Sercem, duszą i muzyką

Katarzyna Pikosz, dziennikarka naukowa

|

GN 09/2010

publikacja 06.03.2010 14:22

Nigdy nie widział morza, bieszczadzkich połonin i bandury, na której kocha grać, a potrafi o nich opowiadać tak, jakby miał je stale przed oczami. Informatyk, który zdobywa szczyty Korony Ziemi, udowadnia, że niewidzenie to nie jest koniec

Sercem, duszą i muzyką Henryk Przondziono

Łukasz Żelechowski nie widzi od urodzenia. Pospieszył się na świat, a kiedyś wcześniakom w inkubatorze nie zakładano specjalnych okularów chroniących oczy. Łukasz ma retinopatię. Jak jednak dziś bez pomocy wzroku radzi sobie z nowoczesnymi technologiami informatycznymi? Co widzi w górach, skoro nie może ich zobaczyć? Po co wspina się na najwyższe szczyty Afryki i Kaukazu?

Góry
O górach może mówić bez końca. Bieszczady zna jak własną kieszeń, każdą najmniejszą dróżkę, z powodzeniem można by mu dać licencję przewodnika. Świetnie zna też Tatry, a gwarą mówi jak rodowity góral. Jego największą dumą są jednak wyprawy na dwa szczyty Korony Ziemi: Kilimandżaro i Elbrus, w których brał udział wraz z innymi osobami niepełnosprawnymi. – W 2006 roku wygrałem Festiwal Zaczarowanej Piosenki, organizowany przez fundację „Mimo Wszystko” Anny Dymnej. To ona dwa lata później, wiedząc, że chodzę po górach, zaproponowała mi wyprawę na Kilimandżaro. Potraktowałem to jako dar od losu – opowiada. Po co chodzi w góry? Jaka to dla niego różnica, czy wejdzie na Kilimandżaro, Kasprowy Wierch czy Połoninę Caryńską? – Każda góra jest inna. Bieszczady to niepowtarzalny klimat połonin, cudownych karpackich lasów, magia zdziczałych sadów, wspaniale szumiących potoków – tłumaczy. – Kilimandżaro leży w przepięknej Afryce. Co z tego, że jej nie widzę? Słyszę! Słyszę dwa tysiące ptaków, hipopotama, małpki skaczące po drzewach. Czuję zapach pomarańczy, mogę dotknąć baobabu. Pamiętam każdy krok. Pierwszy raz byłem na wysokości prawie 6 tysięcy metrów, brakowało mi tlenu. To była lekcja pokory wobec natury i szacunku do drugiego człowieka. Wszyscy sobie nawzajem pomagaliśmy. Byliśmy nawzajem swoimi oczami, nogami, rękami, bo w wyprawie brały udział np. osoby na wózkach. Rok później z fundacji Janka Meli „Poza Horyzonty” Łukasz dostał propozycję pójścia na Elbrus, najwyższy szczyt Kaukazu.

Niewidzenie
– Wiedziałem, że to niebezpieczna góra, a wyprawa będzie typowo zimowa: kopny śnieg, lód, szczeliny – wspomina. Szczyt zaatakowali 30 lipca ubiegłego roku. Warunki były trudne: wiatr, śnieżyca. Lina, którą Łukasz był przywiązany do swojego przewodnika, plątała się. Nie chcieli narażać życia swojego i pozostałych uczestników wyprawy, więc razem z Jankiem Melą zawrócili, gdy do szczytu brakowało zaledwie 300 metrów. W bazie postanowili, że następnego dnia, jeśli pogoda się poprawi, jeszcze raz zaatakują. Tym razem się udało. Łukasz, nawet gdy dziś o tym opowiada, jest wzruszony. – Poniżej 4000 metrów szalały burze, a my mieliśmy przepiękne niebo, bez jednej chmurki – wspomina. – Elbrus to niełatwa góra. Kilka dni po naszym wejściu zginęły tam dwie osoby.

Twierdzi, że brak wzroku jest najlżejszą z możliwych niepełnosprawności. – Osoba na wózku nie wejdzie do pociągu, nie pójdzie w góry. A ja mogę – przekonuje. I mówi, że cieszy się, że nie widzi, bo dzięki temu spotkał wiele niezwykłych osób, których inaczej by nie poznał. Na pewno przecież nie zdobywałby Korony Ziemi, tylko pracował od rana do nocy w firmie informatycznej. Kiedy powątpiewam w tę radość z niewidzenia, tłumaczy po góralsku: – Kiej byłek w piątej klasie, kciołek śtrośnie, coby Pon Bócek doł mi przejrzeć. Godołek z nim wiecory cołe. Uon jednak pedzioł: „Bedzies wyzierać serduchem i dusom, gapił na świat muzyką, słowem, pismem, a nade wszystko robotom dlo inksych.” Tak mi pedzioł, napełniając mie myślą, że syćko to będzie kiedysik dobrem wielkim.

Praca
Świat poznaje słuchem, dotykiem, węchem, smakiem. Te zmysły wykorzystuje lepiej niż osoba widząca. Drogę często odnajduje po zapachu piekarni czy pizzerii. Pasjonuje się nowinkami technicznymi, szczególnie tymi, które ułatwiają życie niewidzącym. Na przykład urządzeniem będącym połączeniem okularów z kamerką i specjalnym programem przekształcającym obraz na dźwięk. Dzięki niemu osoba niewidząca może „usłyszeć” przeszkodę. I nie uderzyć na przykład głową o gałąź drzewa.

Prowadzi szkolenia komputerowe, pracuje jako nauczyciel w krakowskim technikum dla niewidomych. Uczy informatyki, która dla – jak to określa – „niewidomków” jest oknem na świat. Obsługuje komputer, używając klawiatury i specjalnego mówiącego programu, który czyta wszystko, co pojawia się na ekranie. Tak przegląda internet. Ma specjalną przystawkę – tzw. linijkę brajlowską. Dzięki niej przeczyta w brajlu to, co napisał na komputerze. Jeśli np. zrobił błąd ortograficzny, to litera na linijce pulsuje mu pod palcem, pokazując błędnie zapisany wyraz.

Niestety, wszystkie urządzenia ułatwiające pracę z komputerem są drogie: program mówiący kosztuje około 4 tys. zł, linijka brajlowska – ok. 12 tys. zł, a tyle samo drukarka. Pomimo tego, że jest świetnym informatykiem – trudno mu znaleźć pracę. W firmach rozmowy kwalifikacyjne kończą się telefonem z odmową („Pan musi się wdrożyć, a my potrzebujemy kogoś od razu”). Pomimo tłumaczeń, że zatrudnienie osoby niepełnosprawnej opłaca się, bo pracodawca dostaje w 75 proc. zwrot wysokości pensji, a dodatkowo z PFRON dofinansowanie na przystosowanie stanowiska pracy. Nikt nie wierzy, że niewidomy może być świetnym specjalistą.

Pasje...
Od dzieciństwa ma ogromną ciekawość świata. Wszystkiego chce dotknąć, poznać, jak działa. Gdy jedzie pociągiem czy autobusem, zawsze pyta, co widać za oknem. Dzięki temu świetnie porusza się po całej Polsce, a geografię ma w małym palcu. Równie pasjonujący jak góry jest dla niego świat pod wodą. Latem zdobył licencję płetwonurka na wodach otwartych. W Adriatyku złapał ośmiornicę, dotykał górzystego morskiego dna, które do złudzenia przypominało mu Tatry.

Kocha muzykę. Gra na pianinie i bandurze, śpiewa (także po ukraińsku, czesku i gwarą góralską), marzy o wydaniu własnej płyty, a odkąd wygrał Festiwal Zaczarowanej Piosenki, jest zapraszany na koncerty w całej Polsce. Inna jego pasja to krótkofalarstwo: jest czterokrotnym mistrzem Polski w szybkiej telegrafii, chce zdobyć tytuł mistrza świata. Krótkofalarstwem zainteresował się, gdy miał 13 lat. Pomogło mu pogodzić się z niewidzeniem, bo pierwszy raz poczuł, że osoby, z którymi nawiązywał łączność radiową, patrzyły na niego nie przez pryzmat tego, że nie widzi, tylko tego, kim jest. Uwielbia uczyć trzyletnią córeczkę gry na pianinie, opowiadać jej o nurkowaniu i górach. A w życiu stara się być jak najbardziej samodzielny. Robi zakupy, prasuje, pierze, sprząta, opłaca rachunki.

...i marzenia
Ma ich mnóstwo. Najważniejsze: spotykać ludzi, którzy będą patrzeć na niego, nie zwracając uwagi na białą laskę. Zdobywać kolejne górskie szczyty, skoczyć na spadochronie, samodzielnie poprowadzić pociąg, przejechać na rowerze przez Bieszczady i Suwalszczyznę. Marzy też, by mieć prawo jazdy, bo uwielbia prowadzić samochód. Brał już udział w zawodach rajdowych: niewidomi kontra media, który odbył się rok temu w Krakowie. – Mieliśmy do przejechania 150 metrów, slalom pomiędzy słupkami. Na siedzeniu pasażera siedział pilot, który wydawał komendy. Dziennikarze mieli takie same warunki jak my, to znaczy ciemne okulary i pilota do dyspozycji. Oczywiście my wygraliśmy – chwali się.

Swoich uczniów w szkole uczy nie tylko informatyki, ale przede wszystkim wiary w to, że marzenia można realizować mimo tego, że się nie widzi. Że da się zdobywać szczyty, nurkować, grać, śpiewać, a przede wszystkim czuć się innym potrzebny. Że brak wzroku nie jest końcem świata. A wręcz pozwala inaczej na ten świat spojrzeć i zobaczyć na nim to, co najważniejsze.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.