Wyrok kagańcowy

Andrzej Grajewski

|

GN 40/2009

publikacja 03.10.2009 20:19

Wyrokiem Sądu Okręgowego w Katowicach zostaliśmy skazani na przeproszenie Alicji Tysiąc oraz wypłacenie jej zadośćuczynienia za słowa, które nigdy w "Gościu" nie były publikowane.

Wyrok kagańcowy 23 września br. sędzia Ewa Solecka wydała wyrok w sprawie wytoczonej "Gościowi" przez Alicję Tysiąc fot. Henryk Przondziono

Wyrok wydany przez panią sędzię Ewę Solecką zobowiązuje naszą redakcję do zamieszczenia przeprosin Alicji Tysiąc w imieniu Archidiecezji Katowickiej jako wydawcy i ks. Marka Gancarczyka jako redaktora naczelnego za „bezprawne naruszenie dóbr osobistych” oraz „używanie języka nienawiści”, co „spowodowało jej ból i krzywdę”. Mamy także wypłacić jej 30 tys. zł tytułem odszkodowania. Wprawdzie w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Solecka podkreśliła, że uznała tylko część roszczeń powódki, także co do treści sprostowania, nie zmienia to jednak faktu, że ten proces przegraliśmy. Nie tylko my. Przegrała prawda, zdrowy rozsądek oraz wolność debaty publicznej. Cena tego wyroku jest więc bardzo wysoka.

Przeprosić za „wymowę”
Jak wynika z odczytanej sentencji wyroku, „Gość” ma m.in. przeprosić „panią Alicję Tysiąc za bezprawne porównanie pani Alicji Tysiąc do hitlerowskich zbrodniarzy odpowiedzialnych za zagładę Żydów w obozie Oświęcim-Brzezinka oraz za męczeństwo Żydów w gettach”. Analizując ten fragment wyroku, warto na wstępie zauważyć, że nie było obozu Oświęcim-Brzezinka, lecz Auschwitz-Birkenau. Wydaje mi się, że oczekiwanie, aby sędzia znała prawidłową nazwę miejsca, które jest podmiotem ogłaszanego wyroku, nie jest nadmiernie wymagające.

Przejdźmy jednak do meritum sprawy, czyli rzekomego porównania przez nas pani Tysiąc do hitlerowskich oprawców. Otóż w żadnym tekście nie dokonaliśmy takiego porównania, co zresztą pani sędzia Solecka przyznała. Powiedziała: „Ten artykuł (chodzi o tekst ks. Marka Gancarczyka z numeru z 7.10. 2007 r.) rzeczywiście bezpośrednio nie porównuje jej do hitlerowców, ale świadczy o tym wymowa całej publikacji (podkreślenie A.G.), skoro się mówi, że teraz jest równie strasznie, czyli mają miejsce równie przerażające zdarzenia jak w czasach nazistowskich, a jednocześnie pisze się właśnie o Powódce”.

Śmiem twierdzić, że pani Sędzia nie przeczytała tekstu w oryginale. Gdyby bowiem wzięła do ręki „Gościa”, wiedziałaby, że ów tekst w ogóle nie dotyczy pani Tysiąc. To artykuł wstępny, tzw. edytorial. Redaktor naczelny zachęca w nim czytelników do lektury wybranych przez siebie tekstów. W tym wypadku do lektury reportażu o odnalezionych zdjęciach jednego z esesmanów z Auschwitz. Następnie przechodzi do omówienia kolejnego bloku materiałów, poświęconych wyrokowi, jaki zapadł przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu w sprawie wytoczonej państwu polskiemu przez Alicję Tysiąc. Ks. Gancarczyk napisał w nim m.in., że pani Tysiąc „otrzymała odszkodowanie za to, że nie mogła zabić swojego dziecka”.

Kończy swój tekst uwagą na temat sędziów ze Strasburga, którzy wydali ten „nieprawdopodobny wyrok” i zapewne także wyjeżdżają w różne urokliwe miejsca, uśmiechnięci i zrelaksowani. Nie ma żadnej wątpliwości, że ten fragment nie dotyczył Alicji Tysiąc. Ks. Gancarczyk wielokrotnie, zarówno w swych publicznych wypowiedziach, jak i składając zeznania przed sądem, zwracał na to uwagę. Mamy więc przeprosić nie za to, co napisaliśmy, ale za to, co pani sędzia Solecka odczytała jako „wymowę” naszego tekstu. Takie orzeczenie rodzi pytanie o prawne podstawy oceny „wymowy” tekstu. Na podstawie jakich paragrafów pani Sędzia poczyniła swoje ustalenia? Czy w demokratycznym państwie zadaniem sędziów jest orzekanie na temat zawartości czy „wymowy” artykułu?

Déjà vu
Siedząc na sali Sądu Okręgowego w Katowicach, miałem wrażenie swoistego déjà vu, czyli przypomnienia już raz widzianego czegoś w przeszłości. Wróciłem pamięcią do rozmowy z cenzorem w stanie wojennym, który nakazywał nam usunąć pastorałkę Ernesta Brylla, w której była mowa o diable w oficerskich butach. Ale dlaczego? – zapytałem zdziwiony. – Gdyż to się będzie czytelnikom kojarzyło z gen. Jaruzelskim – usłyszałem od cenzora. – Ależ w tekście jest mowa również o aniele – próbowałem ratować sytuację. – On przecież również może się kojarzyć z generałem. – Panie Andrzeju, powiedział cenzor dobrotliwie, przecież obaj doskonale wiemy, co się ludziom kojarzy. Sędzia Solecka także wie lepiej, co się komu kojarzy.

Różnica jest jedynie taka, że wówczas cenzor mógł tekst usunąć, a dzisiaj można publikować. Tylko później trzeba za to zapłacić – dosłownie i w przenośni. Byłoby zrozumiałe, gdyby pani Sędzia poprosiła o ekspertyzę w sprawie budzących wątpliwości tekstów. Tego jednak nie zrobiła. Po prostu zdecydowała, że jej prywatne skojarzenia, a nie obiektywne fakty, przesądzają o naszej winie. I właśnie skojarzenia sędzi przybrały formę upokarzającego nas wyroku. W tym sensie można ten wyrok nazwać kagańcowym. W sposób oczywisty nakłada on mediom kaganiec cenzury, według zupełnie niemierzalnych standardów i niepodlegającej ocenie żadnego z kodeksów hierarchii wartości i poglądów.

W Strasburgu chodziło o aborcję
W swym wystąpieniu pani Sędzia długo i obszernie rozwodziła się o tym, że fałszywie i błędnie przedstawiliśmy wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu z 20 marca 2007 roku Podkreślała, że dotyczył on braku w polskim prawie odpowiednich regulacji prawnych, uniemożliwiających odwołanie się w przypadku, gdy występuje kontrowersja między ciężarną a lekarzami albo między samymi lekarzami. Alicja Tysiąc nie miała możliwości odwołania się od niekorzystnej dla niej decyzji lekarza, co naruszało jej prawa, i z tego powodu zasądzono na jej rzecz zadośćuczynienie, podkreślała pani Sędzia. Tymczasem my napisaliśmy, że otrzymuje nagrodę za to, że chciała zabić swoje dziecko, ale jej nie pozwolono.

Rzecz jasna pani Sędzia ma rację, cytując sentencję wyroku, który zresztą w naszej publicystyce był wielokrotnie obszernie omawiany. Warto jednak zapytać, co stanowiło istotę sprawy, którą Alicja Tysiąc wytoczyła państwu polskiemu w Strasburgu? Co chciała osiągnąć, co wyegzekwować? Niewątpliwie nie chodziło jej o naprawę polskiego systemu prawnego, ale domagała się odszkodowania za to, że nie mogła przeprowadzić aborcji. Sama zresztą o tym mówiła w mediach. W „Dużym Formacie”, dodatku do „Gazety Wyborczej” z 26.03.2007 r., powiedziała: „Gdybym wtedy miała 5 tys. złotych – Julki by nie było”. W tym kontekście należy przypomnieć słowa orzekającego w tej sprawie członka Trybunału w Strasburgu sędziego J. Borrego. Komentując w zdaniu odrębnym wyrok Trybunału, napisał wprost: „Uważam, że rozstrzygnięcie Trybunału w niniejszej sprawie uprzywilejowuje aborcję na życzenie”.

Choć więc członek Trybunału nie miał wątpliwości, że w tej sprawie chodziło o aborcję, sędzia Solecka pouczała nas, że fałszywie informowaliśmy o tym wyroku i z tej „fałszywej tezy o treści i podstawach wyroku Trybunału w Strasburgu” wywiedliśmy nieprawdziwe, szkalujące panią Tysiąc wnioski na temat czynu, którego chciała się dopuścić. W świetle przytoczonych słów sędziego Borrego nie ulega jednak wątpliwości, że pisaliśmy prawdę, oceniając, iż istotą wyroku, który zapadł w Strasburgu, była kwestia aborcji w Polsce. Tak zresztą wyrok był interpretowany przez wszystkie media i do tego także się odnosiliśmy. Gdy jednak inni załatwiali rzecz eufemizmem, a słowo „aborcja” niewątpliwie jest eufemizmem, my nazwaliśmy rzecz po imieniu, czyli zabijaniem. Zdanie ks. Gancarczyka, że „mama otrzymała nagrodę za to, że chciała zabić swoje dziecko, ale jej nie pozwolono”, jest prawdziwe zarówno w świetle faktów, jak i orzeczenia Trybunału w Strasburgu. Skazujący nas wyrok tego nie zmieni.

Sądowi się wydaje
W tej sprawie nie do przyjęcia jest także metoda, jaką posłużyła się pani Sędzia przy analizie naszych tekstów. Zaprezentowała ją w ustnym uzasadnieniu wyroku, które niewiele miało wspólnego z chłodną prawniczą analizą, za to pełne było ideologicznej werwy, połajanek dla inaczej myślących oraz mało zgrabnych, za to dosadnych sformułowań. Cechą charakterystyczną tej metody było wyrywanie zdań z kontekstu całej wypowiedzi, układanie ich w dowolne związki znaczeniowe, a przede wszystkim zupełne niezwracanie uwagi na gatunek dziennikarski, w którym zostały napisane. Każdą wypowiedź prasową można interpretować w sposób absurdalny, literalnie i dosłownie oceniając pewną formę ekspresji dziennikarskiej bądź skrótu myślowego. Pisząc, że Alicja Tysiąc otrzymała odszkodowanie za to, że nie pozwolono jej zabić nienarodzonego dziecka, opisaliśmy po prostu zamiar dokonania aborcji, a więc to, czego Alicja Tysiąc chciała i z czego, jak się zdaje, jest do dzisiaj dumna. Świadczą o tym jej liczne wypowiedzi w tej materii. Nie słyszałem, aby aborcję przedstawiała jako swój osobisty dramat, czy eksponowała jakiekolwiek w tym względzie problemy z sumieniem. Jej teza jest prosta: należało mi się i już. Na czym więc polegać miała nieprawda w zamieszczonych u nas tekstach, oceniających to zachowanie?

Kolejnym sformułowaniem, z którym niepodobna się zgodzić, była teza pani Sędzi, że wprawdzie katolicy mogą aborcję nazywać zabijaniem, ale jedynie ogólnie. Jeśli zaś piszemy o konkretnym przypadku, naruszamy czyjeś dobra osobiste. Używając tej logiki, przy opisie innych zjawisk społecznych wolno nam byłoby pisać o złodziejstwie, ale opis konkretnego wypadku mógłby się skończyć dla nas procesem o naruszenie „dóbr osobistych”.

Poważne konsekwencje
W sposób oczywisty ten wyrok ogranicza sferę wolności prasy w Polsce. Jest tym bardziej niebezpieczny, że pani Sędzia uznała, że Alicja Tysiąc jest osobą publiczną i dlatego odrzuciła skargę w sprawie publikacji zdjęcia powódki na naszych łamach. Nie można również przejść obojętnie wobec zawartych w ustnym uzasadnieniu ocen społeczności katolickiej jako potencjalnej ciemnej masy, skłonnej „do eskalacji uczuć skrajnych i negatywnych” wobec inaczej myślących. Bardziej dosłownie wypowiedział to lider SLD Grzegorz Napieralski, który triumfalnie obwieścił, że wraz z tym wyrokiem zakończyło się w Polsce panowanie Kościoła. Przyjął również Alicję Tysiąc w Sejmie, podkreślając społeczne znaczenie jej postawy. Organizacje proaborcyjne głośno już zachęcają inne kobiety, aby poszły w ślady Alicji Tysiąc. Zapowiadają także działania na rzecz zmiany ustawy chroniącej życie nienarodzonych. W tym sensie ten wyrok jest przejawem zwycięstwa cywilizacji śmierci.

Wszystko to nie oznacza jednak, że coś zostało trwale przegrane. W tych trudnych chwilach nie byliśmy sami. Otrzymaliśmy tysiące słów wsparcia, otuchy i oburzenia z powodu tego, co się stało w katowickim sądzie. Zarówno od duchownych, jak i ludzi świeckich, a wśród nich, co jest szczególnie ważne, od bardzo wielu dziennikarzy, zaniepokojonych konsekwencjami sądowego karania za wyrażane przekonania.
Nasze racje podzielali nie tylko ludzie wierzący, ale i niewierzący, gdyż błędem jest postrzeganie zjawiska aborcji jako kwestii światopoglądowej. W istocie bowiem jest to fundamentalny spór cywilizacyjny, którego konsekwencje odbijają się we wszystkich przejawach życia społecznego. Na drodze sądowej będziemy dalej bronili swoich racji. Na łamach „Gościa” dalej będziemy zabiegali o wartości, które są zgodne z naszymi przekonaniami i wyznawaną wiarą.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.