Rewolucja jest kobietą

Jacek Dziedzina

|

GN 42/2022

publikacja 20.10.2022 00:00

Prawie sto lat temu kobiety w Iranie były ścigane i karane za… ubiór przykrywający całe ciało i głowę. Dziś na ulicach miast walczą o prawo do zrzucenia symbolu islamskiej rewolucji.

Demonstranci z portretem Mahsy Amini, której śmierć rozpoczęła protesty w Iranie. Demonstranci z portretem Mahsy Amini, której śmierć rozpoczęła protesty w Iranie.
CHRISTOPHE PETIT TESSON /EPA/pap

To oklepane hasło – „rewolucja jest kobietą” – akurat w przypadku Iranu najlepiej oddaje istotę wszelkich przemian. Można by powiedzieć, że to właśnie stosunek do kobiet, występujący w różnych nurtach religijno-społeczno-politycznych w Iranie, wyraża najgłębsze podstawy danej ideologii. Czy zatem trwające od wielu tygodni masowe protesty w tym państwie, wywołane śmiercią 22-letniej Mahsy Amini, mają w sobie zalążek nowej rewolucji, która obali islamską rewolucję ajatollahów?

Kosmyk włosów

Przypomnijmy najpierw kilka faktów. Mahsa Amini, od której wszystko się zaczęło, była mieszkanką irańskiego Kurdystanu. Do Teheranu, stolicy Iranu, przyjechała w odwiedziny do jednego z krewnych. Miała pecha, bo do jej ubioru przyczepiła się znana wszystkim Irańczykom „policja moralności”. Stróże islamskich obyczajów uznali, że chusta dziewczyny nie zasłania wystarczająco dobrze jej włosów, a płaszcz nie jest odpowiednio luźny i nie przykrywa figury zgodnie z obowiązującymi normami. Postawiono jej zarzut naruszenia obyczajów, została aresztowana i skierowana na przymusową edukację. Problem w tym, że Mahsa nie wróciła stamtąd żywa. Władze utrzymywały, że zapadła w śpiączkę przez problemy z sercem, a następnie zmarła w szpitalu, rodzina dziewczyny jednak twierdziła, że żadnych problemów zdrowotnych nie miała. A ponieważ nieraz zdarzało się, że aresztowani za „niemoralny ubiór” byli bici do nieprzytomności, również i w tym wypadku wśród ludzi rozeszła się wieść o zamordowaniu 22-latki.

Niezależnie od tego, jak było naprawdę, śmierć Mahsy była iskrą, która zapaliła tlący się ciągle gniew sporej części Irańczyków. Zamieszki wybuchły najpierw w rodzinnej miejscowości zmarłej, przy okazji pogrzebu, który odbył się w ciągu dnia, choć władze próbowały zmusić rodzinę do cichego pochówku w nocy. Z czasem jednak fala protestów, krwawo tłumionych m.in. przez korpus Strażników Rewolucji, rozlała się po reszcie kraju, oczywiście głównie w Teheranie i innych dużych miastach. Kobiety na ulicach i młode dziewczyny w szkołach rozpuszczały demonstracyjnie włosy, rzucały wyzwiskami pod adresem portretów ajatollaha Chamenei i krzyczały: „Może przyjdzie nam zginąć, ale przynajmniej odzyskamy Iran!”. I właśnie te słowa każą postawić pytanie, czy demonstracje – nie pierwsze przecież w ostatnich latach – tym razem mają w sobie potencjał obalenia rządów ajatollahów. Odpowiedź wcale nie jest tak oczywista, jak chcieliby tego zachodni komentatorzy.

Kraina sprzeczności

Musimy pamiętać, że mowa o kraju, który zupełnie odbiega od wszelkich naszych wyobrażeń o państwie autorytarnym czy o kraju muzułmańskim, którego porządek oparty jest ściśle na prawie szarijatu. Mówimy o kraju, który w zaskakujący sposób łączy w sobie wiele paradoksów. I podczas gdy w jednej dzielnicy Teheranu „policja moralności” ściga dziewczyny chodzące na zbyt wysokich obcasach i przeszukuje mieszkania niezamężnych kobiet, na drugim końcu miasta modelki z „rozwiązłym” makijażem na twarzy prezentują najnowsze zachodnie kolekcje. Mowa o kraju, w którym z jednej strony panuje wszechwładza duchownych, a z drugiej na teherańskich ulicach taksówkarze celowo omijają szukających transportu imamów. To także swoista „demokracja religijna”, w której gdy opozycja wychodzi na ulice, niekoniecznie sprzeciwia się islamskiej republice, tylko wznosi okrzyki: „Allah jest wielki!”, dając do zrozumienia, że chce zmian, ale nie obalenia ustroju; to kraj, w którym jeden z ajatollahów publicznie krytykuje elity rządzące (do których sam należy) i zdarza się, że pozostaje na wolności („zdarza się”, bo jednocześnie więzienia pełne są przeciwników politycznych).

Paradoksy Iranu są tak zdumiewające, bo z jednej strony kobiety bez zgody mężczyzn nie mogą podjąć pracy, a zarazem… stanowią aż 70 proc. absolwentów uczelni wyższych! Ba, jedną z nielicznych wypożyczalni samochodów kieruje kobieta, która krzyczy na swojego podwładnego (mężczyznę!) za spóźnienie spowodowane… zbyt długą modlitwą. O tych i wielu innych paradoksach opowiada niezwykle barwnie Hooman Majd, Irańczyk i Amerykanin w jednej osobie, autor wielu książek o współczesnym Iranie. Jak to się ma do gniewu Iranek i Irańczyków, który rozlał się po irańskich ulicach?

Zniewolenie czy wolność?

Demonstracje nie są w Iranie niczym nowym. Jeśli można zauważyć coś nowego, to właśnie głównie kobiecy charakter protestów. Nie jest to wprawdzie, zaznaczmy, protest wszystkich kobiet. Przeciwnie, wiele z nich nadal traktuje całkowite zasłanianie ciała i głowy jako naturalny dla ich tradycji sposób ubierania się kobiet i jako wyraz ich wolności. Zwolennicy takiego podejścia odwołują się nawet do lat 30. XX wieku, gdy kobiety same walczyły o możliwość noszenia zakrywających całe ciało strojów. Rządzący wówczas Iranem Reza Szach tak bardzo chciał zwesternizować swój kraj, że wręcz zakazał kobietom czadorów i hidżabów. I podczas gdy dziś „policja moralności” poluje na kobiety, które mają choćby lekko odsłonięte włosy, wtedy policja ścigała za „zbyt konserwatywny” ubiór. Z kolei dzisiejsi zwolennicy poluzowania reżimu modowego, narzuconego przez islamską rewolucję, udowadniają, że nawet w urzędach państwowych zdarza się, że kobiety ignorują istniejące przepisy, więc nie ma sensu utrzymywać fikcji i ścigać tylko niektóre z nich, tak jak stało się to w przypadku zmarłej Mahsy Amini.

Zmęczeni reżimem

Profesor Mohamed Ajatollahi Tabaar, Irańczyk z pochodzenia, pracujący na kilku uczelniach w stanie Teksas, opublikował niedawno na łamach „Foreign Affairs” ciekawą analizę zjawiska ostatnich protestów. Jego zdaniem „zasłona każdej kobiety stała się symboliczną bronią przeciwko reżimowi, łączącą wszystkie segmenty społeczeństwa, i narzędziem do pozyskania poparcia całego świata. Protesty ogarniające Iran są demonstracjami nie tylko przeciwko obowiązkowemu noszeniu zasłony, ale przeciwko systemowi, który wydaje się gasić wszelkie nadzieje na reformy”. Autor dotyka tutaj tła tych wszystkich wydarzeń. Być może reakcja Irańczyków na śmierć Mahsy nie byłaby tak gwałtowna, gdyby rząd prezydenta Ebrahima Raisiego dawał jakiekolwiek nadzieje na polepszenie warunków życia. A te są coraz trudniejsze, głównie ze względu na sankcje Zachodu, które przez dekady mocno zubożyły społeczeństwo. Dodatkowo Raisi jest człowiekiem najbardziej konserwatywnego skrzydła w irańskich elitach politycznych, więc i jego rządy ośmieliły bardziej „policję moralności” i inne służby do większej brutalności wobec łamiących, ich zdaniem, „dobre obyczaje”. „Wielu Irańczyków uważa, że wyczerpali wszystkie wyborcze – i być może wszystkie pokojowe – sposoby dążenia do zmian. (...) Ich gniew i niezadowolenie mogą nie mieć innego wyjścia niż dalsza konfrontacja i bunt” – pisze prof. Tabaar.

Mniejszość za zasłoną

To może sprawić, że faktycznie tym razem gniew ulicy przekształci się w coś poważniejszego. O ile bowiem dotąd ajatollahowie radzili sobie z niezadowoleniem społecznym poprzez wybory, które dawały ludziom pozory demokracji i nadzieję na reformy, tak teraz ta poduszka bezpieczeństwa reżimu przestaje działać. Jeszcze poprzedni prezydent Rou­hani budził nadzieję, że da się przeprowadzić reformy, jednak obecny te nadzieje pogrzebał chyba bezpowrotnie. Profesor Tabaar pisze: „Nowa administracja starała się poszerzyć poparcie poprzez ograniczenie egzekwowania obowiązkowego zasłaniania twarzy kobietom: badania wykazały bowiem, że około 70 procent irańskich kobiet nie przestrzega ściśle kodeksu ubioru ogłoszonego przez Republikę Islamską, a liczba ta rośnie z każdym rokiem. Nawet konserwatywni komentatorzy przyznali, że kobiety w czarnym czadorze – bardziej ukrytej osłonie, którą preferuje państwo – czują się jak »absolutna mniejszość« w irańskim społeczeństwie”. Niestety, okazało się, że zamiast poluzowania tej polityki polowania na „niemoralne” kobiety, „policja moralności” chwyciła wiatr w żagle. Najtrafniej skomentował to w studiu telewizyjnym były prezydent Teheranu, znany z reformatorskich poglądów: „Jeśli chcą egzekwować prawo, to właśnie w tym studiu muszą zacząć aresztować wszystkie kobiety, w tym kobietę, która właśnie poprawiła mój mikrofon”.

Niewykluczone, że tym razem jesteśmy świadkami zalążków nowej rewolucji. Właśnie dlatego, że tak mocno dotyka najbardziej drażliwych i symbolicznych kwestii, do których należy stosunek do roli kobiet w społeczeństwie.•

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.