Ostatni lot

rozmowa z Pawłem Kowalem, posełem PiS do Parlamentu Europejskiego

|

GN 15/2010

publikacja 14.04.2010 14:12

– Widziałem porozrzucane fragmenty samolotu, wokół szczątki ciał osób mi bliskich – mówi Paweł Kowal* w rozmowie z Andrzejem Grajewskim.

Ostatni lot Pożegnanie prezydenta RP na lotnisku w Smoleńsku. Stoją od lewej: ambasador RP Jerzy Bahr, premier Władimir Putin, w środku: minister Małgorzata Bochenek i poseł Paweł Kowal. Agencja Gazeta/Filip Klimaszewski

Andrzej Grajewski: Co Pan czuł, wjeżdżając z lotniska do Warszawy za samochodem z trumną prezydenta Kaczyńskiego, widząc te gigantyczne tłumy czekające na jego powrót?
Paweł Kowal: – Widziałem w tym przede wszystkim tęsknotę do jedności. W fakcie, że tragedia zdarzyła się w tym samym liturgicznie dniu, w którym odszedł Jan Paweł II, że stało się to w Rosji, w okolicach Katynia i w rocznicę zbrodni katyńskiej, było przecież tak wiele symboliki.

Byłem przekonany, że ludzie zebrani na ulicach czuli, że dzieje się coś nadzwyczajnego. Polska jest wyjątkowym krajem, chyba jedynym krajem w Europie, gdzie co kilkadziesiąt lat następuje zagłada kierowniczej elity. Ale także wyjątkowym w tym sensie, że dostajemy takie mocne znaki. Myślałem więc, że jest to jakiś mocny znak. Znak z polskim nieszczęściem, ale także z polską nadzieją.

Dlaczego właśnie Pan pojechał po ciało Prezydenta do Smoleńska?
– Wcześniej z prezesem Jarosławem Kaczyńskim byliśmy na miejscu katastrofy. Omawialiśmy szczegóły uroczystości pożegnania na lotnisku. Pół godziny po wylądowaniu pojechałem do Smoleńska z powrotem. Widocznie tam było moje miejsce... Później zorientowałem się, że będę jedną z nielicznych osób, które będą miały okazję polecieć po raz ostatni z Prezydentem.

Tyle razy wcześniej wspólnie odbywaliśmy podróże służbowe na Wschód, że dla wielu osób wydawało się czymś oczywistym, że i tym razem będę z nim. Zaraz po informacji o katastrofie otrzymałem dosłownie setki telefonów z pytaniami od bliskich mi osób. Pojechałem więc do Smoleńska i wziąłem udział w ostatniej podróży Prezydenta Rzeczpospolitej.

Ta podróż była jednak wyjątkowa.
– Wydaje mi się, że jeszcze nie mamy świadomości, jak bardzo wyjątkowy czas właśnie przeżywamy, nie tylko z perspektywy chwili obecnej, ale w skali całej historii Polski.

Jak wyglądało miejsce katastrofy w Smoleńsku?
– Miejsca katastrof lotniczych zwykle wyglądają podobnie. Porozrzucane fragmenty samolotu, wokół szczątki ciał osób mi bliskich. Niektóre mogą być zwęglone i do identyfikacji będą konieczne badania DNA.

Jak zachowywał się premier Putin?
– Rzeczowo, rozmawialiśmy późno w nocy, stojąc w namiocie polowym – chodziło o spełnienie życzeń rodziny. Widać było, że premier Rosji był wzruszony. Później przedstawił, jak widzi pożegnanie prezydenta Kaczyńskiego. Powiedział m.in., że godne pożegnanie Lecha Kaczyńskiego jest ważne dla Polski i dla Rosji. Nie była to jednak łatwa rozmowa. Każdy z nas pamiętał pewnie, że Prezydent nie otrzymał zaproszenia na polsko-rosyjskie obchody rocznicy katyńskiej. Dla premiera Rosji było oczywiste, że osobiście pożegna prezydenta Polski. Podległe premierowi Rosji służby starały się nam pomagać. Ważne było dla nas, aby Lech Kaczyński, jako zwierzchnik sił zbrojnych, wrócił do Polski naszym samolotem wojskowym.

Kogo Pan tam żegnał – prezydenta, przyjaciela politycznego i rodziny?
– Każdego z nich. Prezydent, kiedy miał zaufanie, nie uznawał granic wieku, stanu. Był bardzo demokra-tyczny, bezpośredni.

Myśli Pan, że nawet po jakimś czasie będzie Polakom go brakowało? Czy jesteśmy tylko świadkami momentu uniesienia, które przeminie?
– Z pewnością taki nastrój, jaki jest obecnie, nie będzie trwał długo. Ale jednocześnie jestem pewien, że ci Polacy, którzy dzisiaj są tak licznie obecni na ulicach Warszawy, upominają się w ten sposób o prawdziwą politykę.

A czy poza polityką coś wspólnego udało się mu stworzyć?
– To był człowiek, który cały czas tworzył wspólnotę. Uczestniczył w uroczystościach rodzinnych naszych przyjaciół, moich, chrztach w domu, pogrzebach. Miał taki styl, co nie zawsze wychodziło mu na dobre, gdyż czasem zacierała się granica między tym, co służbowe, profesjonalne, a tym, co prywatne. Pewnie niektórzy nadużywali jego zaufania. Dlatego w takich momentach jak dzisiaj patrzy się na niego przede wszystkim przez pryzmat tego, co było prywatne i osobiste. Obecny wygląd Warszawy i kraju świadczy niewątpliwe o tym, że Polacy docenili to, co chciał im swoją służbą publiczną przypomnieć. A były to rzeczy o fundamentalnym znaczeniu – współczesny sens patriotyzmu, istotę prezydentury, powagę państwa, staranie o dobro publiczne. Doceniono także jego wizję tego, czym jest naród, polityczny naród. To są wszystko rzeczy, które zostaną i którym także dzisiaj prezydent Kaczyński daje świadectwo.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.