Gra w dwa związki

Łukasz Grajewski, student Uniwersytetu Warszawskiego

|

GN 08/2010

publikacja 27.02.2010 16:16

Atak na Związek Polaków nie jest pozbawionym logiki aktem przemocy wobec nieposłusznych względem Mińska działaczy. To element bezwzględnej walki, której celem jest utrzymanie przez prezydenta Łukaszenkę władzy absolutnej nad krajem.

Andżelika Borys Andżelika Borys
na wiecu w obronie Domu Polskiego w Iwieńcu fot. PAP/Alexey Saley

Działalność Związku Polaków na Białorusi (dalej ZPB) wiązała się z licznymi problemami od początku istnienia. Powstały jeszcze w ZSRR, w czasach pierestrojki, przez kilkanaście lat napotykał trudności ze strony państwa białoruskiego. ZPB był niemile widziany przez nacjonalistów, którzy nadawali ton białoruskiej polityce w pierwszych latach niepodległości. Sytuacja pogorszyła się, gdy w fotelu prezydenckim zasiadł Aleksandr Łukaszenka. Polonią zajęło się białoruskie KGB. Infiltracja miała na celu skłócenie, osłabienie, a w końcu przejęcie kontroli nad związkiem.

Rozłam
Na VI Zjeździe ZPB w marcu 2005 r. na nowego prezesa w demokratycznych wyborach wybrano Andżelikę Borys. Tego wyboru nie uznali zwolennicy współpracy z władzą. Zjazd zakończył się skandalem i wywołał burzę w białoruskich mediach. W programie wyemitowanym przez białoruską telewizję część działaczy ZPB domagała się ustąpienia Borys ze stanowiska prezesa. W spór włączyło się Ministerstwo Sprawiedliwości Białorusi. VI Zjazd uznano za nieważny i polecono jego powtórzenie. Zjazd zorganizowany przez prorządowe koła związku odbył się w sierpniu 2005 r. w Wołkowysku.

Na prezesa wybrano Józefa Łucznika, długoletniego członka ZPB, jawnie popierającego prezydenta Łukaszenkę. Stronników Andżeliki Borys nie wpuszczono na salę obrad. Doszło do rozłamu na dwie organizacje polonijne: nieoficjalną i reżimową, która dzisiaj ma ponoć więcej członków aniżeli zdelegalizowana. Obie mają tę samą nazwę. Konflikt, trwający pięć lat, wybuchnął na nowo w Iwieńcu, gdzie rozgorzał spór o Dom Polski, prowadzony przez stronników Andżeliki Borys. 17 lutego 2010 r. sąd w Wołożynie oddał budynek reżimowemu Związkowi Polaków. Decyzję sądu poprzedzono licznymi aresztowaniami (ponad 40 zatrzymanych) działaczy ZPB i wyrzuceniem dotychczasowych właścicieli Domu Polskiego. Po wydarzeniach w Iwieńcu obserwatorzy z całej Europy zaczęli zastanawiać się, co stoi za agresywną polityką Mińska.

O co chodzi Łukaszence?
Na początku 2011 r. odbędą się na Białorusi wybory prezydenckie. Po raz czwarty o prezydenturę ubiegać będzie się Aleksander Łukaszenka. Wybory są dla niego okresem wzmacniania kontroli i cenzury. Pięć lat temu prezydent przygotowywał się do wyborów mających odbyć się w marcu 2006 r. Nie patrząc na opinie Zachodu i sankcje ze strony polskiej, rozprawił się z niezależną, antyreżimową Andżeliką Borys.

Nieprzychylną organizację opanowano, a niezależnych działaczy ZPB przedstawiono jako krzykaczy, robiących zamęt za pieniądze polskiego rządu. Obecne represje wobec Polaków na Białorusi, podobne do tych sprzed pięciu lat, wpisują się w instrumentarium opresji, prewencyjnie używane wobec wrogów autorytarnego reżimu. Od lutego 2010 r. obowiązuje nowe prawo regulujące internet, formalnie umożliwiające cenzurę białoruskiej sieci, która jest najbardziej demokratyczną sferą życia na Białorusi.

Służby specjalne kontrolują również partie polityczne i organizacje społeczne. Partia Białoruska Chrześcijańska Demokracja bezowocnie ubiega się o rejestrację. Działacze niezależnego Związku Pisarzy zmuszani są do wystąpienia z organizacji pod groźbą zwolnienia z pracy. Pokojowe demonstracje brutalnie rozganiają jednostki specjalne, a ich uczestnicy lądują w aresztach. Tak skończyła się ostatnia akcja solidarności z ZPB, zorganizowana przez białoruską opozycję, czy pokojowa akcja „Kocham Białoruś”, zorganizowana przez młodzieżową organizację z okazji Dnia św. Walentego.

Przyzwolenie dla agresji w celu utrzymania ładu społecznego nie jest dla Białorusinów niczym nowym, jednak po cichu liczono na zmianę kursu polityki prezydenta. W 2009 r. Łukaszenka odwiedził Benedykta XVI i zaprosił go do Mińska, przyjął licznych europejskich notabli, z premierem Włoch Silvio Berlusconim na czele, a na rozmowy do Brukseli wysyłał liczne delegacje. Jednak po raz kolejny główną cechą polityki Łukaszenki okazała się dwulicowość. Obdarzony niezwykłą polityczną intuicją były dyrektor kołchozu wie, że w przypadku słabo zdefiniowanej polityki zagranicznej Unii Europejskiej może pozwolić sobie na wiele.

Reakcja Zachodu
Zamieszanie wokół Domu Polskiego w Iwieńcu spotkało się w Polsce ze zgodnym potępieniem. Ministerstwo Spraw Zagranicznych nałożyło sankcje na białoruskich urzędników i domaga się od strony białoruskiej wyjaśnień. Prezydent Lech Kaczyński napisał list do Aleksandra Łukaszenki z prośbą o interwencję w sprawie związku. Listy oburzenia wobec represji oraz wsparcia dla niezależnych działaczy związku wy-stosowały Sejm, Senat oraz wiele organizacji społecznych. Jednak środki dyplomatyczne, choć werbalnie ostre, nie są – jak mi się wydaje – odpowiednim narzędziem nacisku na białoruski reżim.

Łukaszenka, decydując o losach państwa, nigdy nie brał pod uwagę opinii innych podmiotów politycznych. Musi jednak uwzględnić w swych rachubach, że Jerzy Buzek, przewodniczący Parlamentu Europejskiego, zagroził wstrzymaniem finansowania chylącej się ku upadkowi białoruskiej gospodarki. Będą nowe kredyty, jeśli uregulowane zostaną sprawy z niezależnymi organizacjami obywatelskimi – podkreślił 16 lutego br. na spotkaniu z Aleksandrem Milinkiewiczem, przedstawicielem białoruskiej opozycji w Warszawie. Wiele negatywnych dla Mińska słów padło również podczas obrad Parlamentu Europejskiego, a wyjaśnień żąda Catherine Ashton, niedawno wybrana szefowa unijnej dyplomacji. Jakie ma to jednak znaczenie w przypadku państwa, które z zasad dyplomacji nic sobie nie robi? Sceptycyzmu nie ukrywają także eksperci.

– Represje wobec ZPB zaniepokoiły unijną dyplomację, która będzie uważnie przyglądać się sytuacji na Białorusi. Nie oznacza to jeszcze zdecydowanych kroków unijnych decydentów. Brakuje ku temu wyraźnej woli politycznej ze strony wszystkich 27 państw członkowskich. Najostrzej zareagował Parlament Europejski, jednak jego funkcja decyzyjna jest w strukturach unijnych niewielka – przekonuje Kamil Kłysiński, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich. Wiadomo, że deklaracje unijnych urzędników nie przekładają się na szybkie działania. Struktury unijnych służb dyplomatycznych nie pozwolą sobie na izolację sąsiadującego z Unią państwa. Tym bardziej że, powołując program Partnerstwa Wschodniego, Unia ogłosiła politykę otwarcia wobec wschodnich sąsiadów, do której zaprosiła Białoruś. Jej wyrzucenie z Partnerstwa byłoby porażką unijnej polityki. Dlatego Bruksela pozostanie przy miękkich sposobach oddziaływania na białoruskie władze. Czy będą skuteczne, przekonamy się niedługo. – Apogeum działań represyjnych władz nastąpi pod koniec br., u progu wyborów prezydenckich – twierdzi Kłysiński.

Pokrzywdzeni
W złożonej politycznej batalii, prowadzonej przez białoruskie władze na wielu flankach, zatraca się istota sprawy – problemy polskiej mniejszości na Białorusi. Konflikt, trawiący od lat polonijne struktury, uniemożliwia sprawne rozwiązywanie jej problemów w kwestii edukacji i kultury. Polacy, których według oficjalnych danych mieszka na Białorusi ok. 400 tys. (według niektórych źródeł jest ich więcej), pozostają bez organizacji, do której mogliby się odwołać ze swoimi problemami. Pozostaje śledzić im cyniczną grę, w której białoruskie władze rozgrywają własne interesy bez poszanowania konstytucji, umów międzynarodowych, a przede wszystkim godności ludzkiej.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.