Droga na Wawel

Szymon Babuchowski, współpraca Marcin Jakimowicz

|

GN 16/2010

publikacja 22.04.2010 15:00

Na krakowskim Rynku zrobiło się biało-czerwono od flag, a po uroczystościach tysiące ludzi stało w kolejce do krypty, w której spoczęła prezydencka para.

Droga na Wawel PAP/Radek Pietruszka

Nie planowaliśmy tego, ale do centrum Krakowa wchodzimy ulicą Smoleńsk, z którą sąsiaduje ulica Bożego Miłosierdzia. Czy to kolejny znak, czy może jesteśmy przewrażliwieni? Drogą biegnie dziewczyna z biało-czerwoną flagą. W sobotę koło południa jeszcze tu pustawo. Większość ludzi albo ogląda relacje z warszawskich uroczystości, albo stoi w długiej kolejce po wejściówki do sektora „szarego”, by nazajutrz móc być bliżej centrum wydarzeń. Niektórzy wstali bardzo wcześnie, żeby przypadkiem dla nich nie zabrakło.

Sobota: wigilia pogrzebu
Harcerze też od rana uwijają się, udzielając informacji. Natalia Cikowska i Magda Wieczorek, druhny z Zakopanego, przyjechały, bo dostały wezwanie, ale – jak mówią – w innej sytuacji także by się zjawiły, żeby oddać hołd tym, którzy zginęli. – Nie mam jeszcze 18 lat, nie głosuję w wyborach, ale jestem obywatelką tego kraju i dotyka mnie to osobiście – mówi z przekonaniem Natalia. Dziewczyny muszą obwieścić stojącym w kolejce przykrą nowinę: wejściówki właśnie się skończyły. Na wielu twarzach maluje się rozczarowanie. – Nie udało się do „szarego”, to będę próbował dostać się na „białą” strefę – nie rezygnuje Krzysztof Wilczyński, lekarz z Krakowa. – To przecież historyczne wydarzenie dla Polaków.

Na razie jednak życie w mieście toczy się zwyczajnie. Ludzie siedzą w kafejkach, popijając zimne piwo. Na Plantach fotograf ustawia modelkę do zdjęć. Franciszkańską przejeżdża biały tramwaj z napisem „Nowożeńcy”. Nawet w kościele Mariackim, który za niecałą dobę ma być miejscem pogrzebu, natrafiamy na ślub. Gdyby nie przemykające tu i ówdzie osoby z flagami, na których powiewają czarne wstążki, można by pomyśleć, że pomyliliśmy dni. Jednak już jutro wszystko się zmieni. Wzdłuż ulic ustawią się ludzie z kwiatami, a sektory wypełnią się szczelnie wiernymi.

Niedziela rano: czekamy
Oczekiwaniu towarzyszy napięcie. Kilkoro młodych osób, żeby lepiej widzieć, przyniosło ze sobą podesty w postaci plastikowych doniczek z IKEI. Ale nie wszystkim to się podoba. – Proszę nie zasłaniać – denerwuje się starszy pan z żonkilem w klapie marynarki. Młodzież proponuje kompromis: – Będziemy stawać rzadziej. Ktoś podtrzymuje starszą kobietę, która staje na doniczce i cieszy się, że może chociaż przez chwilę zobaczyć telebim. Rzeczywiście umieszczono go nisko. Za chwilę do barierek przeciska się malutka siostrzyczka zakonna: – Ja naprawdę nie zasłonię – mówi, wzbudzając ogólną wesołość. – Proszę bardzo – zaprasza ją do przodu tłum.

Wiemy już, że nie przybędzie wielu z zaproszonych gości: kardynał Angelo Sodano, książę Karol, kanclerz Merkel, prezydenci: Obama, Berlusconi, Sarkozy i inni. Udział w pogrzebie odwołało ponad 30 delegacji zagranicznych. Nic dziwnego, w tym dniu nie odbyło się w Europie aż 20 tys. zaplanowanych lotów. To przez pył wulkaniczny, który – jak słyszymy – okrył czarnym kirem Polskę.

Ale tak naprawdę wszyscy czekają na Lecha i Marię Kaczyńskich. – Może dopiero teraz jest okazja, żeby ich poznać, zastanowić się, kim byli naprawdę? – pytają Renata Tur i Mateusz Bożyk z Białej Podlaskiej. – Do tej pory większość z nas jakoś nie dostrzegała, że prezydent to też zwykły człowiek, który żył jak my, śmiał się i miał wnuczki. Kiedy karawan pojawia się na horyzoncie, w jego kierunku szybują kwiaty. Na Rynku rozlegają się brawa. – Zginęli w czasie pełnienia służby dla narodu – wita prezydencką parę kard. Dziwisz. W bazylice rozpoczyna się czuwanie duchowieństwa przy trumnach.

Homilia: bądźcie solidarni

Słońce coraz mocniej daje się we znaki, a do Mszy pogrzebowej pozostały jeszcze ponad trzy godziny. Na szczęście co pewien czas podchodzą harcerze, rozlewając najbardziej spragnionym wodę do kubeczków. Mają sporo pracy, bo – według szacunków policji – na samym Rynku i jego przyległościach zgromadziło się 45 tys. osób. Ponad 100 tys. było natomiast na Błoniach i wzdłuż trasy przejazdu. Plus kilka tysięcy przy sanktuarium w Łagiewnikach.

Wiernym zgromadzonym na Rynku na początek zaserwowano transmisję TVN 24, co trochę rozbiło modlitewny nastrój. Potem ktoś chyba zreflektował się, że to niezbyt dobry pomysł, bo wyłączono głos. W tłumie odezwało się nieśmiałe: „Boże, coś Polskę”, głos zaczął narastać, aż w końcu śpiewał cały Rynek. Przy dalszych śpiewach zabrakło jednak prowadzącego i głosy rozproszyły się. Na szczęście na telebimach pojawiły się modlitwy z bazyliki i wszyscy mogli odmawiać z czuwającymi Różaniec.

Za chwilę zabrzmią dźwięki „Requiem” Mozarta i rozpocznie się Msza św. W ostatniej chwili nadjeżdżają autokary z zagranicznymi delegacjami. Wśród gości są prezydenci Niemiec, Ukrainy, Litwy, Łotwy, Czech, Rumunii, Kosowa, Albanii, a nawet 7-osobowa delegacja z Azerbejdżanu. Zgromadzeni na Rynku bardzo ciepło powitali rosyjskiego prezydenta Dmitrija Miedwiediewa. Czyżby w relacjach polsko-rosyjskich rzeczywiście nastąpił przełom? Taka nadzieja popłynęła do nas w czasie Mszy św. przy sanktuarium w Łagiewnikach.

Najpierw z ust kard. Dziwisza, który powiedział, że troska o pojednanie między tymi dwoma narodami jest „zadaniem naszego pokolenia”. Później z homilii kard. Angelo Sodano, odczytanej przez nuncjusza apostolskiego abp. Józefa Kowalczyka: – Jest to nadzieja na wielką solidarność pomiędzy narodami w radosnych i smutnych momentach ich historii, z poszanowaniem własnej tożsamości i kultury narodów – usłyszeliśmy. Kardynał Angelo Sodano przekazał też wyraźne życzenie Benedykta XVI względem narodu polskiego, by „trwał w jedności”.

Kondukt: dziękujemy!

„Boże, coś Polskę” na koniec Mszy św. zabrzmiało naprawdę potężnie, a na Rynku zrobiło się biało-czerwono od uniesionych flag. Nim kondukt wyruszył na Wawel, głos zabrali marszałek Sejmu, przewodniczący „Solidarności” i prymas. Bronisław Komorowski podkreślił, że musimy wypełnić testament Lecha Kaczyńskiego, który zabiegał o prawdę o zbrodni katyńskiej. – „Solidarność” upomniała się o wolność, o sprawiedliwość społeczną i o obecność krzyża w życiu publicznym – mówił z kolei Janusz Śniadek. – Tym wartościom dochowałeś wierności jak nikt.

Dlatego zawsze z dumą będziemy mówić o tobie: człowiek solidarności – dodał szef związku, wzbudzając wielki aplauz wśród zgromadzonych tłumów. Również abp Henryk Muszyński zaznaczył, że prezydent był „wiernym synem Kościoła i wiarygodnym świadkiem Chrystusowej Ewangelii”, dla którego życiową dewizą były słowa „Bóg, Honor, Ojczyzna”.

Kondukt ruszył przy dźwiękach „Lacrimosy” Mozarta. Wierni klaskali, wołali na zmianę: „Lech Kaczyński!” i „Dziękujemy!”, śpiewali hymn. Znów posypały się kwiaty. Gdy procesja doszła pod krzyż katyński przy kościele św. Idziego, odezwał się dzwon Zygmunta i brzmiał aż do czasu, gdy ciała prezydenta i jego żony znalazły się w katedrze. Tu mieli wstęp już tylko nieliczni.

Modlitwę poprowadził kardynał Dziwisz. Potem trumny z ciałami zniesiono do krypty pod Wieżą Srebrnych Dzwonów. Tej samej, w której spoczywa marszałek Józef Piłsudski. W przyszłości będzie tu także tablica upamiętniająca wszystkie ofiary katastrofy pod Smoleńskiem.

Do krypty zeszła jedynie rodzina i zaproszeni goście. Po uroczystościach Wawel został otwarty. Od razu ustawiła się potężna kolejka do grobu prezydenckiej pary. – Stoją tysiące ludzi.

Widziałem na ich twarzach radość, że się tu znaleźli, że są w tym kręgu – powiedział proboszcz katedry wawelskiej ks. prałat Zdzisław Sochacki. I mimo że to pogrzeb, trudno się dziwić tej radości. Ten dzień przejdzie do historii, a oni będą tej historii świadkami.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.