Upadek kontrolowany

Andrzej Grajewski

|

GN 48/2009

publikacja 26.11.2009 13:06

Kto obalił komunizm: lud pragnący wolności i demokracji czy partyjna nomenklatura oraz podległe jej tajne policje, które uznały, że przyszedł czas na wielką transformację ustrojową?

Upadek kontrolowany

Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta, gdyż rozkład sowieckiego imperium i kres porządku jałtańskiego w Europie Wschodniej był rezultatem wielu procesów. Jedno jest pewne: tłum manifestantów wypełniający jesienią 1989 r. place Berlina Wschodniego, Pragi, Budapesztu czy Bukaresztu nie był najważniejszą przyczyną zmian, które czasem górnolotnie nazywamy jesienią narodów.

Zaczęło się w Gdańsku
W trakcie niedawnych obchodów upadku berlińskiego muru Lech Wałęsa słusznie przypomniał, że wszystko zaczęło się w sierpniu 1980 r., kiedy w Gdańsku podpisane zostały porozumienia umożliwiające powstanie niezależnych związków zawodowych. Niewątpliwie „Solidarność” była pierwszą i podstawową siłą, bez której bezkrwawy rozpad imperium nie byłby możliwy. W tym kontekście należy także widzieć rolę Jana Pawła II, którego pontyfikat miał ogromne znaczenie dla wydarzeń w Polsce, wzmacniał także wszystkie środowiska w Europie Wschodniej domagające się wolności i poszanowania praw człowieka. Ale „Solidarność”, która wiosną 1989 r. siadała do Okrągłego Stołu, aby zawrzeć kompromis z komunistami, nie liczyła już 10 mln członków.

Niewątpliwie jednak była ruchem autentycznym, rzeczywistą alternatywą dla władzy komunistów. To jednak nie jej siła, lecz kryzys gospodarczy i polityczny oraz zachęta z Moskwy skłoniły gen. Jaruzelskiego do rozmów i pewnych ustępstw. Takiej alternatywy w innych krajach Europy Wschodniej nie było. Środowiska dysydentów, jak Karta 77 w Czechosłowacji czy ruchy pacyfistyczne w NRD bądź ekolodzy na Węgrzech, były nieliczne i miały minimalny wpływ na społeczeństwo. Znajdowały się także pod kontrolą tajnych policji. To, że w pewnym momencie opozycja stała się partnerem dla władzy, nie wynikało z jej siły, lecz sztucznej kreacji. Komuniści, aby transformacja się udała, musieli mieć partnera. Tam, gdzie opozycji w ogóle nie było, jak w Bułgarii czy Rumunii, jesienią 1989 r. stworzono ją szybko z przypadkowych osób bądź z komunistów z drugiego szeregu.

Moskwa ma kłopoty
Jednym z ważniejszych czynników przemian były działania sekretarza generalnego KC KPZR Michaiła Gorbaczowa, który od 1985 r. nieudolnie próbował reformować sowieckie imperium. Jego pech polegał m.in. na tym, że w amerykańskim prezydencie Ronaldzie Reaganie trafił na męża stanu, prawdziwego przywódcę wolnego świata, który nie chciał dalej pertraktować z „imperium zła”. Zaopatrywani przez CIA w broń afgańscy mudżahedini zadawali coraz większe straty sowieckiej armii, zmuszając ją w lutym 1988 r. do spektakularnego odwrotu. Reagan świadomie nakręcał wyścig zbrojeń, m.in. rozbudowując Inicjatywę Obrony Strategicznej (program gwiezdnych wojen), wiedząc, że rozklekotana gospodarka sowiecka tej rywalizacji nie przetrzyma.

Na domiar złego ceny ropy i gazu, także za sprawą działań administracji amerykańskiej, osiągnęły w połowie lat 80. dno. Pozbawiło to Kreml ostatnich rezerw finansowych. W kraju był kryzys, a za sprawą głasnosti, każdy obywatel mógł po raz pierwszy swe niezadowolenie wykrzyczeć. Jeszcze ważniejsze były problemy narodowościowe, które od wewnątrz zaczęły rozsadzać spoistość sowieckiego państwa. Okazało się, że propaganda o „sowieckim człowieku” niewiele miała wspólnego z rzeczywistością. Ludzie znów zaczęli się definiować jako Litwini, Ukraińcy, Ormianie czy Rosjanie. W takich warunkach Moskwa przyzwoliła na reformy w imperium zewnętrznym, czyli tzw. krajach demokracji ludowej, aby skupić siły i środki na reformach w samym Związku Sowieckim. Na początku 1989 r. w Moskwie miały miejsce reformy decydujące dla przyszłego biegu wydarzeń: z konstytucji usunięto zapis o kierowniczej roli partii komunistycznej oraz stworzono nowy, najwyższy organ władzy państwowej – Zjazd Deputowanych Ludowych. Wybory deputowanych były wolne w proporcjach podobnych do późniejszych ustaleń Okrągłego Stołu.

Agonia starców
Przeciwnikiem tych reform była większość przywódców tzw. demoludów, zatwardziałych starców, ukształtowanych w czasach stalinowskich. Rządy Jánosa Kádára, Todora Żiwkowa, Nicolae Ceauşescu, Miloša Jakeša, Ericha Honeckera w tym czasie były dla Kremla wyłącznie zawadą. Czas wiernych pałkarzy, na skinienie Moskwy gotowych na wszystko, właśnie się kończył. Ekipa Jaruzelskiego pojęła to najszybciej i jako pierwsza zasiadła do rozmów z opozycją. Pierwszy na odstrzał poszedł w październiku 1988 r. Kádár, który rządził Węgrami nieprzerwanie od 1956 r., najpierw siłą. Później zyskał spokój społeczny względnym dobrobytem, tzw. gulaszowym socjalizmem. Jednak pod koniec lat 80. kraj był mocno zadłużony, a zachodnie kredyty właśnie się kończyły. Upadek Kádára dokonał się za wyraźną inspiracją i wsparciem Kremla, zastąpionego przez działaczy mających opinię reformatorów. Odegrali oni ważną rolę w upadku muru berlińskiego, gdy latem 1989 r. bez uprzedzenia Berlina Wschodniego otwarli dla obywateli NRD wolną drogę na Zachód.

Spowodowało to lawinowo rosnący kryzys w NRD, wreszcie upadek muru berlińskiego. To właśnie na Węgrzech po raz pierwszy skopiowano polski model, czyli rozmowy rządzącej partii, związków zawodowych z przedstawicielami grupek i środowisk nieformalnych przy tzw. trójkątnym stole, które zakończyły się we wrześniu 1989 r. porozumieniem o wolnych wyborach. Lud „rewolucję” oglądał w telewizji, a na ulicę wyszedł raz, gdy 13 czerwca 1989 r. w Budapeszcie odbył się symboliczny pogrzeb Imre Nagya, przywódcy powstania w 1956 r., straconego na rozkaz Janosa Kádára w czerwcu 1958 r. Gdy żegnano Nagyego, umierał Kádár. Gdy kilka dni później chowano go, za jego trumną także szedł ogromny tłum, co pokazywało, jak mocne są siły starego porządku.

Nieco dłużej od Kádára rządził Honecker, który jeszcze na początku 1989 r. zapewniał, że mur berliński będzie stał dalsze sto lat. Kilka miesięcy później za sprawą sowieckich intryg został odsunięty z kierownictwa partii, a w końcu trafił do niemieckiego więzienia. Zmarł w 1994 r. na wygnaniu w Chile. Podobny był los bułgarskiego przywódcy Todora Żiwkowa. Choć Moskwa wydała na niego wyrok już na początku jesieni 1989 r., trzymał się na stanowisku do listopada, kiedy został obalony przez własnych generałów i młodszych kolegów. Najgorzej skończył Ceauşescu, zdradzony przez najbliższych współpracowników, którzy w grudniu sprowokowali zbrojne starcia w Bukareszcie. Wraz z żoną Eleną został stracony 25 grudnia 1989 r. po procesie, który był raczej formą likwidacji niewygodnego świadka aniżeli aktem sprawiedliwości.

Pomocnicy z cienia
Jesienią 1989 r. ważna rola przypadła komunistycznej tajnej policji, która niczym gwardia pretoriańska w starożytnym Rzymie bardziej zajęła się kreowaniem nowych władców aniżeli ochroną starych. Do dzisiaj nikt nie jest w stanie dociec, kto nakazał 17 listopada 1989 r. brutalnie rozbić legalną studencką demonstrację w centrum Pragi, co zapoczątkowało masowe protesty w całej Czechosłowacji. Szczególne oburzenie wywołała wiadomość, że w czasie demonstracji siły porządkowe zakatowały studenta Martina Šmída. Informację o tym czeskiej opozycji przekazała studentka Drahomíra Dražská, tajny współpracownik StB, czechosłowackiej bezpieki. Dopiero po wielu latach okazało się, że martwego studenta udawał oficer StB Ludvík Zifčák, ale jego mocodawców nie udało się ustalić do dzisiaj. Nadzorujący ich pracę oficer StB Jiří Bečvář popełnił samobójstwo, więc nigdy się nie dowiemy, kto podpowiedział mu zorganizowanie prowokacji, która zmiotła kierownictwo czechosłowackiej partii i rządu. Podobnie jak nie udało się nakłonić gen. Alojzego Loranca, ministra spraw wewnętrznych i zwierzchnika StB, do wyjaśnienia, dlaczego właśnie wówczas przyjechał do Pragi z roboczą wizytą gen. Wiktor Gruszko, szef wywiadu KGB.

Tajna policja nie próżnowała wówczas także w NRD. Ludzie Stasi byli we wszystkich środowiskach opozycyjnych. Po latach okazało się, że w niektórych grupach było więcej agentów aniżeli niezależnych działaczy. To m.in. oni wyprowadzali po raz pierwszy ludzi na ulice Drezna, gdzie w sowieckiej rezydenturze KGB od 5 lat pracował nikomu wówczas nieznany płk Władimir Putin. Tak się złożyło, że jego znajomy z Drezna, aparatczyk Hans Modrow, został w 1990 r. ostatnim premierem NRD i przygotował unię walutową, która otwierała drogę do jedności Niemiec. Za zmianami w kierownictwie NRD stał gen. Markus Wolf, szef wywiadu Stasi, który po zmianie systemu wyjechał z najważniejszym dokumentami do Moskwy. Wrócił po kilku latach do Niemiec, gdzie w 1995 r. został w majestacie prawa oczyszczony z wszelkiej odpowiedzialności. Zmarł w 2006 r. otoczony, może nie szacunkiem, ale fascynacją i podziwem wielu swych rodaków.

Wiadomo, że niektóre wydarzenia w NRD były wprost inspirowane przez ludzi Stasi, m.in. szturm na centralę tej służby w dzielnicy Lichtenberg w Berlinie Wschodnim, gdzie pod pretekstem rewolucyjnej sprawiedliwości udało się nakłonić tłum do palenia akt. Pytań jest wiele. Nikt do dzisiaj nie wie, dlaczego wojskowe służby armii rumuńskiej 21 grudnia wyprowadziły czołgi na ulice Bukaresztu, zaczynając ostrzał tzw. terrorystów z Securitate, czyli rumuńskiej bezpieki. Nadzorujący akcję gen. Vasile Milea zginął w tajemniczych okolicznościach, a dochodzenie parlamentarnej komisji niczego nie wyjaśniło. Jesienią 1989 r. miał miejsce autentyczny bunt wielu ludzi w Europie Wschodniej, którzy po raz pierwszy w życiu przełamywali strach i stawali się ludźmi wolnymi. Ich determinacja była ważnym czynnikiem zmian. Jednocześnie jednak w całym bloku wschodnim prowadzono działania, które miały na celu przygotować warunki dla transformacji ustrojowej. Z chaosu działań zamierzonych i przypadkowych wyłonił się nowy kształt Europy. Komuniści podzielili się władzą polityczną, otrzymując w zamian gwarancje bezpieczeństwa i uprzywilejowaną pozycję na starcie do nowej rzeczywistości, co zdeterminowało kształt wielu późniejszych wydarzeń.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.