Budowa autostrady A1, łączącej Pomorze z Górnym Śląskiem, drgnęła pod koniec lat 70. Przez lata po-wstawały kolejne plany, które ostatecznie lądowały w koszu. Uprzykrzając przy okazji życie niejednemu pokoleniu.
Ignacy Tylki o autostradzie słyszał już w latach 50. W tle aleja jesionów, które mają ustąpić jej miejsca. Jakub Szymczuk
Czy możemy mówić o zmarnowanych latach i pieniądzach? Rzecznik prasowy oddziału łódzkiego Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad Maciej Zalewski, odpowiadając na pytanie, używa artystycznego po-równania: – Abyśmy mogli pójść do teatru, najpierw ktoś musi wymyślić scenariusz, później potrzebni są reżyser, aktorzy, światło, udźwiękowienie, aż w końcu będzie gotowy spektakl. Tak samo jest z budową autostrady A1. To, co zostało osiągnięte w latach 80. i późniejszych, nie poszło na marne, lecz wpisuje się w pewną całość – tłumaczy. Mając w pamięci teatralne porównanie, postanowiliśmy wyruszyć do geometrycznego środka Polski w poszukiwaniu wspomnianej „całości”. Ów środek znajduje się we wsi Piątek w województwie łódzkim.
Akt I
Feliks umiera w poczuciu zmarnowanych szans
Jest rok 1956. Ignacy Tylki z Pęcławic w gminie Piątek dowiaduje się, że tuż obok jego zagrody ma ruszyć budowa autostrady. Nie przejmuje się tymi nowinkami, gdyż nie wierzy w rozpoczęcie inwestycji. Bo niby dla kogo miałaby ona powstać? Przecież pojawienie się samochodu w okolicy jest dużym wydarzeniem, a furmankom wystarczy żwirówka. Poza tym koń od asfaltu szybko traci podkowy, co tylko wzbogaci kowala, a zuboży chłopa. Lata mijają. Ignacemu przybywa siwych włosów. Jest starszy o dobrych 20 wiosen. Przez ten czas zapowiedzi o autostradzie odeszły w niepamięć, choć w okolicy coraz częściej można zobaczyć garbatą syrenkę, małego fiata czy kanciastego trabanta.
Pod koniec lat 70. po Pęcławicach rozchodzi się wiadomość, że w końcu rusza budowa autostrady. – W 1986 r. mieliśmy już naniesioną autostradę w planach zagospodarowania przestrzennego – mówi Renata Lepalczyk, sekretarz gminy Piątek. Projektanci ominęli zagrodę Ignacego Tylki, ale nie oszczędzili gospodarstwa jego sąsiada, Feliksa Trojaka. – Teść bardzo to przeżył – opowiada Anna Trojak. – Chciał wybudować oborę i stodołę, ale urzędnicy zabronili mu, bo zagroda stała na mającej powstać autostradzie. Dopiero po około 20 latach okazało się, że autostrady tutaj nie będzie, ale dla teścia było już za późno na unowocześnianie gospodarstwa. Umierał w poczuciu wielkiego niespełnienia i zmarnowanych szans. Miał żal, że urzędnicy przez tyle lat go zwodzili i nawet solidnego ogrodzenia koło domu nie pozwolili zrobić. Wreszcie w 1999 r. mogliśmy wybudować stodołę, dwa lata przed śmiercią teścia – mówi Anna.
Zgodnie z zaakceptowanym w 2008 r. planem, autostrada biegnie obok lasu i nie przecina go jak w poprzedniej wersji, kiedy jeszcze projektanci nie wiedzieli, że Polska wstąpi do UE. Ale ów plan jest najmniej korzystny dla większości mieszkańców. Gmina przez wiele lat dostosowywała plan zagospodarowania przestrzennego do kolejnego projektu autostrady: wybudowano kanalizację, z unijnych pieniędzy powstały drogi... Teraz prawdopodobnie część tych inwestycji będzie musiała być przebudowana. Poza tym autostrada będzie biegła tuż przy zabytkowym kościółku w Pęcławicach, na którego remont Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego przekazało niedawno 800 tys. zł dotacji. Biskup łowicki Andrzej F. Dziuba apelował do ministra infrastruktury Cezarego Grabarczyka w sprawie złego oddziaływania autostrady na kościół. Nasz anonimowy rozmówca mówi, że całe zamieszanie ze zmianą trasy wcale nie pomogło ptakom. – W Polsce bali się, że gdy urzędnicy unijni zobaczą na mapie zieloną plamę lasu, przez którą przebiega autostrada, to będziemy mogli pożegnać się z milionami euro na autostradę – powiedział. – Przecież również pod lasem swoje żerowiska mają bociany i inne ptaki. Jeśli powstanie tam autostrada, to zostaną ich pozbawione – apelował jeszcze w zeszłym roku wójt gminy Piątek Krzysztof Lisiecki. – Nie ma takiego wariantu autostrady, który by nie ingerował w obszar Natura 2000. Wybierzmy ten najmniej szkodliwy nie tylko dla środowiska naturalnego, ale i dla żyjących tutaj ludzi.
Akt IV
Warszawiacy żądają przynajmniej dwóch pietruszek
O Mirku Siekierze mówi się dobrze – że cięty do roboty, do wszystkiego doszedł własnymi siłami. Wybudował nowy dom, oborę, Unia dofinansowała nowoczesną płytę gnojową. Sprzedaje mleko do mleczarni i uprawia warzywa. – Zdecydowanie bardziej opłacają się warzywa – mówi żona Siekiery, Maria. – Na włoszczyźnie idzie zarobić, choć towar musi być bardzo dobry. Największe wymagania mają warszawiacy – w pęczku chcą cztery dorodne marchewki i dwie pietruszki – tłumaczy Siekierowa. Jej obrachunki nie są bez znaczenia, zwłaszcza dzisiaj, kiedy autostrada ma wtargnąć na pola warzywne. – Mamy 20 namiotów, ale jeżeli każą mi sprzedać ziemię pod autostradę, to będę mógł zachować najwyżej 8 – żali się Mirek.– Nie utrzymam rodziny, a lepszej ziemi na warzywa nie znajdę. Wydaje się, że po kilkudziesięciu latach zastoju idzie odwilż. Budowa autostrady A1 na odcinku, za który odpowiada oddział łódzki GDDKiA, ruszy późną wiosną 2010 r. Jednak w gminie Piątek mało kto wierzy, że wiosną robotnicy wbiją łopaty. Trudno się dziwić, skoro takie zapowiedzi słyszą od lat. – Jesteśmy tymi ciągłymi zmianami bardzo zmęczeni i chcielibyśmy, żeby w końcu ostatecznie ustalono plan autostrady, uregulowano sprawę wykupu ziemi i ruszono z budową, bo kolejne pokolenia nie wiedzą, czy za chwilę ktoś ich nie wysiedli – mówi ks. Stanisław Poniatowski, proboszcz parafii w Piątku.
Epilog
Na nic kilkudniowe poszukiwania. W geometrycznym środku Polski nie znaleźliśmy „całości”, o której mówił rzecznik prasowy GDDKiA w Łodzi. Przypomnijmy. „Abyśmy mogli pójść do teatru, najpierw ktoś musi wymyślić scenariusz, później potrzebny jest reżyser, aktorzy, światło, udźwiękowienie, aż w końcu będzie gotowy spektakl. Tak samo jest z budową autostrady A1. To, co zostało osiągnięte w latach 80. i późniejszych, nie poszło na marne, lecz wpisuje się w pewną całość”. Czy porównanie jest chybione?
Agata Schweiger – inspicjent w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie – jeszcze nie pracowała nad sztuką, która przy ostatnich szlifach zostałaby wyrzucona do kosza i w nieskończoność tworzona na nowo. Mówi, że to kwestia odpowiedzialnego podejścia do sprawy i liczenia się z ludźmi.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.