PO po aferach

Bogumił Łoziński

|

GN 43/2009

publikacja 26.10.2009 11:11

Platforma Obywatelska spadła na cztery łapy – pozbierała się po aferach, tracąc mało w sondażach. A szkoda, bo jej wybicie z samo-zadowolenia dawało szansę, że zacznie w końcu modernizować Polskę.

PO po aferach Premier Tusk zwolnił siedmiu ministrów, co poprawiło notowania PO. Powyżej marszałek Sejmu Bronisław Komorowski fot. PAP/Tomasz Gzell

Ujawnienie przez „Rzeczpospolitą” korupcyjnych kontaktów czołowych polityków Platformy z biznesmenami z branży hazardowej nie mogło zaskoczyć Donalda Tuska, ponieważ wiedział o nich już co najmniej półtora miesiąca wcześniej od szefa CBA. PO miała więc czas, aby przygotować się do kryzysu. Początkowo próbowano metody przekonania opinii społecznej, że kryzysu nie ma, a politycy PO są czyści. Temu służyła konferencja prasowa ministra sportu Mirosława Drzewieckiego. Jednak ten plan zawiódł. Sondaże zrobione po konferencji pokazały, że wyjaśnienia Drzewieckiego Polaków nie przekonały.

Potwierdziła się w ten sposób prawda, że Polacy mogą wybaczyć rządzącym brak działań czy niewywiązywanie się z obietnic, ale nie zaakceptują korupcji. Premier tę prawdę zna, dlatego postanowił zareagować mocno, aby powstało wrażenie, że zdecydowanie odcina się od niejasnych interesów swoich partyjnych kolegów. I udało się. Zwolnienie siedmiu ministrów rzeczywiście zrobiło na opinii publicznej wrażenie. To nic, że wśród nich tylko trzech miało jakikolwiek związek z aferą. Efekt został osiągnięty. Sondażowe słupki PO zmalały ledwie o kilka procent, podobnie jak poparcie dla Tuska w wyścigu prezydenckim, w którym nadal jest liderem. Kryzys został zażegnany na tyle, że po kilku dniach premier mógł nawet przywrócić do pracy rzecznika rządu Pawła Grasia. O tym, że PO potraktowało całą aferę jako cios w wizerunek, świadczy także to, że więcej energii wkłada w walkę z szefem CBA, którego obwinia o całe zło, niż z korupcją we własnych szeregach. Dość powiedzieć, że główni aktorzy afery, Zbigniew Chlebowski i Mirosław Drzewiecki, nawet nie zostali usunięci z partii czy klubu.

Najgorsze może nastąpić
Mimo szybkiego zażegnania kryzysu sprawa nie jest zakończona, a negatywne skutki afery dla PO mogą się objawić dopiero za jakiś czas. SLD zaczęło gwałtownie tracić poparcie dopiero po kilku miesiącach od ujawnienia afery Rywina. Dlatego o losie rządu Tuska mogą zadecydować najbliższe tygodnie, a przede wszystkim działania sejmowej komisji ds. afery hazardowej. To właśnie prace takiej komisji w sprawie afery Rywina doprowadziły do upadku rządu Leszka Millera i marginalizacji SLD. Tusk to wie, dlatego piarowcy PO intensywnie zastanawiają się, jak ustawić prace tej komisji, aby jak najmniej zaszkodziły Platformie. Jednym z pomysłów jest objęcie zakresem jej zainteresowania nie tylko okresu rządów PO, ale także wcześniejszych rządów. Prace komisji można by wtedy przeciągnąć tak, że przesłuchania polityków PO mogłyby się odbyć już po wyborach prezydenckich, nie szkodząc wizerunkowi Tuska. Druga koncepcja zakłada wyznaczenie czasu pracy komisji na dwa, trzy miesiące, aby zakończyć sprawę na długo przed wyborami.

Doświadczenia PO z aferą hazardową zaowocowały, gdy została ujawniona afera stoczniowa. Platforma przyjęła tu strategię absolutnej negacji, nawet nie dopuszczając do określenia sposobu prywatyzacji stoczni mianem afery. Tymczasem może się okazać, że naciski biznesmenów na polityków PO w sprawie hazardu to nic w porównaniu z nieprawidłowościami przy prywatyzacji stoczni. Obie te afery mają charakter rozwojowy i PO może odczuć ich negatywne skutki dopiero w przyszłości. I właśnie minimalizacja tych skutków jest zapewne główną troską strategów Platformy.

Rządy wizerunkowe
Trudno życzyć rządowi własnego kraju, aby dotknęły go korupcyjne afery, ale gdy pławi się w samozadowoleniu, wykazując niewielkie zainteresowanie problemami kraju, nie sposób uciec od refleksji, czy to aferowe tąpnięcie zmusi gabinet Tuska do większej aktywności. W ostatnim dwudziestoleciu można wskazać różne modele rządzenia. Czasy SLD to władza realizująca interesy jednej partii, AWS z czterema wielkimi reformami społecznymi to niewątpliwie próba rządów reformatorskich, zaś okres władzy PiS, z walką z korupcją i dekomunizacją, przypominał czasy rewolucyjne. Rządy PO wymykają się dotychczasowym kryteriom. Mimo afer korupcyjnych nie przypominają zawłaszczania państwa przez SLD, nie mają żadnych ambicji reformatorskich, jak ognia boją się posądzenia o radykalizm. Są niewątpliwie reakcją na zniechęcenie wobec rządów PiS, stąd niektórzy określają je jako anty-PiS. Jednak gdy przypomnimy sobie program PO i exposé premiera Tuska, gdy obejmował władzę w 2007 r., jest w nich zawarty konkretny program, określany jako modernizacja Polski. Co ciekawe, w wielu momentach jest on tożsamy z programem PiS, tyle że miał być realizowany innymi – jak podkreślano – bardziej cywilizowanymi metodami. Po dwóch latach rządów PO z obietnic zostało niewiele. Owszem, można wskazać pewne działania, np. reformę emerytur pomostowych, obniżenie wieku szkolnego czy wprowadzenie zawodowej armii, ale nawet to nie dla wszystkich jest sukcesem.

Dlaczego więc Platforma ma cały czas ponad 40-procentowe poparcie społeczne? Ponieważ doskonale wpisuje się w oczekiwania Polaków. Osią rządzenia Tuska jest zasada: „obiecam wszystko, czego sobie zażyczycie, choć niekoniecznie to spełnię”. PO nie rządzi, aby realizować jakieś dalekosiężne wizje, czy reformować kraj, bo to mogłoby wiązać się ze zbyt wysokimi kosztami społecznymi. Nie jest też zbyt wyrazista ideowo, aby kogoś nie zniechęcić. PO jest popularne, bo niczego od swoich wyborców nie wymaga, ani ich nie poucza, utrzymując się w ideowej pustce. Jedyne kryterium, na którym rządowi bardzo zależy, to wizerunek. Stąd czas władzy PO można określić jako rządy wizerunkowe.
Taki styl rządzenia na dłuższą metę może przynieść złe skutki. Nie można rządzić, udając, że się sprawuje władzę. I nie chodzi nawet o przeprowadzanie jakichś rewolucyjnych reform, ale o obiecywaną modernizację Polski, chociażby na poziomie budowy autostrad, czy reformy finansów publicznych.

Dobro osobiste
W katolickiej nauce społecznej politykę określa się jako rozsądną troskę o dobro wspólne, czyli takie warunki życia społecznego, w jakich ludzie mogą osiągać osobistą doskonałość. Problem z rządami PO polega na odrzuceniu pojęcia „dobra wspólnego” na rzecz „dobra osobistego”. Co więcej, politycy tej partii nawet nie ukrywają, że nie wierzą w możliwość uzgodnienia obszarów dobra wspólnego. W wywiadzie dla „Dziennika” marszałek Sejmu Bronisław Komorowski stwierdził: „w praktyce dobro wspólne okazuje się trudno definiowalne”. A pytany, czy odpowie na wezwanie biskupów o wyłączenie obszarów dobra wspólnego spod bieżących sporów, odpowiedział cynicznie, że takie apele są „szczytne, ale mało realne”.

Jednym z efektów odrzucenia koncepcji „dobra wspólnego” w praktyce rządów PO jest niebywały rozwój, wręcz dominacja społecznego indywidualizmu, w którym życie publiczne jest podporządkowane osobistemu sukcesowi jednostki. Najlepszym przykładem tego zjawiska jest sposób sprawowania władzy przez lidera PO Donalda Tuska. Jego były wieloletni współpracownik Jan Maria Rokita określa nawet ten sposób jako „rządy osobiste”.

Dość powiedzieć, że Tusk pod różnymi pretekstami pozbył się wszystkich najbliższych współpracowników mogących zagrozić jego hegemonii. Choć Platforma oficjalnie tego nie ogłasza, jednak dla wszystkich jest oczywiste, że celem premiera, któremu obecnie podporządkował partię, a nawet rząd, jest prezydentura. Objęcie tej funkcji ma być spełnieniem jego marzeń: sprawowania najwyższej władzy w państwie, ale bez konieczności rządzenia, które – czego nie ukrywa – po prostu go męczy i nudzi.

Ewentualne odejście Tuska z rządu może być szansą na zmianę stylu sprawowania władzy przez nowego premiera na bardziej aktywny, jednak obecnie w PO nie ma potencjału do zmian. Jeśli Polacy stracą cierpliwość i zaufanie dla rządów wizerunkowych PO i zapragną władzy, która będzie zdolna do rozwiązywania problemów, najbliższą szansę na zmianę będą mieli dopiero w czasie wyborów parlamentarnych w 2011 r.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.