Poezja zbrodni

Jacek Dziedzina

|

GN 45/2009

publikacja 09.11.2009 13:05

Lekarz, poeta, zbrodniarz, znachor, a ostatnio więzień. Przed Trybunałem w Hadze ruszył proces Radovana Karadžicia.

Poezja zbrodni Zmieniony nie do poznania Karadžić jako znachor Dragan Dabić fot. PAP/EPA/KOCA SULEJMANOVIC/SUKI

Bośnia, rok 1995. Trwa oblężenie Sarajewa. Na położonych na wzgórzach przedmieściach miasta przywódca bośniackich Serbów Radovan Karadžić rozmawia ze swoim gościem, rosyjskim poetą Eduardem Limonowem. Sarajewo mają jak na dłoni – ze wzgórza widać każdą ulicę i każdy spadający liść. Strzelić do celu z tej pozycji to dla Serbów jak splunąć. Karadžić, również poeta, z dumą recytuje Limonowowi swój wiersz „Sarajevo”, napisany na początku lat 70.: „Miasto pali się jak kadzidło, w dymie dudni nasza świadomość (…). Napastnicy atakują z powietrza nasze dusze, teraz jesteś człowiekiem, chwilę później latającą kreaturą”. Parę kroków dalej Limonow otrzymuje propozycję: – Chcesz spróbować? Dostaje do ręki karabin. Przez chwilę namierza cel. Oddaje kilka strzałów. I jeszcze kilka. Karadżić w tym czasie próbuje bez skutku dodzwonić się do żony, głaszcze kota przybłędę… To autentyczne sceny z filmu dokumentalnego „Serbski epos”, zrealizowanego przez BBC. Właśnie obejrzałem jego fragment. W tym roku, przejeżdżając ponownie przez poranione Sarajewo, patrzyłem ze zgrozą na otaczające miasto wzgórza. W centrum ciągle widoczne są ślady kul na budynkach. Obok spalonych domów z mozołem rosną nowe. Przedmieścia w wielu miejscach ciągle jeszcze są zaminowane. Szpital psychiatryczny nadal zamieszkują ofiary gwałtów. Sprawca tych obrazków, Radovan Karadžić, z wykształcenia jest psychiatrą. Z zamiłowania poetą.

Szpital i zemsta
„Rzeźnik Bałkanów” (jak zwykło się mawiać w Bośni) urodził się w Czarnogórze. Marzył o karierze psychiatry, więc na odpowiednie studia przyjechał do Sarajewa, stolicy Bośni i Hercegowiny. To prawdziwy tygiel: obok siebie mieszkali Muzułmanie (w Bośni to równoznaczne z narodowością, stąd duża litera), Chorwaci i Serbowie. Karadžić, jako współzałożyciel Serbskiej Partii Demokratycznej, w BiH był przeciwnikiem jej niepodległości. Marzył raczej o czystej etnicznie Bośni w ramach Wielkiej Serbii. Jednoznaczne poglądy sprawiły, że został prezydentem Republiki Serbskiej w Bośni (zależnej i finansowanej przez Serbię). Sąsiedzi i współpracownicy wspominali Karadżicia raczej jako przeciętnego psychiatrę. Prawdopodobnie zdawał sobie z tego sprawę, bo kiedy Serbowie rozpoczęli oblężenie Sarajewa, pierwsze pociski spadły… na dzielnicę, w której mieszkał, i na szpital, w którym pracował. W przeddzień ataku na Sarajewo przestrzegał w parlamencie wszystkich „niepodległościowców”, że nie obejdzie się bez przelania krwi. Słowa dotrzymał już następnego dnia. Zaczęło się, trwające ponad trzy lata, oblężenie stolicy BiH. Miasto było otoczone ze wszystkich stron przez bośniackich Serbów, którzy ulokowali się na pobliskich wzgórzach. Zginęło ok. 12 tys. ludzi, setki kobiet zostało zgwałconych przez serbskich „Czetników”, miasto było odcięte od prądu i wody, a jednocześnie życie toczyło się „normalnie”, m.in. odbywały się wybory miss Sarajewa, w czasie których finalistki trzymały transparent z napisem „Nie pozwólcie im nas zabijać”. Niestety, świat przez długi czas przyglądał się biernie bałkańskiej tragedii. Nawet w Srebrenicy, pod nosem holenderskich oddziałów, Karadžić, wraz z bezpośrednim wykonawcą jego rozkazów, gen. Ratko Mladiciem, dokonał rzezi 8 tys. bośniackich mężczyzn i chłopców. Nie zaakceptował nigdy układu z Dayton z 1995 roku, kończącego wojnę w Bośni i Hercegowinie. Stał się, obok Mladicia, najbardziej poszukiwanym zbrodniarzem wojennym z byłej Jugosławii.

Wpadka kontrolowana?
Okoliczności schwytania Karadžicia każą jednak wątpić w „zaskoczenie” zarówno władz w Belgradzie, jak i na Zachodzie. W nocy z 21 na 22 lipca 2008 roku do niejakiego Dragana Dabicia miał podjechać nieoznakowany samochód serbskich służb specjalnych. Złapany był ukrywającym się pod fałszywym nazwiskiem przywódcą bośniackich Serbów. W ostatnich latach pracował jako wzięty znachor i doradca duchowy. Pisał m.in. w poradniku zdrowotnym. Mieszkał w bloku na jednym z belgradzkich osiedli, w wynajmowanym mieszkaniu. To mało prawdopodobne, że nie wiedziały o tym służby specjalne krajów zachodnich. A tym bardziej władze serbskie. Trzeba było jednak zmiany ekipy rządzącej oraz zmiany kierownictwa serbskich służb specjalnych, żeby skończyć z bezkarnością Karadžicia. Serbia wysłała w ten sposób sygnał do Unii Europejskiej, że całkiem serio traktuje rozliczenie się ze swoją historią i myśli o ścisłej integracji ze strukturami zachodnioeuropejskimi. Być może aresztowanie doktora nie było do końca na rękę Zachodowi. Karadžić już zapowiedział, że nie będzie się bronić – będzie oskarżać. Może odkryć wiele kompromitujących zachodnich przywódców faktów z czasu wojny. A takich zapewne nie brakuje. Do dzisiaj, bez względu na oczywiste grzechy Serbów, stosowana jest podwójna miara w ocenie tamtych wydarzeń. A przecież zbrodniarzy nie brakowało również po stronie bośniackiej czy chorwackiej. Na rozliczenie zasługują także terroryści z Armii Wyzwolenia Kosowa, prowadzący czystki wśród ludności serbskiej. Zamiast tego ich lider został premierem samozwańczego państewka, oderwanego – z błogosławieństwem Zachodu – od Serbii.

Tożsamość ofiary
Rozgoryczenie nacjonalistycznie nastawionych Serbów widziałem w Kosowie: w serbskiej części Kosowskiej Mitrovicy dominują plakaty Ratko Mladicia i Radovana Karadžicia. Z podobnym kultem obu rzeźników spotkałem się w Czarnogórze (która od 4 lat jest już niepodległa): koszulki z ich podobiznami i napisami „Srpski hieroj” wiszą chyba na wszystkich straganach. Jednak wielu Serbów, zwłaszcza tych mieszkających w samej Serbii, ma dosyć tego balastu historii. Pokazały to ostatnie wybory parlamentarne – zwyciężyła opcja zdecydowanie proeuropejska. Na ulice Belgradu, po schwytaniu Karadžicia, wyszła tylko niewielka grupa jego zwolenników. Może proces doktora poety będzie kolejnym etapem uzdrawiania tego społeczeństwa. Ciągle nie daje mi spokoju ten film, przywołany na początku. I jedna jeszcze rzecz: Dragan Dabić to było fałszywe nazwisko ukrywającego się Karadžicia. Ale nie do końca wymyślone. W serbskiej telewizji rodzina prawdziwego Dabicia wyznała, że ich krewny zginął… na ulicach Sarajewa. Był Serbem. Ostrzałem ze wzgórza dowodził doktor Radovan Karadžić. Może w tym czasie uczył Limonowa obsługi kałasznikowa. Może recytował wiersz o płonącym Sarajewie. I próbował dodzwonić się do żony, głaszcząc kota przybłędę…

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.