Reklamy do reklamacji

Przemysław Kucharczak

|

GN 12/2010

publikacja 27.03.2010 14:35

Rząd zachęca dziś Polaków w radiowych reklamach, żeby posyłali dzieci do przedszkoli, choć w przedszkolach nie ma miejsc. Budżet płaci też za reklamowanie w telewizji matury z matematyki, która i tak jest obowiązkowa.

W akcji „Kocham, nie biję” wzięli udział znani ludzie. W akcji „Kocham, nie biję” wzięli udział znani ludzie.
Eastnews/REPORTER/Włodzimierz Wasyluk

Można by uznać to za nieszkodliwe dziwactwa, gdyby nie fakt, że na te reklamy składają się wszyscy pracujący Polacy. Choć budżet osiągnie w tym roku największy deficyt w historii Polski, choć Ministerstwo Obrony Narodowej musiało dokonać takich oszczędności, że polskie zakłady zbrojeniowe z braku zamówień ledwie zipią, wciąż nie brakuje w kraju pieniędzy na wydanie ich lekką ręką. Za pośrednictwem podatków sami zapłaciliśmy np. za to, żeby móc pooglądać sobie dziś w telewizji reklamy informujące nas, że matematyka jest fajna. W 30-sekundowych spotach mówią o tym młoda żeglarka, architekt, dyrygent i fotograf. Produkcja i emisja reklam matematyki pochłonęły prawie 18,9 mln zł. 85 proc. z tej sumy pochodzi z funduszy unijnych, czyli pośrednio też z naszych pieniędzy. Pozostałe 15 proc., czyli ponad 2,8 mln złotych, zostało wyjęte wprost z budżetu państwa.

30 sekund o matmie
Czy za takie pieniądze nie dałoby się zainteresować młodzieży matematyką w bardziej sensowny sposób? Czy młodych nie zainteresowałby bardziej program popularnonaukowy na wysokim poziomie, takim, jaki prezentują programy Discovery? Niedawno właśnie z powodów finansowych TVP zrezygnowała z pomysłu wznowienia naukowego programu „Sonda”, który przed laty był uznawany za kultowy. W styczniu telewizja publiczna skasowała swój ostatni program popularnonaukowy „Laboratorium”, po blisko 25 latach emisji. – Do czego właściwie telewizyjna reklama matematyki ma nas przekonać? – zastanawia się Wiktor Niedzicki, prowadzący zlikwidowany program „Laboratorium”. – Mogę sobie od biedy wyobrazić, że w 30 sekund zainteresujemy kogoś historią, obiecując ciekawą opowieść o tajemnicy piramid. Ale jak w 30 sekund zachęcić do obliczenia objętości tej piramidy? Choć nie jestem młodym człowiekiem, nie sądzę, żebym po obejrzeniu tych reklam miał wielką ochotę uczyć się matematyki – mówi.

Pieniądze, wydane przez Centralną Komisję Egzaminacyjną na kampanię społeczną promującą matematykę, wystarczyłyby na wyprodukowanie aż 600 odcinków programu popularnonaukowego na przyzwoitym poziomie. – Można by za nie też zorganizować np. dodatkowe lekcje, które w atrakcyjny sposób prowadziliby naukowcy z uniwersytetów. Takie spotkania twarzą w twarz naprawdę zaciekawiają młodzież naukami ścisłymi – mówi Wiktor Niedzicki. Elżbieta Sokołowska z Centralnej Komisji Egzaminacyjnej broni jednak idei reklamy. – Nie możemy finansować programów telewizyjnych; to przecież jest misja telewizji publicznej. Nie mogliśmy unijnych pieniędzy przeznaczyć ani na kredę, ani na nadgodziny dla nauczycieli. Mogliśmy je wydać albo na tę kampanię, albo wcale – tłumaczy.

Dokąd pójdzie Ola?
Przy wydawaniu funduszy Unii Europejskiej rzeczywiście nie można wydawać pieniędzy na sprawy, które nie zostały ujęte w projekcie. Wiele jednak zależy od tego, jak na etapie pisania projektu sami go sformułujemy. W 72 ogólnopolskich i regionalnych rozgłośniach radiowych można dziś usłyszeć około 30-sekundowe rymowanki. Czyta je słodkim głosikiem mała dziewczynka: „Poszła Ola do przedszkola. Z Olą poszli Łukasz, Ania. Wszyscy uczą się śpiewania! Potem pani opowiada o ślimaku i o wronie. Pokazuje nam literki, mówi, jaki słoń jest wielki. Wszystko mamy jak na tacy. A rodzice? Odbierają nas po pracy! Wszystko zaczyna się od przedszkola!”. Na koniec dorosły głos informuje, że „edukacja przedszkolna w twojej gminie wzmaga aktywność zawodową”.

Na te radiowe i telewizyjne spoty reklamowe Ministerstwo Edukacji Narodowej wydało niespełna 1,2 mln złotych. Wkład własny budżetu państwa wyniósł prawie 180 tys. zł, za resztę zapłacił Europejski Fundusz Spójności. Kolejne pieniądze poszły na „promowanie edukacji przedszkolnej” w serialach: „M jak Miłość”, „Plebania” i „Barwy szczęścia”. Problem jednak w tym, że miejsc w przedszkolach jest w Polsce znacznie mniej, niż chętnych do zapisu.

Zdarza się, że rodzice tworzą społeczne komitety kolejkowe, a przed rozpoczęciem zapisów koczują w kolejce nawet w nocy. – Ministerstwo Edukacji namawia ludzi do korzystania z dobra, którego nie jest w stanie zapewnić. To jest uderzający absurd rodem z PRL-u – komentuje Tomasz Elbanowski, prezes Stowarzyszenia Rzecznik Praw Rodziców. – Równie dobrze jak przedszkola i matematykę na maturze, rząd mógłby reklamować obowiązkowe ubezpieczenie OC. Albo PKP mogłoby używać w reklamie hasła z komedii Barei: „Podróż pociągiem skraca czas podróży koleją” – mówi.

Niektóre ze spotów MEN nie budzą tak ostrej krytyki, bo są skierowane do inwestorów. „Załóż przedszkole, to łatwe. Szczegóły na men.gov.pl” – informuje głos na zakończenie reklamy. MEN broni jednak całości swojej kampanii. Argumentuje, że w niektórych rejonach, zwłaszcza na wsiach, wolne miejsca w przedszkolach są, ale nie ma tradycji posyłania tam dzieci. Tymczasem, według badań, dzieci korzystające z przedszkoli lepiej radzą sobie później w szkole.

Cios w autorytet mamy
Różnych kampanii społecznych mamy dziś w mediach mnóstwo. Najczęściej płacą za nie sponsorzy, a nie państwo. Jest też filmik „Obejmij mnie szczepieniem”, który tylko udaje kampanię społeczną, a jest zwykłą reklamą koncernu farmaceutycznego. Najgorzej, jeśli publiczne pieniądze idą na kampanie, których treść jest kontrowersyjna. Ministerstwo Pracy w 2008 r. dołożyło do kampanii społecznej „Kocham – reaguję” kwotę ponad 3 mln złotych. Elementem tej kampanii były billboardy i spoty telewizyjne ze znanymi ludźmi. Niektóre spoty zwracały uwagę na sprawy ważne dla dzieci. Na przykład aktor Paweł Królikowski mówił, że dla dzieci trzeba mieć czas. Całość robiła sympatyczne wrażenie. Niestety, następny spot z udziałem aktorki Anny Przybylskiej był już kontrowersyjny. W spocie widać mężczyznę, który na placu zabaw w niemądry sposób strofuje swojego synka za to, że wywrócił się na rowerku. Na to Anna Przybylska wstaje z ławeczki, podchodzi, mówi mężczyźnie: „Nie wstyd panu?”, po czym czule pochyla się nad zadrapanym kolanem chłopca. Po chwili komentuje zdecydowanie: „Kocham – reaguję!”. W spocie podany był telefoniczny numer interwencyjny. W miastach wisiały też billboardy z hasłem: „Kocham – nie biję”.

Efekty? Pojawienie się na miejskich placach zabaw zgryźliwych osobników, którzy zbyt łatwo wtrącają się do wychowania cudzych dzieci. Dziennikarze programu „Koniec końców” w TVP 1 dotarli do matki, która dała synkowi klapsa w piaskownicy. Synek nie słuchał, nie pomógł wstać przewróconemu braciszkowi, a jeszcze sypnął mu piaskiem w oczy, stąd decyzja o delikatnym klapsie. Zaraz znalazła się kobieta, która oskarżyła matkę o „bicie dziecka” i zadzwoniła na policję. Matka nie stchórzyła, pozostała na placu zabaw. Policjanci przyjechali po 20 minutach. Po rozmowie z nimi matka czuła się upokorzona, rozpłakała się. Najgorsze, że pewna siebie paniusia z telefonem oraz policjanci podważyli autorytet matki w oczach dzieci.

Być może twórcy tej kampanii chcieli powstrzymać przemoc wobec dzieci w rodzinach patologicznych. Pijani konkubenci, którzy naprawdę krzywdzą dzieci, raczej nie przejmą się jednak nawet najpiękniejszymi reklamami. Skąd taki pęd urzędników do wydawania pieniędzy na reklamy, w dodatku o dyskusyjnej wartości? W części przypadków niektórzy dopatrują się wręcz wyrazu wdzięczności polityków dla agencji reklamowych, które pomogły im wygrać wybory. – Sądzę, że przede wszystkim dla urzędników byłoby dodatkową pracą podpisywanie i sprawdzanie stu albo tysiąca umów, dzięki którym młodzież mogłaby spotykać się z naukowcami. Albo umów na dodatkowe lekcje, po których młodzi naprawdę przestają bać się matematyki. Każdy, jeśli może coś zrobić w łatwiejszy sposób, będzie to robił. Niestety, unijne pieniądze najłatwiej jest wydać przez jedną, wielką umowę – komentuje Wiktor Niedzicki.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.