Zielone światło dla Nabucco?

Stanisław Guliński, arabista, znawca problemów Bliskiego Wschodu

|

GN 46/2009

publikacja 15.11.2009 21:35

Nawiązanie stosunków dyplomatycznych między Turcją i Armenią daje szansę na przyspieszenie budowy gazociągu Nabucco, który uniezależni Europę od rosyjskich dostaw gazu.

Zielone światło dla Nabucco? Pamięć o ofiarach z 1915 r. utrudnia porozumienie fot. pap /EPA/TOLGA BOZOGLU

Hayko Cepkin jest jednym z idoli zbuntowanej młodzieży Ankary, Stambułu i Izmiru. Długowłosi Turcy i poprzekłuwane w nietypowych miejscach kolczykami Turczynki szaleją na jego hardrockowych koncertach. Wszyscy wiedzą, że jest Ormianinem. Tureckim Ormianinem. Jego fanom to nie przeszkadza. Chyba nawet ich to nie obchodzi. Wśród nocnych klubów stambulskiej ulicy Istiklal, gdzie grywa Hayko, ukrywa się wiele niepozornych kościółków. Przynajmniej dwa z nich są ormiańskie. Podobnie jest z kwestią ormiańską we współczesnej Turcji. Budzi wielkie emocje, ma skrajnie różne oblicza, czai się często tam, gdzie jej nikt nie oczekuje.

Miłe złego początki
Gdy rozpadał się ZSRR, niepodległość uzyskała i Armenia. Młode państwo zostało stosunkowo szybko uznane przez Turcję, która udzieliła borykającej się z poważnymi problemami Armenii pomocy w postaci darmowych dostaw energii elektrycznej i żywności. Miodowy miesiąc szybko jednak minął. Ormianie zaczęli głośno mówić o tureckiej masakrze Ormian z 1915 r. Przebudzili się też Ormianie w należącym do Azerbejdżanu Górnym Karabachu. Dla Turków Azerowie to bratni naród. Rządzący w tamtych latach prezydent niepodległego Azerbejdżanu Ebulfaz Elczibej głosił wręcz hasło: „Dwa państwa, jeden naród”. Dlatego powstanie w Karabachu, a następnie zajęcie przez Ormian także i innych azerskich terytoriów Turcy odebrali nieomal jak atak na samych siebie. 5 kwietnia 1993 r. licząca 325 km granica biegnąca od kamienia granicznego nr 4 do kamienia granicznego nr 148 została przez Ankarę zamknięta.

Dla 70-milionowej Turcji zamknięcie granicy z Armenią oznaczało tylko upośledzenie drobnego handlu w kilku wschodnich prowincjach. Dla 3-milionowej Armenii było katastrofą ekonomiczną. W marznącym zimą Erewaniu pod topór poszła większość drzew w parkach. Ormianie – z poparciem Rosji i pomocą diaspory – opanowali Karabach i do dziś go krzepko trzymają. Turcja zaś została niemal całkowicie „odepchnięta” od Azerbejdżanu i od całego „tureckiego świata” Azji Środkowej, który właśnie wtedy, na początku lat 90., budził się z sowieckiego snu. W uproszczeniu można powiedzieć, że wtedy w Karabachu i na tych 325 kilometrach turecko-armeńskiej granicy rozstrzygnęła się geopolityczna gra o Kaukaz i Azję Środkową. Turecki model prozachodniego, laickiego islamu został odcięty rosyjsko-armeńską kurtyną, opartą na dobrze umotywowanym ormiańskim strachu przed powtórką historii z 1915 r. Z czasem protureckiego Elczibeja zastąpił w Azerbejdżanie wrażliwszy na rosyjskie wpływy Hajdar Alijew, a kurtynę uszczelnił Iran – obawiający się Turcji i mający własne plany ekspansji wpływów w szyickim Azerbejdżanie.

Futbolowa dyplomacja
Mimo zerwanych stosunków i zamkniętej granicy w Turcji pracowało nielegalnie od 40 do 70 tys. Ormian. Od 2003 r. między Erewaniem i kilkoma tureckimi miastami latały co najmniej raz w tygodniu samoloty i kursowały autobusy (przez Gruzję lub Iran). Dziesiątki tysięcy Ormian wypoczywało co roku na tureckiej riwierze. Intensyfikował się handel, sięgając w 2008 r. 200 mln dolarów. Turcy i Ormanie stworzyli wspólnie 20 firm. 10 października 2009 r., po 5 miesiącach szwajcarskich mediacji, prezydenci Turcji (Gül) i Armenii (Sarkisjan) podpisali w Zürichu historyczny protokół umowy o nawiązaniu stosunków dyplomatycznych.

I tu futbolowa dygresja. W 2008 r. drużyny piłkarskie Armenii i Azerbejdżanu, nie mogąc uzgodnić miejsca rozegrania meczy kwalifikacyjnych do mistrzostw Europy, nie spotkały się i obie straciły punkty. Kilka dni po podpisaniu umowy prezydenci Turcji i Armenii zasiedli na trybunach stadionu w tureckiej Bursie, by obejrzeć mecz drużyn swoich krajów w eliminacjach do mistrzostw świata. Kibicom zabroniono manifestowania symboli państw trzecich. Próby machania flagami Azerbejdżanu spotkały się z interwencją tureckich sił porządkowych.

Cień historii
Nad stosunkami turecko-ormiańskimi ciąży poważnie cień 1915 r. Coraz słabsze i kurczące się Imperium Osmańskie rok wcześniej przystąpiło do I wojny światowej. Gdy turecka armia w zimie 1914 r. poniosła klęskę w walce z Rosją, mieszkający w Imperium Osmańskim Ormianie tu i ówdzie przyłączyli się do armii cara, który chętnie pozował na obrońcę chrześcijan Wschodu. Turcy cofali się, ale Ormianie byli rozsiani w całym imperium i tam, gdzie nie dotarli Rosjanie, turecka zemsta była straszna. Dziesiątki (a może setki) tysięcy Ormian wyrzucono z tureckich miast i popędzono w stronę pustyni syryjskiej. W drodze mnóstwo z nich zginęło, mnóstwo zabito. Liczby są sporne, ale fakt nie podlega dyskusji. Republikańska Turcja, która powstała w 1923 r. na gruzach Imperium Osmańskiego, do dziś nie chce wziąć odpowiedzialności za 1915 rok.

Turcy bądź zaprzeczają masakrom w ogóle, bądź częściej – wskazując na kilka przypadków skutecznej ormiańskiej samoobrony – relatywizują przeszłość. Na przykład wystawę, którą zwiedzałem w prowincjonalnym muzeum w Van, poświęcono „ormiańskiemu ludobójstwu” we wsiach Zeve i Yastıktepe. Tragicznym memento dla tej historii był dla mnie kustosz tego muzeum – Kurd, który kręcąc młynki pistoletem, opowiadał, że to, co teraz robi partyzantka kurdyjska PKK, to nic innego jak kiedyś ormiańska V kolumna, i chętnie by ich wszystkich powystrzelał. To okrutny chichot historii. Bo tam, gdzie we wschodniej Turcji żyli Ormianie, mieszkają teraz Kurdowie. I nie przypadkiem. W 1915 r. lokalnym – i chętnym – wykonawcą rozkazów ze Stambułu była sformowana z Kurdów żandarmeria Hamidije.

Przełomowy krok
Protokół podpisany przez prezydentów muszą jeszcze ratyfikować parlamenty. To może nie być łatwe, bo duża część opinii publicznej w obydwu krajach jest przeciwna ugodzie. Turcy zżymają się na zapowiedź powstania komisji historyków, która zbada wypadki z 1915 r. Szczególnie wzburzeni są nacjonaliści po obydwu stronach. W szoku są Azerowie, żyjący mitem o braterstwie z Turkami. Prezydent Azerbejdżanu Ilham Alijew, syn Hajdara, już zapowiedział podniesienie cen gazu dostarczanego Turcji. Jednak poczyniony przez historycznych, śmiertelnych wrogów krok jest przełomowy. Ożywi się nie tylko handel przygraniczny. Gdy opadną emocje, lepsze czasy mogą nastać dla Nabucco – planowanego gazociągu do Europy, omijającego Rosję. Mógłby on przebiegać z Azerbejdżanu przez Armenię do Turcji, bez konieczności prowadzenia go przez terytorium zagrożonej rosyjskimi wpływami Gruzji. A lepiej się spieszyć, bo rosnące wpływy z eksploatacji ropy naftowej zwiększają wydatki zbrojeniowe Azerbejdżanu, który może pokusić się o odebranie Karabachu siłą. Rosja nie pozostanie obojętna, a to ona dysponuje najmocniejszymi kartami na Kaukazie. Ormiański strach przed „Turkami” (czyli przed tymi z Turcji i Azerbejdżanu) może jeszcze raz pchnąć Erewań w objęcia Moskwy.

Nie zwalają na grypę
Niedaleko od Istiklalu, gdzie owacjami witany jest na scenie Hayko, 24 kwietnia 1915 r. aresztowano przedstawicieli ormiańskiej elity w Stambule. Zginęli w egzekucjach. Co ciekawe, uznany za odpowiedzialnego za tę zbrodnię gubernator dystryktu Yozgat – Mehmed Kemal – został skazany na śmierć przez turecki sąd i powieszony 10 kwietnia 1919 r. W dobie powszechnego tematu pandemii grypy przypomina mi się czytanka z sowieckiego podręcznika języka ormiańskiego. Turek rozmawia z Ormianinem, który mówi, że jego rodzice mieszkali w Turcji. Jak się mają? – pyta Turek. Zmarli w 1915 r. na „grypę” – odpowiada sarkastycznie Ormianin. W grudniu 2008 r. pod internetowym listem przepraszającym Ormian za 1915 rok podpisało się 30 tys. Turków. Nie zwalają na grypę.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.