Matejkowe już nie liczą

Marcin Wójcik

|

GN 11/2010

publikacja 20.03.2010 19:08

Hafciarki z powiatu pajęczańskiego haftują „Bitwę pod Grunwaldem” niemiecką muliną. Pewnie ucieszyłby się z tego wielki mistrz zakonu Ulrich von Jungingen, a zatrwożył król Władysław Jagiełło.

W haftowanie „Bitwy pod Grunwaldem” zaangażowało się ponad 30 osób, i nie są to tylko kobiety. W haftowanie „Bitwy pod Grunwaldem” zaangażowało się ponad 30 osób, i nie są to tylko kobiety.
Henryk Przondziono

Wanda Humieniuk jest zła na samą siebie, bo powiedziała w telewizji, że przez projekt „Bitwa” nie ma czasu na gotowanie obiadu i mąż musi jeść byle co. Szybko rozniosło się to po Pajęcznie. – Znajoma spotkała w sobotę męża na rynku i powiedziała do niego: Pokaż się biedaku. Jak ty wyglądasz? Słyszałam, że ostatnio byle co jesz – opowiada Wanda. Ale nie tylko ona liczy każdą minutę.

– Zdradzę panu, że w mieszkaniu sprzątam wyłącznie ryneczek, żeby nie było uwag od małżonka. A zupkę to tak na dwa dni gotuję – mówi z rozbrajającą szczerością Aleksandra Filocha. Rzeczywiście, czasu nie ma wiele. 32 kobiety i 3 mężczyzn do 15 lipca chcą skończyć haftowanie obrazu „Bitwa pod Grunwaldem” pędzla Jana Matejki w skali 1:1, czyli w naturalnej wielkości. Okoliczność ku temu jest i to całkiem okrągła. W tym roku przypada 600-lecie starcia wojsk polsko-litewskich i ich sojuszników z zakonem krzyżackim.

Krawieckie zacięcie Mieszka I
Mózgiem i pomysłodawcą przedsięwzięcia jest Janina Panek i jej syn. – Mama haftowała niezliczone ilości obrazków – opowiada Adam. – Ot, tak sobie powiedziałem kiedyś, że przez ten czas wyhaftowałaby już „Bitwę pod Grunwaldem”. Adam, urzędnik w Powiatowym Zarządzie Dróg, nie wiedział, że wypowiada słowa prorocze. Pomysł wyhaftowania obrazu Jana Matejki został ogłoszony 15 lipca 2008 roku i zaczęły się poszukiwania rąk chętnych do mozolnej pracy. Wcześniej jednak pan Panek skontaktował się z Grzegorzem Żochowskim z Białegostoku.

Żochowski napisał program komputerowy Haftix, który pozwala na przekształcenie dowolnej grafiki, obrazu na wzór haftu krzyżykowego. Autor programu zgodził się pomóc za darmo. – W podjęciu decyzji pomógł mu sen, który został przez niego odczytany jako znak – zdradza Adam. – W owym śnie Mieszko I cerował pajęczyną swoje staropolskie gacie. Gdy sięgał w stronę ściany po następną warstwę pajęczyny – krzyżaki uciekały w popłochu. W tych okolicznościach na pomysł mieszkańców Pajęczna, by wyhaftować Krzyżaków, pan Grzegorz musiał odpowiedzieć tylko pozytywnie. Adam postarał się o profesjonalne zdjęcie obrazu Jana Matejki z Muzeum Narodowego w Warszawie i machina ruszyła.

Kolaboracja na rzecz Francji
Przy werbowaniu zespołu nie obeszło się bez zgrzytów. Zdarzało się, że przychodziły panie i pytały, ile organizatorzy akcji płacą za miesiąc wyszywania. Wielkie zdziwienia było, gdy dowiadywały się, że jest to praca społeczna, dla potomności. Jesienią 2008 roku udało się stworzyć zgrany zespół. Adam ruszył na poszukiwanie sponsorów. Mając kilka groszy w kieszeni, zorganizował badania u okulisty dla pań i kupił po lampce, aby mogły wyszywać przy dobrym świetle. Ponadto nabył kilkadziesiąt metrów kanwy, czyli tkaniny do haftu krzyżykowego. Każda z hafciarek otrzymała kawałek, za który odpowiada, oraz książkę z komputerowo rozpisanym haftem. Sprawny menadżer znalazł również firmę, która prawie za darmo zgodziła się dostarczać mulinę.

– Normalnie musielibyśmy zapłacić 2,50 zł za jeden motek, a płacimy 50 gr – mówi. Wybór bawełnianej nici odgrywa kluczową rolę. W Pajęcznie bardziej od polskich cenią te opatrzone nadrukiem „Made in Germany”. Dobrą markę ma też mulina francuska, ale haftując, trzeba zachować jeden gatunek. W projekcie „Bitwa” prawie to się udało! Na około 8 mln zrobionych krzyżyków, kilkadziesiąt będzie miało akcent francuski. Skąd ta kolaboracja? Kiedy na rynku przez pewien czas nie było muliny niemieckiej o numerze 152 (kolor granatowy), hafciarki podjęły decyzję, że użyją nici francuskich. – Ale to były tylko dwa motki! – zarzekają się i za żadne skarby nie chcą powiedzieć, w którym miejscu obrazu doszło do zamiany. W sumie w projekcie zostanie wykorzystanych 220 kolorów. A ile motków muliny? Nie wiadomo, bo hafciarki przestały już liczyć.

Rygor musi być
Prawie wszystkie panie haftują hobbystycznie. - Zaczęłam przygodę z krzyżykowaniem dopiero po przejściu na emeryturę - mówi Janina. – Dzięki haftowaniu udało mi się rzucić papierosy, a paliłam przeszło 30 lat. – A mnie wyszywania nauczyła moja wnuczka - wtrąca Lidia Tokarska. – Najpierw dziergałam dla niej jakieś małe obrazki - zwierzątka, owoce, aż kiedyś postanowiłam, że wyhaftuję wnuczkę ze zdjęcia. Haft nie jest łatwym rzemiosłem, zwłaszcza wtedy, kiedy ten sam obraz robi się codziennie od 2 lat. Anna Król pokazuje opuszki palców, z których schodzi skóra. Ponoć po pewnym czasie stają się twarde i już nie czuć bólu. A żeby tylko palce bolały. - Jak dłużej posiedzę nad obrazem, to plecy dają mi znać o sobie - mówi Aleksandra. - Wtedy muszę wstać i pochodzić trochę. – Po skończeniu dzieła każdej z nas należałby się co najmniej tydzień w SPA – żartuje Janina.

Tempo jest zawrotne. Aby zdążyć i nie zostać w tyle z kawałkiem kanwy, trzeba codziennie poświęcić kilka godzin. Janina mówi, że haftuje dzień w dzień od 10 do 12 godzin. – Mogę sobie na to pozwolić, bo domem zajmuje się synowa – chwali teściowa. – Należy podkreślić, że to często mężowie dopingują panie, mówią: Matejkowa wyszywaj, do roboty, nie ociągaj się – zauważa Adam. Cały zespół zaangażowany w projekt „Bitwa” spotyka się raz w miesiącu w Powiatowym Ośrodku Kultury w Działoszynie. To dobry moment, by podzielić się spostrzeżeniami i pochwalić pracą.

Gorzej, jeśli ktoś nie ma się czym chwalić. – Zdarzyło się, że musiałam komuś podziękować za współpracę, bo przez kilka miesięcy robota nie ruszyła – mówi Janina. – Jeżeli ktoś nie przychodzi na spotkania, jest to dla mnie sygnał i wtedy udaję się z wizytą do hafciarki. Muszę tego pilnować, na opóźnienia nie możemy sobie pozwolić. Nie chcę powiedzieć, że ktoś opóźnia pracę ze złej woli, bo tak nie jest. Po prostu w życiu zdarzają się przeróżne sytuacje – podkreśla. Hafciarki reprezentują kilkanaście miejscowości i nie jest to wyłącznie powiat pajęczański z Pajęcznem włącznie. Są również osoby z Częstochowy, Łodzi, Bełchatowa, a nawet z Włoch, gdzie wyjechała jedna z pań. Opiekuje się tam babcią. – Powiedziała kiedyś podopiecznej, że wyszywa święty obraz i od tej pory babcia zmusza ją, żeby nie marnowała czasu, tylko haftowała – mówi Janina.

Zbyt ubogi szejk
Jeszcze nie wiadomo, kiedy i gdzie będzie miało miejsce oficjalne wystawienie obrazu. Wszystko wskazuje na to, że nie będzie to 15 lipca, bo na ten dzień – w różnych miejscach Polski – zaplanowano obchody 600. rocznicy bitwy pod Grunwaldem. Takie rozdrobnienie mogłoby przyćmić dzieło z muliny. – Pokażemy obraz, jak kurz po bitwie opadnie – mówi Adam. – Naszym marzeniem jest, by choć przez jeden sezon znalazł się on w Sali Rycerskiej na Jasnej Górze. – Chcielibyśmy też, aby każda najmniejsza szkoła w Polsce mogła go zobaczyć, jeśli będzie miała takie życzenie – dodaje Janina. Prawdopodobnie obraz zawiśnie na stałe w Muzeum Włókiennictwa w Łodzi. Natomiast na pewno nigdy nie zostanie wystawiony na sprzedaż. Dla twórców jest bezcenny. – Nie ma takiego szejka arabskiego, którego byłoby na niego stać – podkreśla Adam. Menedżer w najbliższych miesiącach chce zgłosić obraz do Księgi Rekordów Guinnessa. Ciekawe, jaki będzie następny rekord hafciarek. Może… „Panorama Racławicka”?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.