Tu chodzi o życie

Leszek Śliwa

|

GN 08/2010

publikacja 27.02.2010 16:37

Takiego marszu w obronie życia jeszcze nie było. 7 marca manifestantami zapełnią się ulice ponad stu hiszpańskich miast. Katolicy walczą o zablokowanie ustawy, która ma wprowadzić w Hiszpanii aborcję na życzenie.

Tu chodzi o życie Nie istnieje prawo do zabijania, istnieje prawo do życia – kartki z takim napisem nieśli uczestnicy poprzedniego marszu dla życia Agencja Gazeta/AP Photo/Paul White

Do tej pory hiszpańscy katolicy manifestowali przeciwko kolejnym reformom lewicowego rządu tylko na ulicach Madrytu. Co kilka miesięcy w stolicy Hiszpanii demonstrowało od miliona do dwóch milionów ludzi. Teraz organizatorzy tych protestów doszli do wniosku, że chętnych do wyrażenia swej opinii w obronie chrześcijańskich wartości jest już wystarczająco wielu, by demonstracje odbyły się we wszystkich większych i średnich hiszpańskich miastach. Manifestacje solidarnościowe odbędą się też w Rzymie, Paryżu oraz w kilku miastach północno- i południowoamerykańskich.

Parlament i król pod presją
Ustawa aborcyjna została już uchwalona przez Kongres – niższą izbę parlamentu – i trafiła do Senatu. Po 11 marca ma się odbyć głosowanie. Jego wynik nie jest przesądzony. Opozycja próbowała zablokować projekt już w senackiej komisji i przegrała stosunkiem głosów zaledwie 12:14. Organizacje pro life zebrały ponad milion podpisów osób sprzeciwiających się ustawie. Urny z podpisami działacze wręczyli wiceprzewodniczącym parlamentu. Przewodniczący – socjalista – uchylił się od spotkania z nimi.
Ustawa po ewentualnym uchwaleniu przez parlament musi zostać zatwierdzona przez króla. W Hiszpanii w zasadzie to formalność. Juan Carlos I, podobnie jak królowa brytyjska, nie angażuje się w bieżące spory polityczne. Ale ustawa aborcyjna ma charakter szczególny, a król jest katolikiem. Powstała społeczna inicjatywa wysyłania do niego apeli o niepodpisanie ustawy, nawet gdyby miało się to skończyć abdykacją monarchy. Już ponad 53 tys. osób wysłało taki apel.

Hiszpania, Życie, Tak
España Vida Sí. En Democracia, se escucha al pueblo (Hiszpania, Życie, Tak. W demokracji słucha się ludu) – tak brzmi hasło marszu, który odbędzie się 7 marca. – Nikt nie powinien pozostać w domu. Cała Europa na nas patrzy – apeluje Gádor Joya, lekarka, rzecznik prasowy organizacji Derecho a Vivir (Prawo do Życia), współorganizatora marszu. W Hiszpanii istnieją dziesiątki społecznych organizacji bliskich Kościołowi, w których działają tysiące ludzi zaangażowanych w obronę tradycyjnych wartości. W ciągu ostatnich lat wielokrotnie potrafili oni zmobilizować bardzo wielu Hiszpanów, by zademonstrowali swoje katolickie poglądy. Hiszpania ma mniej więcej tylu mieszkańców co Polska. A przecież trudno wyobrazić sobie u nas organizacje, które wyprowadzałyby 2 mln ludzi na ulice Warszawy, i to nie z żądaniem podwyższenia dla nich zarobków, a w obronie chrześcijańskich wartości.

Ideowiec Zapatero
No dobrze, znowu będą manifestować 2 mln ludzi, a rząd i tak nie podejmie z nimi żadnego dialogu. Konsekwentnie będzie robił swoje, tak jak do tej pory, korzystając z przewagi w parlamencie – taką opinię można coraz częściej usłyszeć. Niewątpliwie frustruje to hiszpańskich katolików. Uczestnik forum w hiszpańskim portalu internetowym organizacji HazteOir.org, współorganizatora manifestacji, zadał proste pytanie: „Jestem chrześcijaninem. Dlaczego zawsze, gdy przedstawiam swoje poglądy, mówią o mnie, że jestem nietolerancyjny?”. Ten sam problem mają wszyscy działacze broniący praw rodziny. Lewica przypina im etykietkę fanatyków, próbując w ten sposób uzasadnić całkowite ignorowanie ich racji bez podejmowania merytorycznej dyskusji. Teraz sytuacja jest szczególna, bo sondaże wykazują, że większość Hiszpanów odrzuca rządowy projekt ustawy o aborcji. Premier José Luis Rodríguez Zapatero przekonał już jednak wszystkich, że nie przejmuje się sondażowymi „słupkami popularności”. To prawdziwy lewicowy ideowiec, który postawił sobie jasny cel: Hiszpania ma się stać równie laickim państwem jak Francja, Holandia czy Szwecja. I będzie ten cel realizował, choćby miał to przypłacić politycznym bankructwem.

Dwie Hiszpanie
Jak to się dzieje, że miliony Hiszpanów protestują przeciwko socjalistom, a potem, kiedy dochodzi do wyborów, znów wygrywa je lewica? Czego tak naprawdę chcą Hiszpanie? Specyfiką Hiszpanii jest to, że nie ma tam żadnej idei, która łączyłaby całe społeczeństwo. Już w XIX w., kiedy prawie wszyscy Polacy jednoczyli się w powstaniach narodowych, Hiszpanie toczyli długoletnie wojny domowe, tzw. karlistowskie, w których po jednej stronie barykady walczyli liberałowie, a po drugiej konserwatyści. Kulminacją tego sporu była wielka wojna domowa w latach 1936–1939. Wojnę wygrali konserwatyści, wprowadzając reżim, w którym ta „druga Hiszpania” została zepchnięta do podziemia. Po przywróceniu demokracji wrócił tradycyjny podział. Jego wyrazem są wybory parlamentarne, które przynoszą zawsze wynik bliski remisowi. Np. w ostatnich wyborach lewica uzyskała 43,6 proc. głosów, a prawica 40,1 proc. Po obu stronach barykady są więc miliony osób. Hiszpańską specyfiką jest to, że ludzi należących do biernej większości jest tam znacznie mniej niż w innych krajach. W żadnym innym państwie Europy Zachodniej nie ma tak wielu aktywnych działaczy katolickich, a jednocześnie tak wielu antyklerykałów i wrogów Kościoła. To, że Hiszpanie są niemal równo podzieleni, nie oznacza, że wszędzie jest pół na pół. Są regiony wyraźnie lewicowe i wyraźnie prawicowe.

Katolicy się budzą
Jeszcze w latach 70. za katolików – niezależnie od politycznych poglądów – uważali się prawie wszyscy Hiszpanie, nawet socjaliści. Zmarły w 1975 r. dyktator, generał Francisco Franco próbował, nieco na siłę, zbudować jedność Hiszpanii wokół Kościoła. Po przywróceniu demokracji świątynie z roku na rok wyludniały się coraz bardziej. Na początku lat 80. na niedzielne Msze św. regularnie chodziło prawie 40 proc. Hiszpanów, a w 2006 r. zaledwie 18–19 proc. Zeświecczenie, które już wcześniej ogarnęło inne kraje Europy Zachodniej, Hiszpanię objęło więc bardzo szybko. Do niedawna wydawało się, że jest to proces trwały. A jednak wiele wskazuje na to, że w ostatnich czterech latach tendencja powoli zaczyna się odwracać. Brakuje wprawdzie nowych, wiarygodnych badań praktyk religijnych, ale zaskakująco wzrasta liczba osób przeznaczających część swego podatku na rzecz Kościoła. W Hiszpanii, podobnie jak w Polsce, można zadeklarować niewielką część podatku na organizacje pożytku publicznego. Tam do 2007 r. było to 0,52 proc., obecnie 0,7 proc. Jedną z tych organizacji jest w Hiszpanii Kościół katolicki. Do połowy pierwszej dekady XXI w. regularnie z roku na rok spadała liczba osób deklarujących wsparcie dla Kościoła. W 2005 r. rubrykę z napisem „Kościół” zaznaczyło tylko 5,4 mln osób. Od tego czasu opcję tę wybiera co roku coraz więcej ludzi! Kilka tygodni temu ogłoszono, że w 2009 r. Kościół postanowiło wesprzeć ponad 7,2 mln Hiszpanów, dokładnie o 237 143 więcej niż w 2008 i aż o 711 975 więcej niż w 2007. Łącznie z tymi, którzy zaznaczyli zarówno Kościół, jak i inne organizacje, wsparcie finansowe dla Kościoła zadeklarowało ponad 9 mln osób. To 34,3 proc. hiszpańskich podatników.

Kropla drąży kamień
Zastanawiające są także sondaże, które w sprawie liberalizacji prawa o aborcji przeprowadzał Instytut Noxa na zlecenie katalońskiego, uważanego za centrowy, dziennika „La Vanguardia”. W 2008 r. 57 proc. ankietowanych opowiedziało się za aborcją na życzenie, a tylko 30 proc. było przeciwko. Po roku sondaż tego samego instytutu wykazał, że za aborcją jest 44 proc., a przeciwko 46 proc. Ponadto aż 71 proc. sprzeciwia się zawartej w rządowym projekcie możliwości aborcji u kobiet niepełnoletnich bez wiedzy i zgody ich rodziców. Ta zmiana poglądów wydaje się wskazywać, że spektakularne manifestacje i odważne głoszenie poglądów przez hiszpańskich katolików przynosi wymierne efekty. Hiszpania pogrążona jest w kryzysie gospodarczym. To sprawia, że gdyby teraz odbyły się wybory, socjaliści by je przegrali. Ale mają jeszcze przed sobą 2 lata rządów. Fanatyczny radykalizm premiera, który forsuje swoje reformy za wszelką cenę, nawet kosztem utraty poparcia, coraz bardziej, jak się wydaje, drażni umiarkowane skrzydło socjalistycznej partii PSOE. Może się więc zdarzyć, że charyzmatyczny premier nie dotrwa do końca kadencji.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.