Jesteście w gazecie

Kornelia Banaś, pracownik IPN z Katowic

|

GN 11/2010

publikacja 20.03.2010 18:06

Obrazy z przeszłości dogoniły ich niespodziewanie po 64 latach. Ożyły wspomnienia. Tak wiele zdarzyło się w ich dzieciństwie…

Jesteście w gazecie Janusz Karpuk ze swoim zdjęciem z dzieciństwa Henryk Przondziono

Krystyna M. przeglądała „Münchner Merkur”. Na stronie dziewiętnastej jej wzrok zatrzymał się na dwóch portretowych fotografiach: kilkuletniego chłopca i trochę starszej od niego dziewczynki. Nie mogła oderwać od nich wzroku. Na wysokości piersi trzymali tabliczki z nazwiskami: Karpuk Janusz, Karpuk Sofia. Krystyna M. mieszka w bawarskim Peissenbergu, ale przecież nie zapomniała nazwisk swoich rówieśników z sierocińca w Szopienicach, w którym przebywali przed ponad półwiekiem. Była poruszona opisaną historią ich pobytu w czasie wojny w Niemczech. Zadzwoniła do Janusza. – Jesteście w gazecie – powiedziała. Dymitrowice, poleski skrawek ziemi koło Brześcia, na którym przyszli na świat, leży dziś w granicach Białorusi. I Pińsk z ulicą Dominikańską – gdzie później mieszkali – też. Ale Janusz i Zofia nie tęsknią za tamtymi stronami. Byli zbyt mali, kiedy musieli stamtąd odejść. – Nie pamiętam dokładnie, to chyba było na przełomie 1942 i 1943 roku – wspomina Janusz. – Matka wraz z nami otrzymała nakaz wyjazdu na przymusowe roboty do Rzeszy. Miałem wtedy cztery lata, a siostra osiem. Ojciec pozostał w Pińsku i nigdy już nie mieliśmy go zobaczyć.

Na robotach
Towarowym pociągiem wywieziono ich do Bawarii. Nad rzeką In, w miejscowości Urfarh położonej 80 km od Monachium, wraz z siostrą pasali krowy. Ich matka Janina wraz z innymi przymusowymi robotnikami pracowała w tym gospodarstwie. W 1944 r., w czasie jesiennych zbiorów owoców, dostała krwotoku i przewieziono ją do szpitala. Na jej prośbę dziećmi zaopiekowała się młoda dziewczyna – Zofia Borowiec-ka spod Kalisza. To ona przyniosła w dniu śmierci ich matki ostatni prezent od niej – miód dla Januszka. Janina Karpuk zmarła 4 lutego 1945 r. Wtedy dzieci wraz z Zofią opuściły dom, a w niedługim czasie rozstały się także ze swoją opiekunką. Ich kolejną przystanią w sierocym życiu stał się klasztor w położonym 20 km od Monachium Indersdorfie. UNRRA z pomocą armii amerykańskiej zorganizowała tam miejsce dla sierot wojennych. Siostry miłosierdzia wraz z pracownicą socjalną Gretą Fischer roztoczyły nad nimi opiekę i starały się odnaleźć ich rodziny. – Nie pamiętam, kiedy zrobiono nam to zdjęcie – wspomina 70-letni dziś Janusz Karpuk, spoglądając na jasnowłosego chłopca z tabliczką na piersi. Z pewnym niedowierzaniem spogląda także na inne zdjęcia. Do ubiegłego roku nie wiedział o ich istnieniu. Dotyczą niezwykłego wydarzenia w ich smutnym wojennym dzieciństwie. W listopadzie 1945 r. Zosia i Januszek znaleźli się w 20-osobowej grupie, która wyjechała na wypoczynek na zaproszenie szwajcarskiego Czerwonego Krzyża. – Tutaj przygotowujemy się do wyjazdu. Pakujemy ubrania. A tu w czasie badań lekarskich – objaśnia ko-lejne fotografie, które pozwalają mu przywołać okruchy jakże odległej przeszłości. W opinii siostry Januszek był bardzo wystraszonym chłopcem, który nie odstępował jej na krok, co widać na zdjęciach. Z pobytu w Szwajcarii najbardziej utkwił mu w pamięci obraz wiosny w Alpach.

Powrót do kraju
Po powrocie do Niemiec wszystko potoczyło się szybko i nieoczekiwanie. 2 czerwca 1946 roku z Funk Kaserne wyruszył do Polski pociąg repatriacyjny Polskiego Czerwonego Krzyża. Wśród 111 dzieci powracających bez opieki rodziców znaleźli się także Zosia i Janusz Karpukowie. – Nie zapomnę paczki z UNRRY, była czekolada i… papierosy Camele – śmieje się na wspomnienie tamtych chwil siwowłosy mężczyzna. W Polsce dzieci najpierw trafiły do Kędzierzyna, gdzie był punkt repatriacyjny. Stamtąd przewieziono je do Katowic i umieszczono w szopienickim sierocińcu prowadzonym przez siostry boromeuszki. – Opiekowałyśmy się grupą ponad 80 dzieci, dużo pochodziło ze Wschodu – wspomina siostra Estera Krsoń, która od 1951 r. przebywa w Szopienicach. – Opiekowałam się wówczas grupą Janusza i ta więź pozostała do dzisiaj. Z tamtego okresu Janusz pamięta znacznie więcej niż z pobytu w Rzeszy. Wyżywienie było skromne, więc biegali na okoliczne pola na knole (białe buraki) i marchew. W szopienickiej szkole nazywano ich klosztorniokami. Janusz mile wspomina nauczycielkę języka polskiego. Zauważyła, że potrafi ciekawie ilustrować teksty z książek i wprowadziła go w świat rysunku. Dzisiaj swoje zdolności artystyczne realizuje w rzeźbie.

W czasie pobytu w sierocińcu był ministrantem, i siostry planowały, że zostanie księdzem. Dlatego też wysłały go do liceum, ale on czas na naukę przeznaczał na sport. – Pomimo że nie spełniłem pokładanych we mnie nadziei, siostry nie dały mi tego odczuć – stwierdza Karpuk. Do dzisiaj utrzymuje kontakt z siostrą Esterą, która wspierała jego rodzinę także w czasie stanu wojennego. Losy osieroconych Karpuków potoczyły się podobnie jak losy tysięcy ich rówieśników. Zofia poszła od razu do III klasy, nadrabiając zaległości, potem uczyła się w Technikum Tłuszczowym w Szopienicach. Z nakazu pracy przeniosła się do Łodzi – tam wyszła za mąż i mieszka do dzisiaj. Janusz na stałe związał się z Katowicami, ukończył szkołę zawodową i poświęcił się sportowi. – Wraz z drużyną piłki ręcznej AZS Katowice zdobyłem mistrzostwo Polski w 1964 r. – wspomina z sentymentem.

Rodzina
W 1954 r. nawiązała z nimi kontakt kuzynka, która zamieszkała po wojnie pod Jelenią Górą. Dla osieroconych dzieci w powojennej rzeczywistości cichym marzeniem było jednak odnalezienie ojca. Podejmowane próby nie przynosiły efektu. W 1976 r. w czasie służbowego pobytu w Warszawie Janusz Karpuk chciał ponowić poszukiwania ojca w PCK. Spotkany tam dziennikarz przygotował na ten temat krótki materiał filmowy wyświetlony później w telewizji. Niestety, i ten sposób nie pomógł. Przełom miał nastąpić dopiero w 1982 r., kiedy doszło do spotkania z Zofią Borowiecką. Twierdziła ona, że ich ojciec – Jan Karpuk nie żyje od czasów wojny. Podobno przysyłał potajemnie listy w czasie ich pobytu w Rzeszy. Ostatni był z 1944 r. Potem matka dowiedziała się, że ojciec został schwytany… Rodzeństwo Karpuków nie podjęło już więcej starań, aby odszukać ojca.

Powroty
W realnych obrazach wojenne dzieciństwo w Niemczech wróciło po raz pierwszy w 1989 r. Poprzez Fundację Polsko-Niemieckie Pojednanie Janusz odwiedził Urfarh. Rozpoznał bramę wjazdową, teren przy rzece i pobliski las. Ze wzruszeniem spoglądał na gruszę, pod którą lubił odpoczywać. Teraz była starym i pochylonym drzewem. Na przykościelnym cmentarzu w Malching, w miejscu, w którym prawdopodobnie spoczywa ciało matki, pozostawił wyrzeźbiony przez siebie wizerunek Chrystusa.

Po raz kolejny przeszłość odżyła w 2008 r., kiedy Krystyna M. przysłała im artykuł. Za ich zgodą zadzwoniła do redakcji „Münchner Merkur”. Karpukowie byli pierwszymi bohaterami artykułów, którzy nawiązali kontakt z redakcją. Dlaczego doszło do takich publikacji? Motorem przedsięwzięcia była Anna Andlauer, nauczycielka liceum w Indersdorfie. Po jednej z lekcji uczennica opowiedziała jej o powojennym sierocińcu w pobliskim klasztorze. Temat wydał się jej bardzo ciekawy, zainteresowała nim także dziennikarzy.

Po 64 latach, w maju 2009 r.,Zofia i Janusz zobaczyli ponownie Indersdorf. Przemierzali korytarze i krużganki miejsca, w którym znaleźli schronienie po śmierci matki. Mieli też okazję zobaczyć zdjęcia, na których uwieczniono sceny z życia w klasztorze: w czasie wizyty u lekarza, przygotowań do wyjazdu do Szwajcarii, w czasie modlitwy. Spotkali się w szkole z młodzieżą i z Anną Andlauer. Odwiedzili miejsce pochówku ich matki na cmentarzu w Malching i pozostawili lipowy krzyż wyrzeźbiony przez Janusza.
Tak wiele zdarzyło się w ich dzieciństwie…

Poszukiwania trwają
Janusz Karpuk otrzymał od Anny Andlauer listę kilku osób z terenu Chorzowa, które tak jak oni – znalazły się w klasztorze w Indersdorfie, a wcześniej przebywały w rejonie Straubing. Wszyscy mają nadzieję, także władze Straubing, że za pośrednictwem redakcji „Gościa Niedzielnego” odnajdą się urodzone w Królewskiej Hucie: Marta (1931) i Regina (1934) C., Aniela G. (1933), Urszula G. (1933), Krystyna H. (1933), Lidia J. (1933). a także urodzona w Hucie Bismarck/Hajduki Urszula P. (1933) i w Bytomiu Ruth P. (1933).

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.