Zagrożenie nieudowodnione

GN 49/2009

publikacja 03.12.2009 20:08

Z Ewą Stepan, koordynatorem programu Klimat i Energia w Centrum Stosunków Międzynarodowych, rozmawia Tomasz Rożek.

Zagrożenie nieudowodnione Wiele teorii naukowych było formułowanych, a za chwilę odwoływanych – mówi Ewa Stepan z Centrum Stosunków Międzynarodowych fot. Henryk Przondziono

Tomasz Rożek: Polska właśnie sprzedała Hiszpanii nadwyżki CO2, ale równocześnie słyszymy, że przyznano nam za mały limit. O co chodzi?
Ewa Stepan: – W 2007 roku, w ramach systemu handlu emisjami, Komisja Europejska przyznała nam uprawnienia do emisji konkretnej ilości dwutlenku węgla. Polska chciała więcej niż ostatecznie nam przyznano, więc zaskarżyła decyzję Komisji do sądu, który unieważnił decyzję Komisji Europejskiej. Chodzi o uprawnienia na lata 2008–2012.

Dzisiaj mamy rok 2009. Obowiązują nas ciasne limity, a mimo to sprzedajemy nadwyżki.
– Mimo limitów mamy spore nadwyżki, które musimy sprzedać w ciągu dwóch lat. Niedawno część z nich sprzedaliśmy Hiszpanii za 25 milionów euro. To była pierwsza transakcja. Szykujemy się do sprzedaży limitów Irlandii za 15 mln euro. To pokazuje, że system handlu emisjami działa. Ci, którzy emitują dużo CO2, będą musieli kupować zezwolenia na jego emisje, albo wyłożą pieniądze na technologie, które emisje ograniczą. Nasza sytuacja teraz jest komfortowa, gorzej będzie po roku 2012. Gdy zaczną nas obowiązywać bardziej rygorystyczne niż dziś limity. Wtedy my będziemy musieli płacić, albo znacznie ograniczyć emisję.

Nie ma Pani wrażenia, że opisywany przez Panią system premiuje kraje bogate? Ich dzisiejsza pozycja to efekt nieograniczanego niczym rozwoju w przeszłości. Dzisiaj te państwa stać na to, by stosować drogie technologie albo przenieść swoją produkcję za granicę. Biedni tej szansy są całkowicie pozbawieni.
– Taki jest odbiór społeczny systemu handlu emisjami. Nie twierdzę, że system handlu emisjami jest bez wad, ale ten mechanizm funkcjonuje, będzie podlegał ocenie i pewnie będzie ewoluował. Komisja Europejska ma tego pełną świadomość.

Niestety, w Unii pierwsze skrzypce grają kraje, którym wcale nie zależy na załataniu dziur w systemie, bo ich przedsiębiorstwa chętnie z nich korzystają. Z kolei kraje biedniejsze, mniejsze, a przede wszystkim nowe ponoszą konkretne straty.
– Nie zgadzam się z tym. Te problemy także w imieniu krajów mniejszych są bardzo głośno w Brukseli dyskutowane. By system uszczelnić, coraz częściej dyskutuje się nad tym, czy kraje, które kupują dobra np. w Chinach, nie powinny płacić za emisję CO2, jaka powstała przy ich produkcji.

Czyli dodatkowy podatek za emisję wewnątrz Unii i cło na produkty wytwarzane poza Unią. Czy Unia nie powstała po to, by ułatwić rozwój i wolny handel?
– To nigdy nie jest tak, że handel jest całkowicie wolny. Proszę pamiętać, że my cały czas tworzymy ten system. Testujemy go na organizmie żywym. Powinniśmy pamiętać, że tupiąc nogą i wołając „dajcie nam z tym święty spokój”, nic nie zyskujemy. Nic nam nie daje także dyskusja o tym, czy człowiek jest winny zmianom klimatu, czy nie. To ciekawe zagadnienie, ale w kontekście systemu handlu emisjami, powstawania nowych technologii czy transferu technologii mało istotne. Większość krajów o klimacie rozmawia nie w kontekście naukowym, tylko politycznym i ekonomicznym. I to jest kierunek, który w przyszłości pozwoli tym krajom wykorzystać dzisiejszą sytuację i zmodernizować swoją gospodarkę, a w efekcie szybciej się rozwijać. W Polsce nie potrafimy w całej sytuacji dostrzec potencjalnych korzyści.

Może tak jest bo to, co leży u podstaw systemu handlu emisjami, czyli twierdzenie, że działalność człowieka winna jest zmianom klimatu, nie jest udowodnione.
– Być może, ale trudno dziś stwierdzić, czy to kiedykolwiek zostanie udowodnione.

Jednym słowem nakładamy na siebie zobowiązania, których podstawy naukowe są niepewne?
– Wiele teorii naukowych było formułowanych, a za chwilę odwoływanych. Żyjemy w tak skomplikowanym świecie, że ja dawno przestałam wierzyć, że są jakieś łatwe odpowiedzi. To są wszystko procesy długotrwałe. Powinniśmy dostrzec, że skoro istnieje zagrożenie związane ze zmianami klimatu, chociaż do końca nieudowodnione, to warto podjąć ryzyko finansowe dla zabezpieczenia. Postęp techniczny, cywilizacyjny wymaga nakładów, a przy okazji możemy wiele uratować. Koszty zaniechania mogą być znacznie wyższe.

Tyle tylko że nie wszyscy podejmują ryzyko w tym samym stopniu. Polska bardziej, a chociażby Niemcy znacznie mniej.
– Technologicznie Niemcy stoją wyżej niż Polska. Natomiast kompromis w sprawie odpowiedzialności finansowej za emisję CO2 będzie trudny do osiągnięcia. Nie wydaje mi się, żeby w Kopenhadze ustalono cokolwiek konkretnego. Te negocjacje są bardzo skomplikowane. A jeżeli chodzi o klimat, to przecież gołym okiem widać, że się zmienia.

Ale zawsze się zmieniał. Nie mamy pewności, że teraz to efekt działalności człowieka.
– Skoro nie mamy pewności, to co, mamy nad tym przejść do porządku dziennego i nic nie robić?

No to właśnie ja pytam, jak problem rozwiązać. Na niepewnych podstawach naukowych buduje się system premiujący jedne gospodarki, a dołujący inne. Obiera się jedną drogę i w zasadzie nie dyskutuje się o innych. Przykładów nie trzeba wcale daleko szukać. Przecież wiadomo, że elektrownie wiatrowe w porównaniu z innymi technologiami wytwarzania energii produkują całkiem sporo CO2, a to jednak wiatraki się stawia, mówiąc o redukcji CO2.
– Zgadza się, istnieją takie wyliczenia. Każdy kraj powinien wypracować swój własny model energetyczny. Są przecież panele słoneczne, jest biomasa.

Ale to właśnie wiatraki się pokazuje, mówiąc o walce z globalnym ociepleniem. Czy my przypadkiem nie walczymy z czymś, co nas przerasta?
– Przecież nawet jeżeli zmiany klimatyczne nie są zawinione przez działalność człowieka, powodują zmiany ekonomiczne, demograficzne czy nawet światopoglądowe. Warto się takim zmianom przeciwstawiać. A przynajmniej próbować.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.