Pro-life po amerykańsku

O sukcesach i trudnościach amerykańskich ruchów obrony życia z Richardem Doerflingerem, rozmawia ks. Tomasz Jaklewicz

|

GN 46/2009

publikacja 15.11.2009 21:44

Ks. Tomasz Jaklewicz: Czy Pana zdaniem można porównywać aborcję do Holocaustu? Takiego porównania użył na przykład Jan Paweł II w encyklice „Evangelium vitae”.

Pro-life po amerykańsku Co roku 22 stycznia w Waszyngtonie odbywa się Marsz dla życia, w którym uczestniczą setki tysięcy Ame-rykanów. Maszerują pod Kongres i Sąd Najwyższy fot. Agencja Gazeta/AP/Pablo Martinez Monsivais

Richard Doerflinger: – Dla Żydów Holocaust jest czymś, czego nie da się z niczym porównać. Porównywanie aborcji wprost do Holocaustu działa w USA jak zatrzymanie właściwej dyskusji i skierowanie jej w stronę tego, jak bardzo jesteś agresywny. Trzeba być więc ostrożnym. Ale z drugiej strony nazistowska idea, że niektórzy ludzie nie są osobami godnymi życia, odpowiada pomysłom tych, którzy dzisiaj też chcą decydować, kto ma prawo żyć, a kto nie. Ta analogia wskazuje ważną prawdę.

A co Pan sądzi o posługiwaniu się zdjęciami ukazującymi okrucieństwo aborcji?
– Jest w Ameryce sporo ludzi, którzy pokazują brutalną prawdę o aborcji, używając np. ciężarówek z ogromnymi krwawymi billboardami. Moje doświadczenie jest takie, że reakcją na nie jest agresja przeciwko tym, którzy je pokazują. Dlatego preferuję pozytywną drogę – ukazywanie piękna ludzkiego życia od momentu poczęcia. Zdjęcia USG dziecka w łonie matki pokazują, że mamy do czynienia z człowiekiem. Przemysł aborcyjny bardzo się tego boi. Oni sami używają tych urządzeń. Pewien ekspert od aborcji tłumacząc, jak używać USG, ostrzegał, by ekran był zawsze niewidoczny dla kobiety.

To jakich argumentów używacie?
– Podkreślamy, że początek ludzkiego życia nie jest kwestią religii, ale biologicznym faktem. Embrion jest początkiem ludzkiego życia. Prawa człowieka dotyczą każdego człowieka bez wyjątku, także we wczesnej fazie rozwoju. Katolicy w USA powołują się na Akt Niepodległości, w którym mowa jest o tym, że „wszyscy ludzie są stworzeni jako równi, obdarzeni przez Stwórcę niezbywalnymi prawami”. Jako pierwsze wymienione jest prawo do życia.

Trudno uwierzyć, że to przekonuje zwolenników aborcji?
– Najnowsze badania pokazują, że więcej Amerykanów jest przeciwko aborcji. Zdecydowana większość ograniczyłaby legalność aborcji do kilku wyjątkowych sytuacji. Ludzie wolą jednak określać siebie jako pro-choice (za wyborem), ponieważ bycie pro-life kojarzy im się z ludźmi, którzy podkładają bomby pod kliniki aborcyjne.

Przypadki agresji ze strony działaczy pro-life rzeczywiście się zdarzały...
– Mówimy o ruchu, w którym biorą udział miliony ludzi. Są przypadki skrajnych postaw, ale tego typu zachowania zostały potępione przez wszystkie duże organizacje pro-life. Skrajności są wykorzystywane przez naszych oponentów i media. Sądzę jednak, że to się powoli zmienia. Bardzo pomogła debata nad ustawą zakazującą tzw. aborcji przez częściowe urodzenie. Kongres dwukrotnie zakazywał tej procedury, ale prezydent Clinton wetował to prawo. Procedura takiej aborcji jest tak okrutna, że nawet najbardziej delikatny opis tego nie ukryje. Wielu Amerykanów powiedziało wtedy: „jeśli tak wygląda pro-choice, to ja jestem pro-life”. Sądzę, że wtedy opinia społeczna zwróciła się przeciwko aborcji. Ostatecznie zakaz aborcji przez częściowe urodzenie podpisał prezydent George Bush w 2003 roku.

A co Pan uważa za największe osiągnięcie ruchu pro-life w USA?
– Ustanowienie prawa, które zakazuje finansowania aborcji na życzenie z funduszy federalnych (od roku 1976). To rodzaj społecznego kompromisu – aborcja jest legalna, ale państwo ani na poziomie federalnym, ani na poziomie większości stanów nie wspiera jej finansowo i nie ułatwia. Polityka społeczna raczej zachęca do urodzenia dziecka niż do aborcji. W 17 stanach na 50 aborcja jest finansowana z podatków stanowych. Jan Paweł II pisał, że czasami jest możliwe wspieranie niedoskonałego prawa, które jest krokiem w dobrą stronę. To była zawsze wizja większości ruchów pro-life w USA. Nie akceptujemy aborcji w żadnych okolicznościach, ale staramy się osiągnąć takie zmiany prawne, które aktualnie są możliwe.

Jakie są główne kierunki działalności ruchów obrony życia w USA?
– Dla działalności pro-life kluczowym momentem była decyzja Sądu Najwyższego z roku 1973, która spowodowała uznanie aborcji za konstytucyjne prawo, i to prawie bez ograniczeń. To wywołało zdecydowaną odpowiedź, zwłaszcza Kościoła katolickiego. W 1975 r. amerykańscy biskupi zatwierdzili „Plan działalności pro-life”, w którym wezwali katolików do obrony życia. Pierwszy kierunek to praca nad takimi zmianami w prawie, które ograniczają aborcję, oraz dążenie do wprowadzenia poprawki do konstytucji chroniącej nienarodzone dzieci. Druga sprawa to program edukacyjny adresowany do katolików i do opinii publicznej. Trzecia rzecz – organizowanie wszechstronnej pomocy dla kobiet w ciąży, które są w trudnej sytuacji życiowej, oraz dla kobiet po aborcji. I wreszcie modlitwa w tych intencjach.

W jaki sposób pomagacie kobietom wahającym się, czy urodzić dziecko?
– Stany Zjednoczone posiadają system katolickiej opieki zdrowotnej, który oferuje ponad 600 szpitali i 1000 mniejszych ośrodków medycznych. Jest Caritas oraz około 2000 ośrodków zajmujących się tylko pomaganiem kobietom ciężarnym w trudnych sytuacjach. Mam tu pod ręką listę 40 ośrodków tylko z okolic Waszyngtonu. Każda książka telefoniczna ma hasło „aborcja”, ale także „alternatywy aborcji”. Zdecydowanie łatwiej jest znaleźć ośrodek pomocowy niż klinikę aborcyjną. Na terenie 85 proc. counties (powiatów) nie ma klinik aborcyjnych. Znajdują się one głównie na terenach gęsto zaludnionych. Większość szpitali nie wykonuje aborcji.


A jednak w Stanach rocznie zabija się około miliona nienarodzonych dzieci.
– To jest dochodowy interes, więc ci, którzy to robią, lobbują na jego rzecz w parlamencie i w mediach. Jednym z naszych największych sukcesów ruchu obrony życia jest to, że aborcja nie stała się rutyną, że ciągle wywołuje kontrowersje w polityce, mediach i ludzkich sumieniach.

Jakie są aktualne wyzwania dla ruchu pro-life?
– Mamy proaborcyjnego prezydenta i parlament, którego szefowie są za aborcją. Władze pracują nad całościową reformą służby zdrowia. Toczy się debata, czy w tym nowym systemie aborcja nie zostanie uznana za zwykłą medyczną procedurę, opłacaną z budżetu federalnego. Konferencja Episkopatu, która jest za reformą służby zdrowia, sprzeciwia się stanowczo przemyceniu przy tej okazji poszerzenia dostępności aborcji.

Ale prezydent Obama publicznie obiecał, że aborcja nie będzie finansowana z funduszy federalnych.
– Tak, ale przedstawione projekty nie dotrzymują tej obietnicy. Owszem, federalne fundusze, które zasilą ubezpieczania zdrowotne, nie będą przeznaczane wprost na aborcję, ale rząd zmusi mnie do wykupywania ubezpieczania, w którym część moich pieniędzy pójdzie na aborcję. Jeśli uda się nam wprowadzić poprawkę do parlamentu, to mamy szansę wygrać. Dlatego mobilizujemy ludzi, żeby pisali do kongresmanów w tej sprawie. Walczymy także o to, by do ustawy zdrowotnej dopisać tzw. klauzulę sumienia, chroniącą katolickie ośrodki zdrowia przed zmuszaniem ich do wykonywania aborcji.

A jak postępować z katolickimi politykami, którzy popierają aborcję?
– Nasi biskupi nie mają jednoznacznej odpowiedzi, jak reagować na takie postawy. Niektórzy mówią twardo, że nie wolno im przystępować do Komunii św. Ale media obracają nieraz kota ogonem i zaczynają rozważać, czy biskupi nie przekraczają swoich kompetencji. W takich pyskówkach gubi się sama sprawa ochrony życia. Wielu katolickich polityków, opowiadających się szczerze za życiem, też osłabia ta debata, bo ludzie zaczynają myśleć, że oni są pro-life, bo Kościół im tak każe. Każdy biskup jest odpowiedzialny za ludzi w swojej diecezji, także polityków. Ale jak postępować w tej kwestii z wyczuciem i skutecznie, nie bardzo wiadomo.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.