Tutaj wszystko przemawia

ks. Rafał Bogacki

|

GN 42/2022

publikacja 20.10.2022 00:00

W okolicach pagórków położonych na zachód od Jeziora Galilejskiego młodość spędzał Jezus. Dzisiaj na zboczu jednego ze wzgórz, tuż za żydowskim kibucem, życie pustelnicze prowadzi wspólnota betlejemitek.

W kościele siostry gromadzą się na liturgii rano i wieczorem. W kościele siostry gromadzą się na liturgii rano i wieczorem.
KS. RAFAŁ BOGACKI /FOTO GOŚĆ

To było w lutym tego roku. Wilgotna i grząska od deszczu ziemia niezbyt stromego pagórka zapadała się pod stopami. Jezioro Galilejskie odbijało nikłe promienie słońca przedzierającego się przez zachmurzone niebo. Lavra Netofa i jej rozsiane na zboczu galilejskiego wzniesienia pustelnie tętniły życiem – tym, które można tutaj uchwycić nawet podczas krótkiej wizyty. Spędziłem tam kilka dni. Milczenie, liturgia, krajobraz podobny do tego, który dwa tysiące lat temu podziwiał Jezus, ziemia, po której chodził ze swoimi uczniami… Tam wszystko przemawia. Do dziś.

Grota

Niewielka drewniana tabliczka tuż za kibucem Harrarit wskazuje kierunek „Cave church” (co można przetłumaczyć jako kościół jaskiniowy). Brzmi intrygująco, a poczucie tajemnicy potęgują dwa napisy w językach hebrajskim i arabskim, znajdujące się w dolnej części drogowskazu. Kilkadziesiąt metrów dalej mieści się kościół stworzony w naturalnej grocie. Jest otwarty dla wszystkich, którzy przybędą do Lavra Netofa w ciągu dnia. Wapienny, nieregularnie ociosany kamień, dzwonnica i drewniane drzwi. Znajdujące się za nimi strome schody prowadzą do miejsca niemalże mistycznego. To niewielka przestrzeń, do której światło wdziera się przez mały, przeszklony otwór w skale. Kaplica zaaranżowana jest w sposób surowy, a jednocześnie piękny. Estetyka i mistyka spotykają się tutaj ze sobą w przedziwnym, tajemniczym zwarciu. Wnętrze urządzone jest w taki sposób, by możliwe było odprawianie liturgii bizantyjskiej.

W tej grocie zapach kadzidła wdziera się w nozdrza ze szczególną siłą. Miła woń roznosi się na tym wzgórzu od momentu, w którym Jezus postawił tutaj stopę po raz pierwszy. On naprawdę tu był. Przechadzał się tymi szlakami jako młodzieniec, a potem tłumaczył tu swoim uczniom tajemnice królestwa. Być może obsiane pola tej żyznej doliny stanowiły inspirację dla licznych przypowieści. Zanim rozpoczął działalność publiczną, mieszkał w oddalonym od Lavra Netofa o 17 kilometrów w linii prostej Nazarecie. Dotarcie do ruin starożytnej Kany Galilejskiej, w której dokonał pierwszego cudu, zajmuje dwie godziny marszu.

Jabal Hazwah

Wiedział o tym wszystkim abuna Jaakov, czyli ojciec Jakub pochodzący z Holandii, który w 1967 roku wykupił tę ziemię, by prowadzić tu życie pustelnicze. Dołączył do niego ojciec Toma – ksiądz pochodzący ze Stanów Zjednoczonych. Przygotowując teren pod pustelnię, natrafili na otwór w ziemi, który prowadził, jak się okazało, do starożytnej cysterny. W tej naturalnie wyżłobionej grocie ojcowie Jakub i Toma zaaranżowali kaplicę. Życie dwóch mnichów nawiązywało do palestyńskiego monastycyzmu, potężnego ruchu, który pojawił się w III wieku na oddalonej o kilkadziesiąt kilometrów na południe Pustyni Judzkiej.

Surowość skały i przemawiająca obecność ikon w kaplicy zdają się wciąż odbijać echo drgań serc dwóch mnichów. Nie przez przypadek ludność arabska zamieszkująca okoliczne miejscowości nazywa to wzgórze Jabal Hazwah, co w języku arabskim oznacza „góra tajemnicy”.

Monastyczna tradycja

– Kochamy nasze życie ukryte w Tajemnicy – mówi siostra Misaël, przełożona pustelni, która należy do wspólnot monastycznych od Betlejem, od Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny i od św. Brunona. – Dwóch mnichów melchickich, którzy byli fundatorami Lavra Netofa, zaprosiło tu nasze zgromadzenie w 2006 roku. Życie, które tutaj prowadzili, było zainspirowane długą tradycją monastyczną. Podobne ławry powstawały na Pustyni Judzkiej. Nasza rodzina monastyczna przejmuje to dziedzictwo życia w ciszy, samotności, braterskiej komunii i prostocie – opowiada przyciszonym głosem siostra Misaël.

Zaproszenie dwóch mnichów nie było dziełem przypadku. Wspólnoty betlejemskie, które w Ziemi Świętej obecne są w Beit Jama od 1987 roku, prowadzą życie oparte na monastycznej tradycji Wschodu i Zachodu. Ich początki sięgają samego serca Kościoła. Inspiracja do ich powstania pojawiła się w sercach kilku osób, które w listopadzie 1950 roku uczestniczyły w uroczystościach na placu św. Piotra w Rzymie. Papież Pius XII ogłaszał wówczas dogmat o Wniebowzięciu NMP, a kilkoro pielgrzymów z Francji, którzy wcześniej się nie znali, odkryło powołanie do życia poświęconego Bogu w samotności i adoracji. Rok później powstała żeńska gałąź nowego zgromadzenia kontemplacyjnego. Wspólnota czerpała wiele z duchowości Wschodu. Na zboczu galilejskiego wzgórza prawda ta ujawnia się w sposób szczególny w liturgii, która nawiązuje zarówno do tradycji kartuzów, jak i do liturgii bizantyjskiej. O 7.00 rano w grocie Lavra Netofa siostry zgodnym chórem wysławiają Nieogarnionego. Modlitwa wznosi się z groty ku niebu w trzech językach – francuskim, arabskim i hebrajskim. To połączenie może wydawać się zaskakujące. Ale nie tutaj. Siostry zajmują spory teren położony na wzgórzu, tuż za odgrodzonym od świata kibucem. W dole widać miasteczka arabskie, w których pośród ludności muzułmańskiej i druzów żyją chrześcijanie. Tygiel kultur i religii, połączenie, które w Galilei nie rodzi takich napięć jak na przykład w Jerozolimie. Ten geograficzny kontekst sprawia, że obecność siedmiu sióstr, ich głęboka i pełna pokoju modlitwa, zanurzona jest nie tylko w doświadczeniu mnichów. Naznaczona jest także kontaktami z lokalną społecznością.

Spotkania

Tafla Jeziora Galilejskiego coraz wyraźniej odbija słońce. Jest wczesne popołudnie, a z oddalonego o kilkanaście metrów sklepiku prowadzonego przez siostry dobiegają głośne rozmowy. Jedna z mniszek dyskutuje w języku hebrajskim z mieszkańcami lokalnego kibucu. Przychodzą oni do ławry regularnie, jedni po to, aby zakupić produkty wytwarzane przez siostry – miody, konfitury i chrupiące ciastka – inni składają kurtuazyjną wizytę w lokalnym sklepiku przy okazji spaceru. Z zaciekawieniem oglądają znajdujące się na półkach ikony, gipsowe i drewniane figurki, medaliki, krzyżyki, skórzane okładki na Biblię, księgi liturgiczne, a także kadzidło, ornaty czy stuły. Wiedzą, że o tej porze dnia jedna z sióstr pełni dyżur w sklepiku, podczas gdy pozostałe w modlitewnym milczeniu przygotowują produkty do sprzedaży.

Serdeczna atmosfera towarzyszy kontaktom nie tylko z Żydami z lokalnego kibucu. Na ustawionych na placu obok sklepu ławkach w weekendy gromadzą się chrześcijanie z okolicznych arabskich miast. Często przyjeżdżają tu dzieci i młodzież. Wraz ze swymi duszpasterzami odnajdują atmosferę, która sprzyja dojrzewaniu wiary.

Ławra

Zbliża się wieczór, słońce kończy swój bieg i za chwilę schowa się za jednym ze wzgórz. Z wieży kościoła dobiega odgłos dzwonu. Jak co dzień siostry wyjdą ze swoich pustelni i pokonają kilkadziesiąt metrów, by dojść do świątyni i wyśpiewać nieszpory.

Ich życie zorganizowane jest tak jak w każdej ławrze – pustelnie wybudowane są w niewielkiej odległości od kościoła, jedynego miejsca wspólnych spotkań w dni powszednie, które siostry spędzają w samotności. Tylko w niedziele mniszki przebywają razem, we wspólnocie. Podobny styl życia monastycznego występował od wieków w chrześcijaństwie, m.in. na Pustyni Judzkiej. Na stromych zboczach gór znajdowało się wiele grot, które stanowiły naturalne schronienie, miejsce dogodne do zamieszkania dla kogoś, kto pragnął prowadzić surowy tryb życia. Mnisi opuszczali groty jedynie w sobotę, by dojść do kościoła, miejsca braterskich spotkań i całonocnego czuwania zakończonego niedzielną liturgią. Do takiego sposobu życia w Kościele zachodnim nawiązują m.in. kameduli czy kartuzi. Od tych ostatnich betlejemitki przejęły m.in. strój – biały habit, na który składają się tunika, pas z różańcem, szkaplerz z kapturem oraz jasnoniebieski welon.

Zdaje się, że tutaj, na północno-zachodnim zboczu „góry tajemnicy”, podział na Wschód i Zachód zaciera się. Podobnie jak odległość pomiędzy górami Tabor i Hermon, które są stąd widoczne. Z Taboru, który znajduje się na południe od wzniesienia, dociera delikatne światło. Odległość sprawia, że trudno określić, czy jego źródłem jest budynek łacińskiego, czy greckiego kościoła. Najprawdopodobniej ledwie widoczny punkt światła dociera z obu znajdujących się tam klasztorów. Patrząc na północ, w stronę granicy pomiędzy Syrią i Izraelem, zobaczymy ośnieżony szczyt Hermonu wybijający się ponad inne, również pokryte śniegiem wzniesienia. Pomiędzy nimi, na zboczu galilejskiego pagórka, w ciszy wieczoru nic nie zagłusza wołania do Boga wznoszonego przez mniszki. Jak u psalmisty, który wołał: „Ty stworzyłeś północ i południe; Tabor i Hermon wykrzykują radośnie na cześć Twego imienia” (Ps 89,13). W Lavra Netofa wszystko przemawia. Milcząca obecność sióstr i krajobraz, biblijne historie i napięcia obecne pomiędzy mieszkającymi obok siebie ludźmi. Wszystko też zaprasza do modlitwy.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.