Wielkie oszustwo

Tomasz P. Terlikowski, filozof, publicysta

|

GN 12/2010

publikacja 27.03.2010 13:51

Przemysł aborcyjny, tzw. prawo wyboru i legislacje dotyczące dostępności zabijania dzieci opierają się na gigantycznych kłamstwach. Najlepszym tego przykładem jest sprawa Doe kontra Bolton w USA.

Wielkie oszustwo Sandra Cano (Mary Doe – z lewej) i Norma McCorvey (Jane Roe) – bohaterki spraw sądowych, które doprowadziły do pełnej legalizacji aborcji w USA. Dziś obie walczą o ochronę życia nienarodzonych. REUTERS/Shaun Heasley

Kiedy wspomina się o dopuszczeniu aborcji w USA, zdecydowana większość Polaków (i Amerykanów) myśli o sprawie Roe kontra Wade. To właśnie przez tę sprawę w 1973 r. Sąd Najwyższy wymusił na wszystkich stanach USA zalegalizowanie pełnej dostępności aborcji do szóstego miesiąca życia. Jednak, wbrew temu, co się sądzi, to wcale nie ten wyrok był najistotniejszy dla interesów aborcjonistów, a pochodzący z tego samego dnia (22 stycznia 1973 r.) wyrok w sprawie Doe kontra Bolton. To dzięki niemu bowiem legalne w Stanach Zjednoczonych stało się zabijanie dzieci nienarodzonych do dziewiątego miesiąca ciąży (za pomocą tak zwanej procedury aborcji przez częściowe narodzenie), a także umożliwiono powstanie całej sieci prywatnych klinik aborcyjnych, które nie potrzebują do działania państwowych czy stanowych licencji.

Efektem tego drugiego wyroku jest zatem nie tylko szczególnie okrutna (wywołuje się poród, a później, gdy główka dziecka wyjdzie na zewnątrz organizmu matki, miażdży się ją specjalnymi urządzeniami) procedura likwidacji dzieci zdolnych do samodzielnego życia, ale również rozwój ogromnego prywatnego przemysłu aborcyjnego (choćby skupionego wokół Planned Parenthood), który finansował polityków sprzyjających zabijaniu nienarodzonych, zarówno Partii Demokratycznej (B. Obama często odwoływał się do tego poparcia), jak i Republikańskiej. O wyroku tym jednak jest cicho, także dlatego, że opiera się on na gigantycznym kłamstwie, na sprawie od początku do końca spreparowanej przez sprytnych prawników.

Wykorzystana Mary Doe
Mary Doe (właściwie Sandra Cano, bo tak naprawdę nazywała się kobieta, w imię której toczono sprawę) nigdy nie chciała usunąć ciąży, nigdy nie domagała się aborcji i nigdy jej nie dokonała. Ta 22-letnia w momencie wydania wyroku przez Sąd Najwyższy kobieta chciała tylko – i w tym celu zgłosiła się do adwokatów – uzyskać rozwód ze swoim mężem, a także odzyskać kontrolę nad własnym życiem i wychowywaniem trójki dzieci (czwarte nosiła wówczas w swoim łonie). Przebywającej w ośrodku pomocy społecznej kobiecie (z ubogiej rodziny) zdecydowała się pomóc (tak się wówczas Sandrze Cano wydawało) pani adwokat Margie Pitts Hames. To ona kierowała sprawą Mary Doe, tak by jak najszybciej znalazła się ona przed Sądem Najwyższym. Jej opinia (podzielana przez matkę i ojczyma M. Doe/Sandry Cano) była oczywista: kobieta nie potrzebuje rozwodu ani pomocy socjalnej, ale aborcji na swoim czwartym dziecku. A jej rolą, jako prawnika, będzie uzyskanie zgody sądowej na późne (po szóstym miesiącu ciąży) zabijanie nienarodzonych. Sandra Cano nigdy się na to nie zgodziła. A gdy rodzice i adwokatka naciskali, by pozwoliła na zabicie dziecka, uciekła do babki męża. To jednak nie przeszkodziło Hames, która doprowadziła (wbrew woli klientki) do wydania wyroku w jej sprawie i do zalegalizowania najokrutniejszego z rodzajów aborcji, a także do stworzenia przestrzeni działania dla gigantycznego przemysłu aborcyjnego.

Zabójcy dobrze płacą
Aby zrozumieć, co oznaczał wyrok w sprawie Doe kontra Bolton, trzeba wiedzieć, jakie było prawo w stanie Georgia, którego dotyczyła sprawa. Wedle tego prawa można było zabić dziecko, jeśli w czasie ciąży pojawiło się jakiekolwiek zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety. Prawo do takiej procedury miały jednak tylko certyfikowane szpitale stanowe. Po wyroku Sąd Najwyższy uznał, że kobieta ma mieć prawo do likwidacji dziecka w każdych okolicznościach, do końca ciąży, a przyczyną może być także jej sytuacja rodzinna lub finansowa. Zniesiono wymóg, by procedury aborcyjne dokonywane były w licencjonowanych szpitalach. To otworzyło drogę do działania (i pobierania pieniędzy z budżetów stanowych i federalnych) organizacjom proaborcyjnym, np. Planned Parenthood. Zysk dla tej organizacji jest gigantyczny. Tylko w latach 2004–2005 aborcjoniści z PP zarobili 882 mln dolarów (272 mln pochodziło z kontraktów rządowych). A wszystko dzięki temu, że w sprawie Doe kontra Bolton zniesiono nakaz przeprowadzania aborcji w licencjonowanych klinikach. I zapewne dzięki tej ilości pieniędzy (z których część przeznaczana jest na promowanie aborcji wśród amerykańskich polityków) wciąż nie udało się znieść tego zbrodniczego i opartego na kłamstwie prawa. Przeciwko jego zmianie głosowali zawsze nawet uchodzący za konserwatywnych sędziowie Sądu Najwyższego.

Typowe kłamstwa
W sprawie M. Doe nie ma nic zaskakującego. Bernard Nathanson, jeden z twórców ruchu proaborcyjnego, otwarcie przyznawał, że jego współpracownicy chętnie opierali się na fałszach. Falsyfikowali wyniki badań socjologicznych, zawyżali liczbę ofiar nielegalnych procedur aborcyjnych, odrzucali prawdziwość zdjęć przedstawiających zabite dzieci. Wszystko po to, by zalegalizować procedury zabijania i by przekonać, że dziecko nie jest człowiekiem. Podobne metody stosowane są w Polsce. Przy sprawie „Agaty” grupa aborcyjnych lobbystów próbowała najpierw wmówić opinii publicznej, że dziewczyna została zgwałcona (nie była!), a gdy to się nie udało, przekonywała, że ona chce zabić swoje dziecko (nie chciała, domagała się tego jej matka). Podobnie na fałszu opiera się sprawa Alicji Tysiąc. Tu aborcjoniści przekonują, że ciąża może pogorszyć wzrok, podczas gdy specjaliści (także ci, którzy opowiadają się za zabijaniem nienarodzonych) jasno stwierdzili, że zagrożeniem dla wzroku może być poród, wskazaniem jest zatem nie zabicie dziecka, tylko cesarskie cięcie. Potępienie wielkich graczy wspierających aborcję nie powinno jednak oznaczać potępienia pionków, których oni do swojej gry wykorzystują. M. Doe (Sandra Cano) czy J. Roe (Norma McCorvey) od dawna (także dzięki wytrwałej modlitwie za nie milionów amerykańskich chrześcijan) walczą o prawo do życia dla wszystkich nienarodzonych. I wierzę, że jeśli polscy katolicy i chrześcijanie zjednoczą się w modlitwie za Alicję Tysiąc czy „Agatę”, i one zaangażują się w obronę wartości fundamentalnej.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.