W cieniu tragedii i kataklizmu

Bogumił Łoziński

|

GN 21/2010

publikacja 27.05.2010 14:50

Rytm kampanii prezydenckiej wyznaczają dramaty. Najpierw katastrofa w Smoleńsku, a teraz powódź. Wynik głosowania więc jest wciąż sprawą otwartą.

Jarosław Kaczyński oficjalnie rozpoczął kampanię wyborczą 22 maja. Jarosław Kaczyński oficjalnie rozpoczął kampanię wyborczą 22 maja.
PAP/Paweł Supernak

Na początku kwietnia wydawało się, że sprawa wyboru prezydenta jest przesądzona. Prowadzący w sondażach kandydat PO Bronisław Komorowski miał nad wymienianym jako kandydat PiS Lechem Kaczyńskim dwukrotną przewagę, a poparcie dla reszty zgłaszających chęć kandydowania było poniżej 5 punktów. Katastrofa pod Smoleńskiem, wspólnie przeżywana żałoba i ożywienie postaw patriotycznych zmieniły nasze polityczne preferencje.

Przedwczesne rachuby
Zapewne świetne wyniki w sondażach uśpiły czujność PO. Gdy po tragedii 10 kwietnia okazało się, że konieczne są przyspieszone wybory, sztab marszałka Komorowskiego był wyraźnie nieprzygotowany do prowadzenia kampanii i pierwsze tygodnie przespał. Komorowski skupiał się na pełnieniu konstytucyjnych obowiązków, głównie jako p.o. prezydenta, a kampanię wyborczą prowadził niejako przy okazji. Stąd np. przedwyborczy czat z internautami odbył z Moskwy, gdzie reprezentował Polskę na obchodach 65. rocznicy zakończenia II wojny światowej. Rozpoczął też, trwający do dziś, festiwal gaf i wpadek, jak nieudana inauguracja strony internetowej, czerpanie wiedzy o Radzie Bezpieczeństwa Narodowego z Wikipedii czy wytykanie skąpstwa mieszkańcom Poznania i Krakowa.

Gdy okazało się, że sztab Kaczyńskiego złożył 1,7 mln podpisów poparcia, a Komorowskiego ponad dwa razy mniej, a sondaż z 10 maja pokazał, że różnica między kandydatami stopniała do 10 punktów, PO musiała przystąpić do kontrofensywy. Komorowski zaczął intensywnie spotykać się z potencjalnymi wyborcami. W kampanię włączył się też premier Tusk, słusznie zakładając, że dzięki temu poparcie dla kandydata PO wzrośnie. Komorowski zrozumiał, że po tragedii w Smoleńsku wśród Polaków panują ożywione nastroje patriotyczne, stąd zapewne jego wizyta w Muzeum Powstania Warszawskiego i spotkanie z kombatantami. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Negatywna dla Komorowskiego tendencja w sondażach została nie tylko zatrzymana, ale znów oddalił się od głównego konkurenta na 20 punktów.

Perfekcyjna kampania
Jarosław Kaczyński startował do kampanii z diametralnie różnej pozycji niż jego główny konkurent. Przeżywając osobistą tragedię po śmierci najbliższych, zdecydował się kandydować, aby „dokończyć misję brata”. Jednak pogrążony w żałobie nie był w stanie występować publicznie. Kampanię za to prowadzi jego sztab, który skupił się na zmianie wizerunku swojego lidera. PiS słusznie odczytał nastroje społeczne i zdecydował, że kampania będzie odpowiadać na takie potrzeby Polaków jak jedność, zgoda, szacunek dla innych, także inaczej myślących.

Już dobór kierownictwa sztabu – szefowa Joanna Kluzik-Rostkowska, rzecznik Paweł Poncyliusz – wskazywał, że PiS stawia na umiarkowanie i koncyliacyjność. Także wystąpienia posłów PiS daleko odbiegały od dotychczasowego wizerunku polityków, którzy nie cofają się przed ostrymi stwierdzeniami. Wprost przeciwnie, nawet bezpardonowo atakowani przez zwolenników PO, np. Władysława Bartoszewskiego, nie dali się sprowokować. Znany z ciętego języka Zbigniew Ziobro komentował: „My na te słowa z otwartym sercem wyciągamy rękę, dłoń i uważamy, że Polska potrzebuje innego klimatu dyskusji, rozsądku, mądrości, powagi”. To wszystko sprawiało, że doszło do odwrócenia ról: to politycy PO zaczęli być postrzegani jako agresorzy.

A Kaczyński, mimo bardzo trudnej sytuacji osobistej, zmobilizował się do wystąpień. Najpierw wygłosił przesłanie „do przyjaciół Rosjan”, w którym, wbrew przypisywanej mu opinii „rusofoba”, mówił o pojednaniu między naszymi narodami. Choć przesłanie zostało wyemitowane w internecie, przyćmiło obecność Komorowskiego w Moskwie. Potem udzielił wywiadu „Rzeczpospolitej” i „Gościowi Niedziel-nemu”, w których zdecydowanie deklarował wolę pojednania i współpracy ze wszystkimi, także z Donaldem Tuskiem. Obserwatorzy sceny politycznej oceniali, że kampania PiS w pierwszych tygodniach była prowadzona perfekcyjnie, z doskonałym wyczuciem nastrojów społecznych.

Minusem kampanii Kaczyńskiego jest unikanie bezpośrednich spotkań, konferencji prasowych czy wieców. To milczenie prezesa PiS przez pół kampanii z pewnością odbiło się negatywnie na jego poparciu i może być jednym z powodów, dla których dystans do Komorowskiego utrzymuje się wciąż na poziomie ok. 20 punktów. Stąd decyzja sztabu o wielkiej, oficjalnej inauguracji kampanii z programowym przemówieniem lidera PiS, 22 maja w Warszawie, która ze względu na powódź została jednak odwołana.

Polska jest jedna
Jakby jednego nieszczęścia było mało, w środku kampanii Polskę zalała fala powodzi, są ofiary w ludziach i olbrzymie straty materialne. Oba wydarzenia przypomniały, że w obliczu tragedii liczą się jedność, solidarność, wzajemna pomoc, że politycy mają służyć ludziom. Kandydaci na urząd prezydenta zrozumieli powagę tragedii i zgodnie ograniczyli do minimum prowadzenie kampanii do czasu opanowania powodzi. Apelowali o gesty solidarności z poszkodowanymi. Komorowski wezwał partie polityczne do pomocy finansowej potrzebującym. Sztab PiS, zamiast hucznej inauguracji kampanii, zorganizował koncert charytatywny na rzecz powodzian, przed którym Kaczyński apelował o pomoc poszkodowanym.
Jednak jeszcze przed powodzią mieliśmy do czynienia w czasie kampanii z próbami dzielenia Polaków na lepszych i gorszych, z tezami, że są „dwie Polski”, czy ostrymi atakami na politycznych adwersarzy. Zwolenników PO dotknął film Jana Pospieszalskiego i Ewy Stankiewicz „Solidarni 2010”, w którym wypowiadający się do kamery ludzie m.in. obarczali winą za katastrofę pod Smoleńskiem Donalda Tuska albo Rosjan.

Zwolenników PiS zbulwersowały wypowiedzi min. Bartoszewskiego czy innych członków komitetu honorowego Komorowskiego, np. Andrzeja Wajdy, który wzywał do wojny domowej przeciwko PiS-owi. Celowo zestawiam te zdarzenia, gdyż ujawniają skrajne poglądy, które niektórzy z nas w sobie noszą. Rolą odpowiedzialnych polityków jest te skrajności tonować. Nie wyprowadzać nas na wojnę z innymi Polakami czy Rosjanami, ale budować wspólnotę i solidarność, bo Polska jest jedna, choć mieszkają w niej ludzie o różnych poglądach. Wydaje się, że obaj główni kandydaci to rozumieją, bo z ich ust nie padają wezwania do walki, ale deklarują chęć współpracy. Być może taka postawa wynika ze świadomości sondaży partyjnych. Okazuje się, że notowania PiS wzrosły tak bardzo, że różnica między partiami wynosi kilka procent, a nie kilkadziesiąt jak na początku roku. To oznacza, że żadna z partii bez udziału drugiej poważnych zmian w Polsce nie przeprowadzi i choć zapewne nowa koncepcja PO–PiS-u nie powstanie, jakaś forma współpracy będzie konieczna. W środku kampanii, 6 czerwca, odbędzie się w Warszawie beatyfikacja ks. Jerzego Popiełuszki, kapelana jeszcze niepodzielonej „Solidarności”. Będzie to okazja do przypomnienia jego nauczania o potrzebie jedności i solidarności.

W tej kampanii jeszcze wiele może się zdarzyć. Ciekawe, jak sztaby zagospodarują czas wyborczy w telewizji, może główni faworyci zmierzą się w bezpośredniej debacie. Nie wiadomo też, jak skutki powodzi wpłyną na nastroje społeczne. Po katastrofie w 1997 r. upadł rząd SLD, a do władzy doszła AWS. Wciąż wiele emocji budzi ustalenie prawdy o powodach tragedii w Smoleńsku, a to na pewno będzie miało wpływ na polityczne decyzje Polaków. To wszystko sprawia, że mimo przewagi Komorowskiego, wynik wyborów prezydenckich jest wciąż sprawą otwartą.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.