Symbol wspólnoty

Bogumił Łoziński

|

GN 17/2010

publikacja 28.04.2010 14:55

Tragedia smoleńska stała się symbolem, wyrażającym podstawowe wartości jak patriotyzm, wspólnota czy szacunek do innych. Nie należy jej banalizować ani upartyjniać.

Symbol wspólnoty Jakub Szymczuk

W niektórych komentarzach po tragedii pojawiał się ton, aby nie dopatrywać się w niej głębszego sensu, nie przypisywać jej szczególnej symboliki. Stanowczo nie zgadzam się z takim podejściem. Sposób, w jaki Polacy przeżywali żałobę, pokazuje, że dramat ten stał się symbolem narodowej wspólnoty.

Banalizacja ofiary
Po szoku, jaki niemalże wszyscy przeżyliśmy, po tragedii pod Smoleńskiem, zaczęły się pojawiać próby opisania znaczenia tego dramatu. Choć dominował nurt żałoby, powagi wobec śmierci czy szukania w niej sensu, pojawiły się także głosy odzierające ten dramat z głębszych znaczeń. Psycholog Wojciech Eichelberger w radiu TOK FM nie miał wątpliwości, że „stało się coś bardzo głupiego”, że „w tej sprawie nie ma żadnego heroizmu. To wypadek komunikacyjny, popełniona jakaś pomyłka, ludzki czynnik”. Posunął się nawet dalej i ocenił: „gdyby nie skrajnie tragiczne okoliczności tego zdarzenia, to można powiedzieć, że nastąpiła wymiana kadr”. Filozof Piotr Balcerowicz w tej samej rozgłośni odmawiał sensu ofierze osób, które zginęły pod Smoleńskiem.

„Ofiara ma sens, jeżeli ktoś dokonuje jej świadomie i w jakimś celu. To była podróż, której celem było oddanie hołdu tym, którzy zginęli w Katyniu. Z tą podróżą nic więcej się nie wiązało. To była po prostu katastrofa lotnicza” – dowodził. Gdyby przyjąć taką definicję ofiary, trzeba odrzucić całą koncepcję Holocaustu czy martyrologii innych narodów niszczonych w czasie II wojny światowej, bowiem sens ich ofiary został zdefiniowany przede wszystkim przez potomnych na podstawie motywów, jakimi kierowali się oprawcy. Niektórzy nie mogli też pogodzić się ze sposobem, w jaki Polacy przeżywali śmierć. Wicenaczelny „Gazety Wyborczej” Piotr Pacewicz tak opisywał narodową żałobę: „śmiertelny karnawał”, „wielka dawka emocji, całe to rozedrganie, pomieszane z obrzędowością”. Każdy może wyrażać swoje opinie, ale mam przekonanie, że próba takiego opisu tragedii nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Jest wprost przeciwnie, w dniach żałoby doszło do powstania ważnego symbolu narodowego.

Sens ofiary
W historii narodów są wydarzenia, które wyznaczają jego istotę, symbolizują określone wartości, są punktem odniesienia dla zrozumienia jego tożsamości. W ostatnich latach do takich wydarzeń na pewno należał pontyfikat Jana Pawła II i powstanie „Solidarności”, teraz doszła śmierć i żałoba po ofiarach tragedii w Smoleńsku. Polacy są narodem, który takich drogowskazów potrzebuje. Nie po to – jak nam się zarzuca – aby oddać się romantycznym marzeniom oderwanym od rzeczywistości, ale aby inspirować się symbolami, a potem żmudnie w ich imię pracować.

Sens ofiary 96 Polaków wyznacza cel ich podróży. Oni nie lecieli na jakiś koncert czy sportowe widowisko, tylko chcieli uczcić rocznicę zbrodni katyńskiej. Zapewne nikt z nich nie chciał ginąć pod Smoleńskiem, ale zginęli, i to w ściśle określonym kontekście. Co więcej, wśród ofiar jest elita naszego narodu z prezydentem Polski na czele. Wobec prób dezawuowania znaczenia tego dramatu, niezwykle ważne jest zdefiniowanie wartości, jakie symbolizuje „10 kwietnia”, ważne, aby nie dać sobie narzucić narracji „specjalistów od odbierania sensów i znaczeń”. Próbę zdefiniowania tych wartości podjął przewodniczący Episkopatu abp Józef Michalik, przemawiając na zakończenie uroczystości żałobnych 17 kwietnia na placu Piłsudskiego w Warszawie. Zwrócił uwagę, że wartości, które uosabiają ofiary tragedii, to miłość do ojczyzny, nawet za cenę życia, szacunek dla historii i prawdy, służba i życzliwość, prawość i dobro, jedność narodu i patriotyzm, wreszcie pojednanie polsko-rosyjskie.

Sens osobisty
Uwagę zwraca też osobisty wymiar tej tragedii, który sprawia, że dotyczy ona każdego Polaka, niezależnie od różnic światopoglądowych. Przed uroczystością pożegnalną 17 kwietnia w Warszawie kilka osób prze-mawiało, żegnając zmarłych. Mówili o sprawach ważnych, ale tylko jeden głos był prawdziwym pożegna-niem. Prezydencki minister Maciej Łopiński, mówiąc łamiącym się głosem o pierwszej parze, właściwie płakał. Bowiem ta tragedia była dla niego osobistym przeżyciem. To postawa symboliczna dla stanu ducha milionów Polaków przeżywających żałobę w niezwykle osobisty sposób. Najpierw ogniskowała się ona w Warszawie, dokąd przybywały szczątki ofiar, potem w Krakowie, gdzie od-był się pogrzeb prezydenta i jego małżonki, później – gdy zmarli docierali do swoich rodzinnych miejscowości – ból po stracie najbliższych rozprzestrzeniał się na całą Polskę.

Podczas pożegnania prezydenckiej pary prymas Polski Henryk Muszyński powiedział niezwykle cenne słowa: „lewica czy prawica, władza i zwyczajni ludzie – w obliczu śmierci relatywizują się, czy wręcz tracą swoje znaczenie. W perspektywie wieczności liczy się jedynie dobro, które owocuje i przetrwa życie i wieczność”. Tragedia w Smoleńsku ujawniła właśnie wielkie pokłady dobra, jakie tkwią w Polakach, po-kłady zwykłej ludzkiej życzliwości, powstrzymania się od personalnych ataków, wylewania złości czy żółci. Wielkie zaangażowanie przy organizacji żałoby pokazało, że Polacy nie muszą być „karłami” jako obywatele, że możemy być wielkim, dojrzałym społeczeństwem i dobrymi ludźmi.

Upartyjnienie symbolu
Próba banalizacji czy odebrania sensu ofierze tragedii pod Smoleńskiej nie jest jedynym zagrożeniem dla symbolu narodowej jedności, jakim stał się ten dramat. Niebezpieczne są też próby ideowych czy politycznych grup, chcących po swojemu zdefiniować znaczenie tej tragedii, czy wręcz ją zawłaszczyć. Tymczasem żałoba nie miała partyjnych barw. Zginęli ludzie o różnych poglądach. Tym, co ją określa, jest wspólny ból, żałoba, szacunek dla wartości, które reprezentowali.

Czy setki tysięcy ludzi oddawało w Pałacu Prezydenckim hołd majestatowi państwa, łączyło się w żałobie po stracie ważnych dla nich osób, które symbolizowały trumny ze szczątkami prezydenckiej pary, czy też przyszło tam w uznaniu indywidualnych zasług Lecha Kaczyńskiego? Przybyli z różnych powodów. Uzna-nie tego ma zasadnicze znaczenie dla tego, czy ta tragedia będzie łączyć Polaków wokół wartości, które ona symbolizuje, czy też podzieli nas z powodu różnic w ocenie prezydentury Lecha Kaczyńskiego, wykluczając z jej spuścizny tych, którzy wyrażali się o niej krytycznie. Oczywiście nie chodzi tu o tych, którzy świadomie zajmowali się szerzeniem oszczerstw wobec prezydenta i publicznie z niego kpili, bo takie zachowanie jest zawsze niedopuszczalne.

Ze względu na swój program, osobę prezydenta i największe straty personalne, naturalnym spadkobiercą wartości, które symbolizuje tragedia, jest Prawo i Sprawiedliwość. Ale to wcale nie znaczy, że inne partie nie mogą być spadkobiercami symbolu „10 kwietnia”. Jeśli chcemy, aby tragedia w Smoleńsku zjednoczyła Polaków, musimy przyjąć perspektywę, w której zmarły prezydent jest tym, który symbolizuje dążenie do realizacji określonych wartości, ale podjąć je może każdy Polak, każde środowisko, nawet jeśli chce je realizować w inny sposób. Tragedia smoleńska stała się symbolem, wyrażającym podstawowe wartości, jak patriotyzm, wspólnota czy szacunek do innych. Sposób przeżywania żałoby sprawia, że należy ona do całego narodu, a nie tylko wąskiej grupy. Każdy z nas może realizować wartości, których potrzebę ujawniła ta tragedia i być po prostu dobrym i pełnym szacunku dla innych człowiekiem.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.