Byłem człowiekiem Castro

Jacek Dziedzina

|

GN 52/2009

publikacja 24.12.2009 09:50

Fidel kładł rękę na moim ramieniu i powtarzał, że jestem trzecim po nim i Raulu przywódcą rewolucji – mówi „Gościowi” Huber Matos. – Krótko po tym zostałem skazany na 20 lat tortur w więzieniu. Przez samego Castro.

Byłem człowiekiem Castro Huber Matos (po lewej) z kubańskimi działaczami demo¬kratycznymi. Warszawa, siedziba Fundacji Wolność i Demokracja fot. Jakub Szymczuk

Hawana, styczeń 1959 r. Fidel i Raul Castro, Ernesto Che Guevara, Huber Matos i inni rewolucjoniści wjeżdżają triumfalnie do stolicy Kuby. Witają ich rozentuzjazmowane tłumy, szczęśliwe z powodu obalenia reżimu Fulgencia Batisty. Nikt nawet nie podejrzewa, że właśnie rozpoczyna się era nowej dyktatury. Nie o taką Kubę walczyłem – stwierdza Matos, kiedy zaczyna się seria rozstrzeliwań przeciwników politycznych. Odmawia udziału w rządzie tworzonym przez Fidela Castro. Kilka miesięcy później znajduje się już w więzieniu. Wyjdzie dopiero po 20 latach. Z 17 połamanymi żebrami, pokłutymi genitaliami, zdartą w połowie skórą i czarnymi od wdychania spalin płucami.

Z uniwerku do okopów
El profesor i el comandante. Wykładowca akademicki z zawodu, rewolucjonista z wyboru. – Rówieśnik niepodległej Polski – mówi żartobliwie o sobie. Mimo 91 lat, ciągle zachowuje jasność myśli. Dożył sędziwego wieku, choć po wyjściu z więzienia (w 1979 r.) lekarze dawali mu zaledwie pół roku życia. Wycieńczony trwającymi dwie dekady torturami, tydzień przed opuszczeniem więziennych murów został dodatkowo pobity do nieprzytomności. Na pożegnanie.

Spotykamy się w Warszawie, w siedzibie Fundacji Wolność i Demokracja, która zaprosiła Matosa i kilku innych kubańskich działaczy demokratycznych do Polski. Na ścianie duży plakat Che Guevary, z dwiema krzyżującymi się kośćmi oraz ironicznym napisem „Prawie jak w raju”. Mimo krytycznego wobec bożyszcza europejskiej lewicy wydźwięku plakatu, kubańscy goście wzdragają się na samą myśl, że mogą znaleźć się na zdjęciu ze zbrodniarzem. – To tak jakby Niemca poprosić o zdjęcie z portretem Hitlera w tle – mówią.

Matos: – 10 marca 1952 r. reżim Batisty rozpoczął czas okropnych represji na Kubie. Zdałem sobie wówczas sprawę, że nie mogę dalej być nauczycielem. Generał Batista w 3 miesiące po wyborach stwierdził, że wolnych wyborów już więcej nie będzie, bo to on jest władcą i nie będzie słuchał ludu. Zrozumiałem, że w takim układzie moim pierwszym zadaniem nie jest prowadzenie zajęć, tylko przejście do walki. W moim miasteczku, razem ze studentami, rozpocząłem protesty. Po 10 dniach byłem już konspiratorem, działałem z ludźmi z Hawany. Wtedy poznałem w górach Fidela Castro.

W krótkim czasie intelektualista stał się partyzantem. Sprowadził broń z Kostaryki, dowodząc już ośmioosobową ekipą. Był 30 marca 1958 r. – Mieliśmy kłopot, bo wylądowaliśmy nie w tym miejscu, co trzeba. Samolot się rozwalił, natomiast nam udało się z niego wydostać i ocalić przywiezioną broń – mówi Matos. Przyznaje, że to dzięki tej akcji zaledwie w ciągu 4 miesięcy został komendantem.

Pomimo różnych nieporozumień i starć z Fidelem. – Już od pierwszego dnia nie zgadzaliśmy się. Gdy przywieźliśmy broń, powiedział: „Bardzo dobrze, a teraz wracaj za granicę, będziesz nam dalej przysyłał sprzęt”. Mówił tak, bo to była pierwsza udana dostawa broni. Czułem jednak, że traktuje mnie instrumentalnie. Odpowiedziałem, że nie mogę wyjechać, bo moim obowiązkiem jest brać udział w walkach. Na co Fidel: „Ale tutaj ja rządzę”. Nie ustępowałem. Fidel się zdziwił, zmierzył mnie od góry do dołu, ale w końcu zgodził się. Z czasem zauważył, że jestem coraz lepszym wojownikiem. Doceniał to.

Demokrata czy tyran?
– Fidel uwielbiał obrażać ludzi, z którymi współpracował. Publicznie mu to wypominałem, więc na tym tle również dochodziło między nami do spięć – ciągnie opowieść Matos. Czy już wtedy Fidel zdradzał ciągoty do dyktatury? – Różne rzeczy można było przeczuwać. Ale nie można zarzucić Fidelowi tego, że był złym strategiem. Przeciwnie, bardzo dobrze prowadził walki i miał posłuch w wojsku. Byłem przekonany, że to wielki człowiek i potrafi dużo zrobić dla Kuby. Z czasem jednak zauważyłem, że jest bardzo dwulicowy. Słuchał moich rad i przytakiwał, ale jednocześnie, kiedy myłem się rano, potrafił stanąć prosto przed moją twarzą i mówić: „Wiem, że nie zawsze wierzysz w to, co robię, ale musimy razem iść w jednym kierunku”.

Dopiero kilka miesięcy później, 11 czerwca 1959 r., zdałem sobie sprawę, że miał na myśli kierunek, którego ja nie mogłem zaakceptować. Brat Fidela, Raul, powiedział, że dobrze by było wprowadzić politykę zastraszania. Odpowiedziałem, że przecież tego nie było w założeniach naszej rewolucji. Zauważyłem, że Fidel nie odpowiedział. Tego dnia zrozumiałem, że Raul i Fidel nie cofną się przed niczym. A przecież nasza rewolucja nie miała na celu zaprowadzenia reżimu totalitarnego. Zobaczyłem, że bracia Castro zmierzają w kierunku modelu sowieckiego – dodaje el comandante Matos.

Dziś Castro jest postrzegany jako jeden z ostatnich „komunistów z przekonania”. Niewiele osób pamięta, że komunizm był dla niego tylko narzędziem do sprawowania niepodzielnej władzy. Matos: – Gdyby w tamtym czasie faszyzm był jeszcze w modzie, to jestem przekonany, że Fidel Castro posłużyłby się ideologią faszystowską. Fidel jest zakochany w sobie. Jego jedynym celem jest władza. Bez względu na to, kto by przeszkadzał mu na tej drodze, nawet gdyby to był jego brat Raul, byłby w stanie odsunąć go. Nie ma skrupułów, potrafi wypruwać flaki niewinnym ludziom. Bardziej radykalny był ponoć Raul. Matos: – Nie chciałbym porównywać i wartościować postawy braci Castro, obaj są okropnymi demonami. Ale Raul przynajmniej przeczytał Marksa i był oddany marksizmowi, natomiast Fidel nie miał żadnej ideologii, był zapatrzony wyłącznie w siebie.

Mój przyjaciel Che
O Che Guevarze mówi: awanturnik, rozbójnik… ale na początku również przyjaciel, kumpel. – Walczyliśmy razem w Sierra Maestra. Zapytałem go kiedyś, co tak naprawdę robi z nami na Kubie. Odpowiedział: „Macie tutaj rewolucję, więc chciałem się przydać”. Nie udawał, że ma na koncie bohaterskie walki. „Ratowałem tyłek, uciekając przed jednym generałem”, przyznał uczciwie. Już po naszym zwycięstwie Che bardzo lubił rozstrzeliwać przeciwników. Wiele osób jest zakochanych w historii Che, nie wiedząc, że jego dzienniki, tak teraz popularne, po jego śmierci przeszły przez ręce braci Castro, którzy dodali i usunęli co nieco. Ludzie kupują historię Che, wierząc w jego wyczyny, ale prawda jest taka, że był zwykłym awanturnikiem i rozbójnikiem, który przysłużył się braciom Castro, a później został przez nich zostawiony – dodaje Matos. Nie ma wątpliwości, że za jego śmiercią w Boliwii stał Fidel, który wydał go Amerykanom, pozbawiając się ewentualnego konkurenta.

O Fidelu nie potrafi powiedzieć, jak o Che, że był choć przez chwilę jego przyjacielem. – Fidel kłamał. Kładł mi rękę na ramieniu i mówił: „Huber, pomóż mi, ty jesteś wykształcony, starszy, poprowadzisz mnie dobrą drogą”. Polecieliśmy raz helikopterem w rejon Sierra Maestra. O poranku wyszliśmy na wzgórze obserwować profil gór. Castro, trzymając rękę na moim ramieniu i patrząc mi w oczy, mówił: „Pamiętaj o naszym obowiązku wobec ojczyzny”. Jednak już wtedy musiał wiedzieć, że złamie wszystkie założenia naszej rewolucji.

O Che: – Ernesto był wobec mnie szczery, opowiadając mi o swoich celach. Z jego słów wnioskowałem, że pociąga go socjalizm. Zapytałem go o to. Odpowiedział: „Bardzo możliwe”. Rozmawialiśmy o literaturze. Che był osobą, która dużo czytała jeszcze przed rewolucją, znał powieści francuskie i rosyjskie, zadawał mi pytania o Dostojewskiego – wspomina. Zdaje sobie jednak sprawę, że i przyjaciel zawiódł. – Powiedział mi kiedyś słowa, których nigdy nie zapomnę: „Nie pasowałbym do stalinizmu”. A nie minęło wiele czasu, jak bracia Castro w podobny system go wciągnęli. Potrafił zabijać wiele osób. Zostawił skrupuły na boku i przekształcił się w to, czego wymagał od niego Fidel. A nawet był w tym bardziej radykalny.

Nieudane zakupy Fidela
Huber Matos z każdym miesiącem roku 1959 pozbawia się złudzeń co do intencji ekipy Castro. Kilkakrotnie odmawia Fidelowi przyjęcia prestiżowych stanowisk rządowych. Sprzeciwia się masowym rozstrzeliwaniom. – Fidel robił wszystko, żeby mnie kupić. Miałem do dyspozycji awionetkę, która mnie przewoziła między Camagüey a Hawaną co dwa tygodnie. Chciał mnie zrobić ministrem spraw zagranicznych, na co odpowiedziałem, że nie nadaję się do tego. Potem chciał, żebym przeprowadził reformę rolniczą. Na to też się nie zgodziłem. Proponował mi stanowisko szefa Banku Narodowego na Kubie. Zrozumiał jednak, że nie może na mnie liczyć.

Według Matosa, Castro złamał swoją cichą przysięgę, znaną tylko najbliższym dowódcom. – Był grudzień 1958, kilka dni przed wkroczeniem do Hawany. Fidel powiedział: „Żaden z nas, dowódców, nie może objąć czołowych stanowisk w państwie po przejęciu władzy”. Mówił, że prezydentem będzie dr Manuel Urrutia, a my możemy go ewentualnie wesprzeć w obsadzaniu stanowisk, ale żaden wojskowy nie miał pełnić funkcji politycznej. Nazywał nas „moralną rezerwą kraju”. Fidel po kolejnej odmowie Hubera wpadł w furię. „Trzeci po braciach Castro” el comandante został aresztowany. Wkrótce rozpoczął się pokazowy proces. – Fidel całkowicie nim sterował. To on wybrał sędziów i podyktował im wyrok na mnie – mówi Matos. Podobno Che, jego niedawny przyjaciel, domagał się rozstrzelania Hubera. On jednak zaprzecza tej wersji. – Che w tym wypadku przeciwstawił się Fidelowi. Jeszcze przed procesem rozmawiał z moją rodziną. Nawet po wyroku poszedł do mojej żony i powiedział, że to niemożliwe. Przeciwstawił się rozstrzelaniu mnie – uważa Matos. Wierzy, że być może dzięki Che dostał „tylko” 20 lat więzienia.
– Wywieźli mnie do więzienia na wyspie Pinos. Osadzili w celi, która przylegała do szpitala. Dostawałem najgorsze jedzenie. To było potworne, raz w swojej porcji znalazłem psią szczękę. Podjąłem strajk głodowy, żeby przeciwstawić się temu. W odpowiedzi strażnicy deptali mi żołądek butami. Z 24 żeber, jakie ma każdy człowiek, ja przynajmniej 17 mam połamanych. Moje lewe ramię zostało wyrwane z zawiasów, ale nikt nie zaprowadził mnie do lekarza.

Wychodzi dokładnie po 20 latach. Lekarze nie wróżą mu zbyt długiego życia. Przy oddychaniu z nosa wydostaje się ciemny dym. Musiał wdychać spaliny z rury wydechowej. Płuca ma zupełnie czarne. Jest wycieńczony. Udaje mu się wyjechać do USA, osiedla się w Miami, angażuje w działalność opozycji na emigracji. Dziś nie chce mówić o nienawiści i zemście. – To, co zrobiono mnie, tak naprawdę nie liczy się. Liczy się krzywda, jaką wyrządzono narodowi kubańskiemu. Ja byłem zwykłym wojownikiem, gotowym umrzeć za ojczyznę. To, co mnie spotkało w więzieniu, było jakby wpisane w mój żołnierski żywot. W sprawie kubańskiej będzie potrzebne coś w rodzaju Norymbergi. Choć nie ma takiej kary, którą Fidel Castro mógłby odkupić swoje winy, zapłacić za to, co zrobił Kubańczykom – zawiesza głos Matos. Nie myśli o zdobyciu władzy. Ale ma nadzieję, że jeszcze się przyda jako doradca demokratycznego rządu na Kubie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.