bestia, która została odznaczona orderami za mordowanie cywili w Czeczenii, w Syrii, za to, że dokonywała mordów w samej Rosji. Mamy więc do czynienia z systemem nieludzkim. Ta wojna nie ma nic wspólnego ze sztuką wojenną, promowane jest działanie właściwe dla terrorystów. W tym sensie można mówić o tym jako o słabości Putina, bo skoro atakuje bezbronnych, to znaczy, że nie może się konfrontować z wojskiem ukraińskim. Działa jak terrorysta.

Może dlatego świat nie jest w stanie odpowiedzieć adekwatnie na tę agresję. Myślimy o niej w kategoriach wojny, którą można wygrać lub przegrać na froncie. Jesteśmy bezbronni, bo nie umiemy wygrać z terrorystą?

Rzeczywiście, Zachód ma problem ze zrozumieniem Putina. Tak jak miał problem z nowym terroryzmem, w którym terroryści nie chcieli osiągnąć żadnego celu wojskowego, tylko zabić wszystkich, którzy siedzą przy stole negocjacyjnym. Teraz dopiero Zachód uświadamia sobie, że w taki sam sposób działa Putin, który najchętniej mordowałby wszystkich dokoła. Jedyne, co go hamuje, to fakt, że nie chce popełnić zbiorowego samobójstwa. Szuka popleczników w Chinach czy Indiach, ale kraje te również mocno go napominają. Gdyby rozpętał wojnę nuklearną, nie mógłby na nie liczyć. Pomijam otoczenie Putina, które również nie chce popełnić zbiorowego samobójstwa. Pojawiają się także głosy pożytecznych idiotów, którzy mówią, że w imię zahamowania tego ludobójstwa powinniśmy usiąść do stołu z przywódcą Rosji, rozmawiać z nim, bo tylko w ten sposób zbudujemy pokój. Czyli dajmy terroryście to, czego żąda, żeby odstąpił na chwilę od mordowania. Tyle że on wróci do tego działania prędzej czy później. Tak jak zaczął w 1999 roku krwawą rozprawę w Czeczenii, tak jak zwalczał terroryzm przez zabijanie dzieci w Biesłanie czy w teatrze na Dubrowce, tak jak mordował w Syrii, tak jak dokonywał gwałtu na narodzie gruzińskim w 2008 roku. Cóż teraz miałoby się zmienić? Nie możemy dać się zaszantażować terroryście, lecz musimy być konsekwentni – wtedy ta wojna będzie krótsza.

Od paru miesięcy w kolejnych tekstach piszę, że jedynie całkowite pokonanie Rosji da jakąś gwarancję względnego pokoju w Europie. Nie tylko osłabienie armii rosyjskiej i nawet nie wygranie tej wojny, ale właśnie pokonanie Rosji. Mam również świadomość, że taki scenariusz jest praktycznie niewykonalny, skoro mamy do czynienia z mocarstwem nuklearnym.

Ale z drugiej strony nie można pozwolić na budowanie narracji, że mamy ułatwić temu bandycie wyjście z twarzą. Pokonanie Rosji rozumiem w taki sposób, że władzę w kraju przejmą siły, które będą chciały budować cywilizowane państwo, a zostaną usunięci bandyci, terroryzujący własne społeczeństwo i narzucający taki sposób funkcjonowania innym narodom.

Problem w tym, że prędzej władzę przejmą jeszcze bardziej radykalni od Putina. Da się takie państwo pokonać?

Zachód musi robić swoje. Nie może okazywać słabości ani wysyłać sygnałów, że jest gotowy do uległości. Nie do przyjęcia są także rozmowy przywódców religijnych z patriarchą Cyrylem, który dokonuje zbrodni na własnej religii, bo błogosławiąc Putina jako naznaczonego przez Boga, popełnia grzech świętokradztwa. Z takim człowiekiem nikt nie powinien rozmawiać. Niedopuszczalne jest również, aby przywódca Rosji wyszedł z tego konfliktu z twarzą, w sytuacji gdy dokonuje zbrodni wojennych. Jedyne miejsce, gdzie można z nim rozmawiać, to  trybunał w Hadze. Pokazywanie Putinowi ścieżek wyjścia umacnia go. Świat musi być konsekwentny. Dysponujemy siłami konwencjonalnymi, Ukraina również jest w tym momencie bardzo dobrze uzbrojona. NATO nie musi używać broni jądrowej, by pokonać Rosję. Nikt nie chce zabierać temu krajowi choćby kawałka terytorium, ale też nie możemy pozwolić, by ktoś szantażował nas bronią nuklearną. Dozbrajanie Ukrainy, konsekwentna pomoc, budowanie systemów bezpieczeństwa, a jednocześnie pełna izolacja Putina i absolutna jedność świata w tej kwestii – to nasza broń.

A co, jeśli Putin zdecyduje się na użycie broni atomowej i nikt w Rosji mu w tym nie przeszkodzi?

Zadajmy sobie pytanie, jaki byłby właściwie cel użycia tej broni.

Zniszczyć Kijów, Charków, inne duże miasta… Zastraszyć, złamać morale Ukraińców… To plan minimum.

Ale jaki byłby tego cel?

A jaki był cel tego zmasowanego ostrzału w całej Ukrainie 10 października? Nic nie osiągnął, a jednak to zrobił. W sytuacji, gdy Putin nie radzi sobie na froncie, pozostaje mu broń jądrowa.

Tyle że nawet zniszczenie Kijowa potężnym ładunkiem nuklearnym nie pozwoli mu osiągnąć żadnego celu wojskowego. Z kolei Indie i Chiny zaczęłyby mocniej izolować się od Putina. Nic by nie osiągnął, a włączyłby do wojny NATO. Terenu Ukrainy w ten sposób nie opanuje, woli walki Ukraińców nie złamie, sił przeciwnika nie pokona. Mimo wszystko nawet taki desperat, jakim jest Putin, rozważa, czy mu się coś opłaca, czy nie. Użycie na dużą skalę broni jądrowej nie byłoby jednak czynnikiem zastraszającym. Tym bardziej że tworzone są plany NATO, które w odpowiedzi uderzyłyby siłami konwencjonalnymi i zniszczyłyby np. Flotę Czarnomorską. Po drugie – Zachód nie ograniczałby się w dostawach broni dla Ukrainy. Teraz, mimo że ciężka broń trafia do tego kraju, Ukraińcy nie otrzymują takiej, która może sięgnąć terytorium Rosji. To Rosja ma zasięg rakietowy obejmujący cały teren Ukrainy, a ten kraj z kolei ma zasięg ok. 100 km. Taka dysproporcja doprowadziła właśnie do niedawnych ataków. Ukraina nie ma czym niszczyć stanowisk startowych rakiet, z których jest atakowana.

Czy NATO na pewno by zareagowało? Przecież gdy Ukraińcy w lutym i marcu błagali o zamknięcie przestrzeni powietrznej, powtarzano argument, że będzie to oznaczało wejście w bezpośredni konflikt Sojuszu z Rosją. Ten argument nie zniknie w razie ataku jądrowego, przeciwnie, stanie się prawdziwszy.

Byłoby to jednak przekroczenie przez Rosję pewnej granicy, której nie można tolerować. Musiałyby zareagować organizacje międzynarodowe, jak ONZ.

Znamy te reakcje – są to zawsze wyrazy głębokiego zaniepokojenia, oburzenia i potępienia. Śmiech na Kremlu.

Zgadza się, ale jednak wysyłane są do Putina bardzo poważne ostrzeżenia, by nie eskalował konfliktu do takiego stopnia, że zagroziłoby to interesom gospodarczym globalnych graczy. Robią to zwłaszcza Chiny. Wsparcia Putinowi udzielano do czasu, gdy było to im na rękę. Gdyby jednak przywódca Rosji eskalował tak bardzo, że uderzyłoby to w interesy tych krajów, które dzisiaj są neutralne – Chin i Indii – ich podejście by się zmieniło. Jednak użycie broni nuklearnej byłoby dla całego prawie świata niedopuszczalne, oznaczałoby bowiem, że każdy, kto nią dysponuje, może sobie anektować terytoria innych krajów w dowolny sposób.

Rosjanie wiedzą jednak, że Zachód raczej nie odpowie bronią atomową, bo to oznaczałoby globalną zagładę. Wobec szantażu terrorysty jesteśmy bezbronni?

Rozpętanie przez Putina wojny nuklearnej przeniosłoby ten konflikt na zupełnie inny poziom i z pewnością w samej Rosji nie przysporzyłoby prezydentowi zwolenników. Ktoś dokonałby przewrotu na Kremlu. Duża grupa generałów nie popiera sposobu prowadzenia wojny, bo Putin podejmuje decyzje według własnej woli, a potem obarcza winą generałów, wymieniając ich jak rękawiczki. Poza tym ci dowódcy, broniąc swoich rodzin, nie byliby wcale skłonni rozpoczynać wojny, która uderzałaby w ich podstawy bezpieczeństwa.

Zostańmy więc przy zagrożeniu wojną konwencjonalną. Polska ma wystarczająco dużo sił zdolnych odstraszyć agresora?

Jesteśmy silni siłą NATO. Warto to powtarzać.

Kraje NATO są mocno podzielone w postawie wobec Rosji – z jednej strony USA, Wielka Brytania, Polska, kraje bałtyckie, z drugiej – prorosyjskie Niemcy, Francja, o Węgrzech nie wspominając.

W trudnych sytuacjach NATO działa jednak razem. USA i Wielka Brytania pokazały, że są fundamentem Sojuszu, ale w obliczu zagrożenia możemy liczyć na pozostałe kraje. Ale dodajmy, że Polska buduje również własne podstawy bezpieczeństwa. Jest to ważne, bo przypadek wojny w Ukrainie obrazuje, że najpierw Ukraińcy swoimi siłami musieli pokazać bohaterstwo na polu walki, a dopiero później zaczęły docierać do nich pierwsze dostawy uzbrojenia z Zachodu. Polska na szczęście ma dziś armię z prawdziwego zdarzenia, z dobrym systemem dowodzenia. Ta armia dokonała ogromnego przeskoku w minionych paru latach. Uzbrojenie, które otrzymujemy i będziemy otrzymywać, stawia nas w elicie NATO i czyni chyba najmocniejszym państwem w UE.

Mamy wystarczającą obronę przeciwrakietową? Jesteśmy w stanie obronić się na przykład przed Iskanderami wystrzelonymi z obwodu kaliningradzkiego?

Systemy są wdrażane w ramach programów „Narew” i „Wisła”, na poziomie taktycznym mamy polskie Pioruny, które świetnie sprawdzają się w Ukrainie, także Patrioty, za chwilę będą wyrzutnie HIMARS… Oczywiście wszystko to wymaga dalszej rozbudowy, bo mieliśmy wiele lat zaniedbań. Ale w ramach NATO powinniśmy jednak zbudować mocny parasol obronny. Rosja na swoich defiladach chwali się hipersonicznymi superpociskami, ale nawet przestarzałe systemy, które posiada Ukraina, są w stanie strącać ponad połowę rakiet wystrzeliwanych z Rosji. Agresor dysponuje bowiem w dużej mierze systemami z dawnej epoki.

Straż pożarna rozpoczęła sprawdzanie stanu schronów w Polsce. Jest ich w ogóle odpowiednia liczba?

Przez ostatnie dekady przeważała narracja, że Europa jest bezpieczna, więc także u nas nie myślano o schronach, a szefowie MON szukali oszczędności w armii. Dopiero w ostatnich latach nastąpił przełom i zaczęło dominować przekonanie, że musimy budować silne struktury uodparniające na atak. Ukraina dała nam parę lat, by odbudować cały system bezpieczeństwa.

Mamy parę lat spokoju? Raczej nie zanosi się na spokój …

Jeśli Ukraina wygra, będziemy mieć około dziesięciu lat na wzmocnienie obrony. Rosja poniosła tak znaczące straty, że raczej nie będzie w stanie otworzyć nowych frontów przez dłuższy czas. To okazja, by od podstaw zbudować to, co przez lata było zaniedbywane. •

Roman Polko

Generał dywizji Wojska Polskiego, oficer dyplomowany wojsk powietrznodesantowych i sił specjalnych, doktor nauk wojskowych. Podczas czynnej służby wojskowej dowodził m.in. Wojskową Formacją Specjalną GROM.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.