Trzeba mocnych metod

rozmowa z Mariuszem Dzierżawskim

|

GN 18/2010

publikacja 05.05.2010 14:08

O wystawach antyaborcyjnych i o tym, w jaki sposób bronić poczętego życia, z Mariuszem Dzierżawskim rozmawia Bogumił Łoziński.

Trzeba mocnych metod Jakub Szymczuk

BOGUMIŁ ŁOZIŃSKI: Ile ma Pan obecnie procesów z powodu eksponowania antyaborcyjnych wystaw?
MARIUSZ DZIERŻAWSKI: – Aktualnie żadnego, choć słyszałem, że do prokuratury wpłynęło zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa w sprawie wystawy w Rzeszowie, na której m.in. ukazywaliśmy zdjęcia dzieci zabitych w wyniku aborcji, oraz billboardu z Poznania, który przypominał, że aborcję dla Polek zalegalizował Hitler. Dotychczas osoby, które są zaangażowane w organizowanie naszych wystaw, miały pięć procesów. Żadnego nie przegraliśmy, wszystkie sądy uznały, że mamy prawo ukazywać prawdę o aborcji.

Dlaczego broni Pan życia, pokazując w miejscach publicznych drastyczne zdjęcia rozszarpanych dzieci?
– Ponieważ inne formy walki o życie są nieskuteczne. Doświadczenia ostatnich kilkudziesięciu lat w Europie i USA pokazują, że systematycznie zwiększa się zakres dopuszczalności aborcji i jednocześnie w świadomości społecznej wytwarza się przekonanie, że nie ma nic złego w zabijaniu dzieci przed urodzeniem. Ponad pięć lat temu uświadomił mi to Gregg Cunningham, dyrektor Centrum Reform Bioetycznych w Kalifornii, który od kilkunastu lat prowadzi podobną działalność, tyle że plakaty antyaborcyjne umieszcza na ciężarówkach.

Czyli edukacja za życiem poprzez mocny przekaz i szokowanie?
– Można tak powiedzieć. Taka metoda sprawdziła się w ostatnich kilkudziesięciu latach w wielu udanych kampaniach społecznych. Jako przykład mogę podać kampanię przeciwko antysemityzmowi, wykorzystującą wstrząsające zdjęcia z Holokaustu, kampanię na rzecz czarnych, czy przeciwko wojnie w Wietnamie. Wszystkie wykorzystywały szokujące obrazy i były bardzo skuteczne.

A czy pokazałby Pan zdjęcia ze swojej wystawy dzieciom?
– Dzieci nie są celem naszych wystaw.

Ale ekspozycje są pokazywane na ulicy, więc mogą je obejrzeć.
– Pokazywanie takich zdjęć dzieciom nie ma sensu, ale też nie dzieje się nic złego, jeśli je widzą. Przez pięć lat pokazywania wystaw nie spotkałem się z przypadkiem, że ich widok zrobił jakiemuś dziecku krzywdę czy wywołał traumatyczne przeżycie. Rzeczywiście to jest częsty argument przeciwko wystawie. Dostaję na przykład e-mail z pytaniem od rodzica, co ma powiedzieć dziecku o tych zdjęciach. Tyle że problem z tą wystawą mają dorośli, a nie dzieci.

A co by Pan powiedział takiemu dziecku jako ojciec?
– Powiedziałbym: mój drogi, w Polsce jest takie prawo, które pozwala zabijać małe dzieci przed urodzeniem i ludzie sumienia powinni z tą zbrodnią walczyć. Po to jest ta wystawa.

Czy ma Pan dane, w jaki sposób pokazywanie tej wystawy wpływa na świadomość społeczną, na ile jest skuteczne?
– Z bezpośrednich rozmów czy przekazów medialnych zawierających opinie przechodniów o naszych wystawach wynika, że robią one na ludziach duże wrażenie i zdecydowana większość jest za tym, aby było ich jak najwięcej i aby zakazać zabijania dzieci. Mamy też informacje od księży, że po ich obejrzeniu ludzie spowiadają się. Jestem przekonany, że dzięki naszej wystawie nie tylko wiele dzieci zostało uratowanych, ale także wiele ludzkich dusz.

A czy ma Pan sygnały, że tak mocne obrazy wywierają odwrotny skutek, zniechęcają do idei, którą Pan promuje?
– Nie znam przypadku, aby po obejrzeniu drastycznego filmu antyaborcyjnego ktoś stał się zwolennikiem zabijania nienarodzonych dzieci. Owszem, mogą być wściekli, że muszą oglądać takie rzeczy, że narzuca im się taki widok. Mogą być i często są źli na Dzierżawskiego, że im to pokazuje, ale jednocześnie zaczynają być źli na aborcję. I właśnie o to chodzi. Nawet jeśli ceną jest niechęć do mnie, jestem gotów ją zapłacić. Badania CBOS pokazują, że w ostatnich pięciu latach, od kiedy organizujemy nasze wystawy, nastąpił bardzo silny zwrot antyaborcyjny. Obecnie ponad 60 procent Polaków jest przeciwko zabijaniu nienarodzonych dzieci, a jeszcze kilka lat temu było ich niewiele ponad 30 procent.

Dlaczego tę zmianę świadomości przypisuje Pan akurat swojej działalności, przecież w Polsce jest wiele środowisk od lat upominających się o życie: Kościół, ruchy obrony życia, media katolickie.
– Nie chcę przypisywać tego wyłącznie naszej działalności, zwracam tylko uwagę na koincydencję; według mnie, nasza wystawa ma w tym zwrocie antyaborcyjnym bardzo duży udział. Jestem przekonany, że to, co robimy, to jedyny skuteczny sposób powstrzymania cywilizacji śmierci. W moim przekonaniu toczy się obecnie wojna o ludzkie umysły i trzeba stosować oręż, który do tych umysłów skutecznie dotrze, zapewni nam sukces, a taką bronią są nasze wystawy. Środowiska, które Pan wymienił, oddziałują już na przekonanych, na katolików. My kierujemy swoją kampanię do ludzi akceptujących aborcję, najczęściej z powodu ignorancji, braku wiedzy na ten temat. Twardych zwolenników aborcji jest w Polsce niewielu, ok. 5 procent, i tych nie przekonamy, ale resztę tak.

W swej argumentacji używa Pan retoryki wojennej. Czy można wprowadzać cywilizację życia przy pomocy pojęć, które kojarzą się raczej z cywilizacją śmierci?
– W tradycji Kościoła stosuje się takie sformułowania: walczymy ze złem, z grzechem. Najmocniejszą bronią przez nas używaną jest prawda, która idzie w parze z miłością. Wizja chrześcijanina, który stara się nie wadzić nikomu, jest fałszywa. My toczymy wojnę o życie mordowanych dzieci, i to nie jest zajęcie dla ludzi, którzy nie chcieliby nikomu sprawić przykrości. Żadnych metod niezgodnych z cywilizacją życia, żadnej przemocy stosować nie będziemy.

Jak dużo osób jest zaangażowanych w organizowanie wystaw, jaka jest skala Waszej działalności?
– Zaczęło się od kilku osób w Warszawie, obecnie w całej Polsce w nasze akcje zaangażowanych jest kilkadziesiąt osób. Do końca ubiegłego roku zorganizowaliśmy około 30 wystaw, w tym roku już pokazaliśmy 11, do końca roku chcemy dojść do 40. Obecnie wystawa pokazywana jest jednocześnie w czterech miastach, mamy zaproszenie do wielu następnych. Nasza inicjatywa rozwija się bardzo dynamicznie, wspiera nas wiele osób, także internauci. Mam nadzieję, że to początek dużego ruchu społecznego, który powstrzyma marsz cywilizacji śmierci.

Czy poza przemianą świadomości, stawiacie sobie również za cel zmiany w prawie?
– Oczywiście, uważamy, że prawo w Polsce powinno chronić każdego człowieka. Nie zgadzamy się z obecnie istniejącymi rozwiązaniami, które mówią dziecku: ponieważ jesteś chore, to można cię zabić, albo: ponieważ twój ojciec był gwałcicielem, to ty nie zasługujesz na życie. Mogę ujawnić, że trwają prace nad projektem, który wprowadzi całkowity zakaz aborcji. Myślę, że złożymy go w Sejmie jesienią, będzie on wzorowany na rozwiązaniach stosowanych na Malcie.

A co z sytuacją, gdy zagrożone jest życie matki?
– Oczywiście dopuszczamy ratowanie życia matki, gdy jest ono zagrożone, czasem trzeba stosować metody, które mogą być szkodliwe dla dziecka, ale celem nie może być zabicie nienarodzonego. W Hiszpanii pod pretekstem zagrożenia zdrowia kobiety dokonywano prawie 100 tys. aborcji rocznie, trzeba uważać aby to nie było furtką dla aborcji.

Myśli Pan, że świadomość Polaków jest taka, że zaakceptują całkowity zakaz aborcji? Badania pokazują, że większość opowiada się za utrzymaniem obecnych rozwiązań.
– Mam nadzieję, że nasza intensywna akcja propagandowa w najbliższych miesiącach sprawi, że gdy będziemy składać nasz projekt, zyska on akceptację społeczną. Według oficjalnych danych, choroba dziecka jest najczęstszym powodem aborcji, w 2008 roku zabito z tego powodu ponad 467 dzieci. To trzeba ludziom pokazać, uświadomić im, za jaką zbrodnią się opowiadają. Zależy nam, aby nasz projekt zyskał szerokie poparcie społeczne, zbierzemy więc ponad 100 tys. podpisów.

Pojawiają się opinie, że próba zmiany obecnej ustawy chroniącej życie może doprowadzić do wahnięcia w druga stronę i wprowadzenia aborcji na życzenie…
– To jest samobójcza taktyka, strach przed przeciwnikiem. Trzeba podejmować głośne działania. Gdy tuż przed 8 marca pokazaliśmy Hitlera jako prekursora aborcji w Polsce, to hasło powszechnej aborcji zniknęło z plakatów organizatorów manif.

Niektórzy argumentują, że w społeczeństwie zróżnicowanym światopoglądowo prawo powinno być kompromisowe…
– W tej kwestii nie ma żadnego kompromisu, jest życie albo śmierć. My wybieramy życie.

W 2007 r. podjęto nieudaną próbę wzmocnienia konstytucyjnej ochrony życia, dlaczego teraz ma się udać ze zmianą ustawy?
– Wtedy była za słaba propaganda, dopiero zaczynaliśmy organizować wystawy, do tego politycy popełnili poważne błędy taktyczne. Proszę jednak zwrócić uwagę, że za nowelizacją głosowało prawie 60 procent posłów – nie wystarczyło to do zmiany konstytucji, ale jest dość do przyjęcia nowej ustawy.

Liczy Pan na to, że ten Sejm wprowadzi całkowity zakaz aborcji?
– Trzeba postawić posłów pod naciskiem opinii publicznej. Mamy pewne pomysły, mocne i wierzę, że skuteczne, ale na razie ich nie zdradzę.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.