Przymus szkolny

Stefan Sękowski, redaktor portalu Fronda.pl

|

GN 06/2010

publikacja 11.02.2010 10:37

Niemiecka rodzina dostała azyl polityczny w USA. Bo w ich kraju zabroniono im uczenia swoich dzieci w domu.

Przymus szkolny Niemiecka rodzina dostała azyl polityczny w USA. Bo w ich kraju zabroniono im uczenia swoich dzieci w domu. PAP/EPA/WADE PAYNE

Państwo Hannelore i Uwe Romeike z Bissingen w Badenii-Wirtembergii, ewangelikalni chrześcijanie, program niemieckich szkół publicznych uznali za niezgodny z chrześcijańskimi wartościami. Dlatego postanowili sami uczyć pięcioro swoich dzieci w domu. – W ciągu ostatnich 10–20 lat program nauczania w szkołach państwowych stawał się w coraz większym stopniu sprzeczny z wartościami chrześcijańskimi – uważa ojciec piątki dzieci, Uwe Romeike. Jego zdaniem, widać to szczególnie w przypadku wychowania seksualnego. W październiku 2006 r. policja siłą zaprowadziła potomstwo państwa Romeike do szkoły. Rodzice musieli zapłacić 7500 euro grzywny. Realna stała się także groźba odebrania dzieci rodzicom przez państwo. W 2008 r. rodzina zdecydowała się opuścić kraj. Państwo Romeike zamieszkali ze swymi dziećmi w Morristown w stanie amerykańskim Tenessee. I poprosili o azyl polityczny w USA.

Po roku starań sąd w Memphis w stanie Tenessee uznał, że państwo Romeike byli prześladowani w kraju, który powszechnie uchodzi za demokratyczny i wolny. „Ludzie, którzy chcą uczyć swoje dzieci w domu (ang. homeschoolers), są szczególną grupą społeczną, którą niemiecki rząd stara się uciskać. Ta rodzina odczuwa uzasadniony lęk przed prześladowaniem. Z tego powodu przysługuje jej azyl” – napisał w uzasadnieniu sędzia Lawrence Burman. Stwierdził także, że w tym wypadku w Niemczech „łamane jest fundamentalne prawo człowieka, do czego nie ma prawa żadne państwo na świecie”. – Niemiecki rząd traktuje homeschoolersów jak członków społeczności równoległej i stara się ich wyniszczyć. To szalone, głupie i przeczące wszystkiemu, w co my, Amerykanie, wierzymy – podsumował tę sytuację sędzia Burman w uzasadnieniu wyroku. Wyraził też nadzieję, że ten „wstydliwy dla Niemiec wyrok powstrzyma Niemcy od dalszego prześladowania uczących w domu”.

Państwo wie lepiej
W Niemczech obowiązuje bardzo restrykcyjne prawo dotyczące edukacji domowej. Nie mogą prowadzić jej np. ludzie, którzy chcą to robić z przyczyn światopoglądowych. Urzędnicy niemieccy są przekonani, że jedynie szkoła jest w stanie zadbać nie tylko o odpowiedni poziom wiedzy, ale także zagwarantować, że dziecko w przyszłości odnajdzie się w „wolnościowo-demokratycznych” Niemczech. – Z przyczyn wynikających z naszej historii i wiary w to, że jedynie szkoły pozwalają na osiągnięcie odpowiedniego poziomu edukacji, Niemcy idą nieco dalej niż państwa, które także wybrały tę drogę – uważa niemiecki konsul generalny, odpowiedzialny za południowo-wschodnie stany USA, Lutz Gorgens. – Mimo różnego rodzaju utrudnień w różnych krajach, w Unii Europejskiej nauczanie domowe jest legalne. Wyjątek stanowią Niemcy. Prawo dotyczące homeschoolingu stawia RFN w jednym szeregu z takimi państwami jak Białoruś, Kuba, Korea Północna czy Libia – mówi „Gościowi” prezes polskiego Stowarzyszenia Edukacji Domowej dr Marek Budajczak.

Zakaz edukacji domowej wprowadzony został w Niemczech w czasach III Rzeszy, w 1938 r. W marcu 2009 r. Izba Reprezentantów amerykańskiego stanu Georgia przegłosowała nawet rezolucję, w której nawoływała Niemców do zniesienia „nazistowskiego” prawodawstwa w tym zakresie. Państwo Romeike dobrze wiedzieli, do jakiego kraju powinni wyjechać, by nie mieć problemu z nauczaniem domowym. USA to państwo, w którym w największym stopniu rozpowszechniona jest edukacja domowa. Dzięki bardzo liberalnemu prawu w tym zakresie, wedle różnych statystyk, w domu uczy się od 1 do 2 mln dzieci. 26 września 2000 r. Izba Reprezentantów USA uhonorowała rodziców-edukatorów domowych i ich uczniów specjalną rezolucją, mówiącą o ich znaczeniu dla wzmocnienia rodziny, o zaangażowaniu w edukację oraz o fundamentalnym prawie do kierowania wykształceniem własnych dzieci. Rezolucja mówiła także, że edukacja domowa wykazała swoją efektywność i bardzo wysoki poziom nauczania, a także innowacyjność, przedsiębiorczość i indywidualną odpowiedzialność.

„Domowa szkoła” po polsku
Polskie rodziny nie mają takich problemów z nauczaniem domowym jak niemieckie. Prawo do homeschoolingu zapewniają zarówno polska konstytucja, jak i ustawa o systemie oświaty (art. 16 pkt 8). W myśl prawa, „na wniosek rodziców dyrektor odpowiednio publicznego lub niepublicznego przedszkola, szkoły podstawowej, gimnazjum i szkoły ponadgimnazjalnej, do której dziecko zostało przyjęte, może zezwolić, w drodze decyzji, na spełnianie przez dziecko odpowiednio obowiązku [»zerówkowego«, szkolnego lub nauki]”. Ostatnia nowelizacja uniezależniła nawet rodziców od decyzji dyrektorów szkół rejonowych, umożliwiając im uzyskanie zgody od dyrektora jakiejkolwiek placówki edukacyjnej. Nie jest jednak wykluczone, iż w przyszłości prawo to zostanie zmienione na niekorzyść homeschoolersów. Tego obawia się Anna Kopeć, która wraz z mężem uczy dwoje swoich dzieci w domu. – W Polsce jest na pewno większe przyzwolenie na uczenie w domu, ale nacisk na zastępowanie rodziców w wychowaniu jest coraz większy – mówi pani Kopeć. W czerwcu 2009 r. otrzymała negatywną opinię od poradni psychologiczno-pedagogicznej w Lublinie w sprawie prowadzenia edukacji domowej. Mimo iż w świetle dokumentu poziom intelektualny i wiedza dzieci państwa Kopciów były ponadprzeciętne. Oznacza to, że chociaż rodzice byli w stanie kształcić dzieci w domu, pedagodzy uznali, że lepszym rozwiązaniem będzie szkoła. Powodem było stosowanie przez rodziców klapsów jako metody wychowawczej. Ostatecznie jednak udało im się zdobyć zgodę na domowe nauczanie.

Także dr Budajczak nie uważa polskiego systemu za doskonały. – Ubiegłoroczna nowela wprowadziła i pozytywne, i negatywne zmiany, jeśli chodzi o edukację domową. Z jednej strony decyzja nie zależy już od dyrektora szkoły rejonowej, z drugiej narzuca się obowiązek uzyskania jakiejś opinii poradni psychologiczno-pedagogicznej, która w świetle prawa nie może takiej opinii wydać – twierdzi Budajczak. – To jedna z rzeczy, które należałoby zmienić, podobnie jak dyskryminujący wymóg egzaminów klasyfikacyjnych (nie zdaje ich w Polsce żaden inny, poza „domowym”, uczeń), nieuregulowanych co do kształtu – dodaje. Zdaniem Anny Kopeć, Polacy są coraz bardziej pozytywnie nastawieni do edukacji domowej. – Zwykli ludzie, dziennikarze, patrzą na sprawę z zainteresowaniem. Gorzej reagują nauczyciele i pracownicy kuratorium – twierdzi. – Polacy kochają wolność, a właśnie edukacji domowej zawdzięczamy przetrwanie polskiej kultury w czasach zaborów – dodaje. Niemcy najwyraźniej aż tak wolności nie kochają.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.