Gdy myślę: Polska, czuję się szczęśliwy

Jarosław Dudała

|

GN 24/2010

publikacja 21.06.2010 11:23

Brazylijski koszykarz i emeryci z Pomorza; nauczyciel z RPA i przedszkolaki spod Krakowa – wszyscy oni niemal jednocześnie odwiedzili grób Marii i Lecha Kaczyńskich.

Gdy myślę: Polska, czuję się szczęśliwy Grób pary prezydenckiej odwiedza do 1200 osób w ciągu godziny. Jacek Taran

Idziemy do krypty pod Wieżą Srebrnych Dzwonów przez główne wejście do katedry. Kolejka nie jest wielka, a wstęp darmowy. – Czasem można wejść od razu, czasem trzeba poczekać kilkanaście minut – mówi młody mężczyzna z obsługi. Krypta z grobowcem pary prezydenckiej jest pełna ludzi. Widzimy teraz, że da się do niej wejść także bocznym wejściem, prawie bez kolejki. – Proszę się nie zatrzymywać, proszę nie fotografować! – mówi katedralny strażnik. Ludzie mimo to pstrykają, ale sprawnie przechodzą obok sarkofagu z miodowego alabastru.

Z Rio i z Mińska
Przy wyjściu spotykamy Erika Coetzera. – Przyjechałem z Afryki Południowej – mówi wysoki mężczyzna około sześćdziesiątki. Nie do wiary – chłop wyjechał z RPA, gdy ludzie z całego świata ciągną tam na futbolowy mundial! – Ja tam wolę rugby – uśmiecha się Erik. Jak na afrykanera, całkiem nieźle orientuje się w polskich sprawach. – Wiem, że prezydent był jednym z braci bliźniaków. Zginął, lecąc do Rosji. Pogoda była zła, nie powinni byli lądować. Ale to było ważne, żeby wylądować i uczcić polskich oficerów, którzy zostali tam zabici – mówi Erik. Ciekawe, czy wie, kiedy to było i kto to zrobił? – To było chyba w 1941 roku. Zrobili to Rosjanie. Ale dopiero od czasu glasnosti można o tym mówić – odpowiada gość z RPA. No, no, nieźle! Pomylił się w dacie, ale tylko o rok! Trudno mieć mu to za złe, zwłaszcza że ja nie znam żadnej ważnej daty z historii jego kraju. Może trafiłem na eksperta od spraw międzynarodowych? Albo historyka? – Nie, jestem nauczycielem, ale fizyki i chemii – uśmiecha się Erik.

Żegnam się z bladolicym mieszkańcem Afryki, by zagadnąć czarnoskórego dwumetrowca z wielkim afro na głowie. – Jestem Andre Coimbra. Pochodzę z Brazylii, ale mieszkam teraz w USA. Gram w koszykówkę w drużynie Central Michigan University – mówi wyluzowany gość w ciemnych okularach. – Prezydent Kaczyński? Zginął w katastrofie lotniczej w Rosji. Nie wiem dokładnie, jak to było, ale kiedy patrzyłem w krypcie na twarze ludzi, to widziałem, że byli smutni – dodaje chłopak rodem z Rio de Janeiro.
Chwilę przed nim kryptę odwiedził młody Białorusin z Mińska Konstantin Kaćko. – Wiem, kim był prezydent Kaczyński i co się z nim stało. To źle dla Polski. Nie był najpopularniejszym politykiem, ale to była jednak tragedia narodowa – podkreśla Konstantin.

I Szmajdzińskiego szkoda
Oczywiście, większość odwiedzających kryptę pod wieżą Srebrnych Dzwonów to Polacy. – Pamiętam, że jak dowiedziałam się o katastrofie, robiłam właśnie śniadanie. Mąż mnie zawołał i powiedział: „Nie uwierzysz, co się stało!”. I rzeczywiście nie mogłam w to uwierzyć. To był wielki człowiek, bronił tego kraju. Nie bardzo wierzę, że to był nieszczęśliwy wypadek – mówi Teresa z Dąbrowy Górniczej. – My też od początku nie wierzyliśmy, że to był tylko wypadek – dodają Danuta i Leszek Kuszelewiczowie ze Szczecina. – Cierpimy, widząc, jak nasze dzieci są kształtowane przez TVN czy Polsat. Ojczyzna, wiara, rodzina – to najważniejsze wartości.

A to było wyśmiewane – podkreślają. Mają też żal do ludzi kultury. – Wypowiedzi pana Wajdy były dla nas przytłaczające – dodają. Chwalą natomiast tych, którzy zginęli w smoleńskiej katastrofie. – Żal nam nie tylko prezydenta Kaczyńskiego. Lubiliśmy też panią Natalli-Świat, panią Gęsicką. Pan Szmajdziński z SLD również był wspaniałym człowiekiem. I pani Bochenek od konkursów języka polskiego. Byli z różnych obozów politycznych, ale byli patriotami. Bo patriotami są nie tylko katolicy – uważają Kuszelewiczowie.

Jak po śmierci ks. Popiełuszki
Żałoba po ofiarach katastrofy jest dla nich podobna do okresu tuż po śmierci ks. Jerzego Popiełuszki. – Wówczas też nie mogliśmy uwierzyć, że coś takiego może się stać. I też mieliśmy poczucie, że straciliśmy kogoś najbliższego. Mieszkaliśmy wtedy w Toruniu i chodziliśmy po miejscach związanych ze śmiercią ks. Jerzego – wspominają, dodając, że teraz może nawet bardziej to wszystko przeżywają, bo są na emeryturze, mają więcej czasu. – Kiedy zginął ks. Jerzy, pracowaliśmy, byliśmy zalatani, tak jak teraz nasze dzieci – dodają. Wendelin Pirchała pochodzi z Łapsz Niżnych koło Zakopanego. Jeszcze parę lat temu prowadził zakład mięsny; dziś jest na rencie. – Przyjechałem do Krakowa, bo czułem, że to mój obowiązek jako Polaka, patrioty – mówi. Jego zdaniem, do katastrofy doszło z powodu błędów ludzi: pilota oraz rosyjskiej obsługi lotniska. – Powinni powiedzieć: „nie wolno lądować!” i koniec – uważa Wendelin Pirchała. – Tam się mogło zdarzyć wszystko. Ale chaos informacyjny jest taki, że nawet jeśli prawda wyjdzie kiedyś na jaw, to nikt w nią nie uwierzy – dodają Mariola i Paweł Woźniakowie z Gdańska. Dla nich też patriotyzm jest ważny. – Unia Unią, ale niech każdy kocha swój naród i dopiero potem łączy się z innymi. Cieszymy się z otwartych granic. Ale trzeba mieć dom, do którego się wraca. Bo Polska to my – podkreślają.

Patriotyzm i Wikipedia
A z czym Polska kojarzy się odwiedzającej Wawel młodzieży? – Z boćkami! – śmieje się licealista z wielkopolskiego Kępna. Ale jego koledze, 17-letniemu Rafałowi, nie jest do śmiechu. – Chciałem tu przyjechać, chwilę się pomodlić. Jestem patriotą, bo tu mieszkam, znam hymn, kocham nasz kraj i oddałbym za niego życie. Kiedy myślę: Polska, czuję się szczęśliwy – mówi Rafał.
Obok w żółtych koszulkach z delfinami idą parami przedszkolaki z podkrakowskich Świątnik Górnych. Prowadzi je siostra Joanna, służebniczka starowiejska. – Nawet trzylatki wszystko wiedziały o katastrofie z telewizji. Bardzo to przeżywały – mówi siostra. Dalej prażą się w czerwcowym słońcu kolejne wycieczki – z częstochowskiego Zespołu Szkół Ekonomicznych i gliwickiej podstawówki nr 10. Chłopak z V czy VI klasy bez trudu odpowiada na pytanie, kim był Lech Kaczyński. – Był dobrym człowiekiem. Poległ w służbie narodu. Zginął w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem. Jechał do Katynia złożyć hołd ofiarom NKWD – recytuje jak z nut. Trochę się dziwię temu, co mówi. Zwłaszcza językowi, którego używa, poważnemu ponad wiek. – Skąd to wszystko wiesz? – pytam. – Głównie z Wikipedii – pada odpowiedź. Uczniowie z Gliwic przyznają, że w krypcie pod Wieżą Srebrnych Dzwonów było jakoś tak ponuro. – Jakby się tam położył cień przeszłości – mówi chłopak, raz jeszcze używając zaskakująco patetycznego języka.

Do krypty nie idziemy
Idziemy na probostwo wawelskiej katedry. Jej proboszcz ks. Zdzisław Sochacki otwiera okno, z którego widać wejście do krypty pod Wieżą Srebrnych Dzwonów. Odgarnia firankę. Zszarzały muślin świetnie pasuje do grubych na metr murów probostwa. – W pierwszych dniach po pogrzebie do krypty przychodziło 15 tys. ludzi dziennie. Teraz w szczytowych momentach jest ich 1000–1200 w ciągu godziny – mówi ks. Sochacki i dodaje: – Jedni się modlą, inni potrzebują chwili na refleksję, jeszcze inni traktują to czysto turystycznie. Czasem na dziedzińcu ktoś demonstracyjnie powie: „Do krypty nie idziemy”. Na głębszą refleksję przyjdzie czas, gdy zostanie zaspokojona pierwsza potrzeba – potrzeba bycia w tym miejscu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.