Leczyć się po ludzku

Joanna Jureczko-Wilk

|

GN 04/2010

publikacja 01.02.2010 10:34

Z roku na rok prywatnej służbie zdrowia przybywa klientów. Bo w końcu ludzie chcą się leczyć po ludzku.

Leczyć się po ludzku W publicznych przychodniach na wizytę u specjalisty trzeba czekać po kilka miesięcy. EAST NEWS/se/WOJCIECH TRACZYK

Szacuje się, że ponad 5 mln specjalistycznych badań wykonywanych jest w prywatnych placówkach. Tam na badanie tomografem komputerowym czy rezonansem magnetycznym czeka się najwyżej kilka dni. W publicznych szpitalach nawet dwa lata. Ci, którzy czekać nie chcą albo nie mogą, idą do prywatnych gabinetów, przychodni, klinik. Prywatnie leczy się już kilka milionów Polaków i z roku na rok ich liczba rośnie.

Inny świat
W prywatnych przychodniach termin wizyty umówimy telefonicznie lub przez internet, lekarz przyjmie nas jeszcze w tym samym lub kolejnym dniu, bez problemu dostaniemy się do specjalisty i wykonamy niezbędne badania, a kiedy bardzo źle się czujemy – pomoc przyjeżdża do domu. Za tę normalność trzeba jednak płacić. Ceny pojedynczych wizyt zaczynają się od 120 zł wzwyż. Bardziej opłaca się wykupić abonament lub ubezpieczenie zdrowotne.

Za 120 zł miesięcznie można wykupić na przykład w Medicover ubezpieczenie obejmujące opiekę internistyczną, pediatryczną i ginekologiczną, badania diagnostyczne (w tym mammografię) w 22 nowoczesnych centrach i 521 placówkach współpracujących. W PZU Życie już za kilkadziesiąt złotych miesięcznie można mieć dostęp do kilkunastu specjalistów, kilkuset badań diagnostycznych, w tym tomografii komputerowej i rezonansu magnetycznego oraz rehabilitacji i zniżek na stomatologię. Z roku na rok przybywa tych, którzy płacą miesięczną, stałą opłatę za leczenie w godnych warunkach. Im wyższa miesięczna składka, tym szerszy wybór w lekarskich specjalnościach, specjalistycznych badań, możliwość wizyt domowych, całodobowej opieki, pomocy pogotowia ratunkowego, rehabilitacji, a także leczenia szpitalnego.

Prywatne też szpitale
Według szacunków PZU, w 2009 r. z własnych kieszeni wydaliśmy na prywatne leczenie 12,7 mld zł, plus kolejne 17,7 mld zł na leki (dodatkowo NFZ dopłacił do nich 8 mld zł) – to ponad 34 proc. pieniędzy wydanych na całą służbę zdrowia. Jedną trzecią pieniędzy wydanych w prywatnych lecznicach pozostawiliśmy u stomatologów. Według analityków krakowskiej firmy PMR Publications, rynek prywatnej opieki zdrowotnej wzrasta co roku o kilkanaście procent. Im dłuższe kolejki ustawiają się w publicznych placówkach, tym więcej przybywa klientów prywatnym sieciom. Dlatego drobne zabiegi okulistyczne, ortopedyczne najczęściej wykonujemy prywatnie. Podobnie jest z chirurgią plastyczną, której wielu procedur NFZ nie finansuje.

Dzięki łączeniu się w sieci, prywatne placówki mogą zaproponować swoim klientom nie tylko opiekę podstawową, ale też leczenie wysokospecjalistyczne i szpitalne, badania przeprowadzone najnowocześniejszym sprzętem. ENEL-MED (300 tys. pacjentów pod opieką 590 lekarzy) ma 8 placówek wielospecjalistycznych, szpital na warszawskim Zaciszu, dwa odrębne oddziały i 5 pracowni diagnostyki obrazowej. W tym roku planuje otworzyć kilka przychodni i pracowni diagnostycznych. Grupa LUX MED w ciągu kilkunastu lat z małej warszawskiej placówki rozwinęła się w ogólnopolską sieć centrów medycznych. W jej skład weszły też: Centrum Medyczne LIM, Medycyna Rodzinna, PROMIDES i AVI. Oferuje swoim klientom w sumie 69 placówek własnych i 24 przyzakładowych (1800 lekarzy leczy w nich 960 tys. pacjentów). Trzeci wielki gracz na tym rynku: Grupa Medicover, która w ubiegłym roku przejęła większość udziałów w Centrum Medycznym Damiana, ma 300 tys. pacjentów oraz 1400 lekarzy. Ma także nowoczesny, pełnoprofilowy szpital w Wilanowie, z 270 łóżkami, zbudowany za 40 mln euro. Drugi szpital w Warszawie, należący do CM Damiana – oferuje 40 łóżek.

Skrojony pod pacjenta
– Prywatna służba zdrowia nie jest już domeną tylko wielkich miast – podkreśla Paweł Kalbarczyk, przewodniczący Komisji Ubezpieczeń Zdrowotnych i Wypadkowych Polskiej Izby Ubezpieczeń oraz dyrektor Biura Ubezpieczeń Zdrowotnych PZU Życie SA. – Mamy coraz większą świadomość własnych potrzeb zdrowotnych, które nie mogą zostać zrealizowane w publicznej służbie zdrowia. Większość klientów prywatnych placówek przychodzi po konkretną usługę: leczenie u internisty (bo w ich przychodni już nie ma „numerków”), po badanie, na które musieliby czekać miesiącami, konsultację u specjalisty. Rośnie jednak liczba tych, którzy rezygnują z leczenia w publicznych przychodniach. Jeszcze kilka lat temu prywatne placówki były nastawione na klienta zamożnego. Oferowały mu kilkusetzłotowy miesięczny abonament w zamian za szerokie możliwości leczenia w renomowanych klinikach.

Ponieważ ta część rynku nie jest duża, sieci medyczne sięgnęły po pacjentów mniej zamożnych. Zawarły sojusz z firmami ubezpieczeniowymi, które oferują ubezpieczenia zdrowotne już za 30–40 zł miesięcznie. Polisy można wykupić m.in. w PZU, Inter Polska, InterRisk, Singal Iduna oraz Allianz. Ubezpieczyciele i współpracujące z nimi sieci medyczne rozszerzają ofertę, tak by każdy klient mógł sobie coś dobrać i by leczył się już na stałe. Dla rodzin z dziećmi jest pakiet rodzinny, dla kobiet – rozszerzona profilaktyka, seniorom proponuje się częstszą diagnostykę, a dla zapracowanych pracowników firm – 12- i 24-godzinne „przeglądy zdrowia”. Najlepszą i tańszą ofertę kierują jednak do klientów korporacyjnych, czyli do firm wykupujących usługi dla swoich pracowników. – Liczba obsługiwanych pacjentów abonamentowych wzrosła w ciągu ostatniego roku o ok. 5 tys. osób. Wpływy z abonamentów stanowią obecnie blisko 49 proc. wszystkich przychodów firmy – przyznaje Adam Rozwadowski, prezes Centrum Medycznego ENEL-MED.

Szefowie firm, którzy chcą pracownikom zaoszczędzić kłopotów z publicznymi lecznicami, mogą wykupić dla nich grupowe ubezpieczenia zdrowotne lub abonamenty medyczne. Czasami taki pakiet obejmuje także rodzinę pracownika i kosztuje mniej niż kupiony indywidualnie. – Recesja może zmusić pracodawców do rezygnacji z dodatkowych świadczeń, do których zalicza się abonamenty medyczne. Zwłaszcza że klienci korporacyjni stanowią nawet 95 proc. klientów abonamentów medycznych – zaznacza Agnieszka Stawarska, analityk rynku farmaceutycznego w PMR, współautorka raportu „Rynek prywatnej opieki w Polsce 2009. Prognozy rozwoju 2009–2011”. Żeby przyciągnąć klientów, niektóre banki, np. BGŻ, GE Money Bank, Citi Handlowy, dodają pakiety medyczne do kont osobistych lub kart kredytowych. Zazwyczaj mają one limity dotyczące liczby członków, placówek i zakresu opieki, ale zawsze za niewielką dopłatą, można te opcje poszerzyć. W Citi Handlowym za najtańszy pakiet (obejmujący leczenie internisty, pediatry oraz czterech specjalistów i wybrane testy medyczne – zapłacimy miesięcznie niecałe 23 zł). Do wyboru mamy placówki trzech sieci medycznych, w 13 miastach Polski.

Służba publiczno-prywatna
Pacjent leczący się prywatnie to dla państwa czysty zysk: co miesiąc płaci składkę zdrowotną, a nie zajmuje miejsc w kolejkach do lekarzy, nie wymaga drogich badań. Ale pacjent płaci podwójnie. Na dodatek prawo nie sprzyja niepublicznym lecznicom. Usługi medyczne są zwolnione z podatku VAT, więc inwestując w nowe ośrodki czy sprzęt medyczny, placówki niepubliczne nie mogą odzyskać zapłaconego VAT-u, a to, zdaniem ekspertów, poważnie hamuje rozwój prywatnych placówek. – Musimy sami pokrywać wszelkie koszty związane z funkcjonowaniem na rynku – inwestycji w sprzęt, budynki, personel medyczny, a przy tym generować dochód. W tym samym czasie nierentowne placówki samorządowe są faworyzowane: ustawicznie oddłużane bądź dofinansowywane przez organy założycielskie. Nie jest to uczciwe, dlatego oczekujemy, aby na rynku usług medycznych, a przede wszystkim szpitalnych, zapanowała zdrowa konkurencja – mówi Adam Rozwadowski.

Placówki niepubliczne otrzymują też niewielkie kontrakty z NFZ, chociaż możliwości leczenia mają bardzo duże. „Tłumi się w zalążku wszelką dyskusję o podziale składki zdrowotnej na lecznictwo publiczne i prywatne, broniąc przed jakąkolwiek formą konkurencji w ochronie zdrowia i modyfikacją systemu w sposób, który będzie promował jakość, a nie własność publiczną” – krytykuje obecny system Konfederacja Pracodawców Polskich. Paweł Kalbarczyk dodaje, że jedynym sposobem uporządkowania i racjonalizacji finansów służby zdrowia jest dopuszczenie prywatnych towarzystw ubezpieczeń zdrowotnych do zarządzania środkami publicznymi na zdrowie i do konkurencji z NFZ. – W Holandii w 2006 r. państwo zdecydowało, że zarządzanie składkami na zdrowie przekaże prywatnym towarzystwom ubezpieczeniowym. System holenderski jest dziś najlepiej oceniany w Europejskim Konsumenckim Indeksie Zdrowia – przekonuje Kalbarczyk. Mimo wielu zapowiedzi zmian, w Polsce nadal jesteśmy skazani na „oszczędności” NFZ. Nie zanosi się na to, by w najbliższym czasie powstały prywatne towarzystwa ubezpieczeniowe. Nie wprowadzono dodatkowych ubezpieczeń zdrowotnych. Nie udało się nawet przeforsować pomysłu, by wydatki na prywatne leczenie można było odliczyć od podatku.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.