Kto obroni rodzinę?

Mateusz Matyszkowicz, filozof, były doradca ministra edukacji

|

GN 39/2009

publikacja 28.09.2009 14:16

Jak dalece państwo ma ingerować w wychowywanie dzieci i funkcjonowanie rodziny? W tych sprawach liberałowie coraz częściej porzucają swój liberalizm i zawierają sojusz z socjalistami.

Kto obroni rodzinę? fot. stockxpert

Przyzwyczajono nas do myśli, że to liberałowie bronią naszej wolności. Rzeczywiście, przez wiele lat to właśnie oni byli czujni, gdy państwo chciało zbyt mocno ingerować w życie obywateli. Ostatnio jest jednak coraz więcej pól, na których walkę toczą konserwatyści z liberałami. I w tej wojnie to nie liberałowie, ale konserwatyści stają w obronie wolności. Godne uwagi jest, że owym polem bitewnym najczęściej staje się rodzina.

Wolność w szkole
Pierwsza batalia dotyczy szkolnictwa. A właściwie tego, jak dalece państwo ma ingerować w proces wychowawczy i w jak dużym stopniu wychowanie powinno mieć charakter ujednolicony. Wcześniej liberałowie stali tu po tej samej stronie, co konserwatyści. Zwłaszcza że liberalizm polityczny często był sprzężony z postawą konserwatywną. Dlatego na przykład liberałowie niechętnie patrzyli na ustawowe wprowadzanie obowiązku szkolnego. Ich oponentami byli zaś etatystyczni socjaliści. Od tego czasu wiele się zmieniło. Dziś liberałowie w sojuszu z socjalistami walczą o bardzo podobną szkołę. Jej celem nie jest zwiększanie wymagań, ale coraz lepsza socjalizacja robiona pod dyktando obowiązujących ideologii.

Dwa ciekawe przykłady tego zjawiska dotyczą edukacji domowej. Oto szwedzki rząd przygotował projekt ustawy, która w praktyce doprowadzi do likwidacji nauczania domowego w tym kraju. Jak podaje portal Fronda.pl, zapisano w niej, że edukacja powinna być zaplanowana „tak, by uczniowie mogli w niej uczestniczyć bez względu na religię lub filozofię” rodziców. Z pozoru przepis broni wolności dziecka. W rzeczywistości nie chroni jej już rodzicielska miłość, ale urzędnicza rutyna. Istota zmian, o które walczą obecnie liberałowie, polega na uczynieniu z państwa rzekomego gwaranta wolności ludzkiej. Dotychczas na jej straży stało prawo naturalne, tradycyjne instytucje i obyczaj – teraz ma je zastąpić urzędniczy aparat. W ten sposób liberałowie przyznali rację swoim dotychczasowym oponentom: to państwo jest najlepszym regulatorem stosunków międzyludzkich.

Można jeszcze postawić pytanie: jakie państwo? I odpowiedź jest prosta: państwo, które wyznaje naszą ideologię. Dobrze to widać w trakcie debaty nad wychowaniem seksualnym w szkole. Kiedy podaje się w wątpliwość jego wprowadzenie do szkół, bo przecież przygotowanie do życia w rodzinie dokonuje się najlepiej właśnie w rodzinie, a decyzja o treściach przekazywanych dzieciom należy do osób sprawujących nad nimi prawną opiekę, podnosi się larum, że przecież społeczeństwo polskie jest wsteczne i właściwej wiedzy na pewno nie przekaże. Widać wtedy wyraźnie, że naszym państwowym liberałom nie chodzi o wolność ani nawet różnorodność, ale o zwykłe ujednolicenie i uniformizację przekazywanej wiedzy. I to w imię społecznej inżynierii.

Władza państwa ponad rodzicielską
Opisana wyżej batalia jest ściśle powiązana z drugą, o wiele szerszą. To walka o władzę rodzicielską. Zakusy państwa, wspieranego ochoczo przez liberałów, są tu duże. Mówią, że chodzi im o dobro dziecka, walkę z patologiami i przemocą. Chcą m.in. zakazu klapsów, ułatwienia procedur odbierania dzieci rodzicom. Przekonani, że działają dla dobra dziecka, zapominają, że przeczą fundamentom myśli liberalnej. A mianowicie, że państwo jest mniej efektywne od jednostek oraz że prawo nie powinno szczegółowo regulować zachowania obywateli. Stają się etatystami. Konserwatyści natomiast używają tu klasycznych liberalnych argumentów. Nic zresztą dziwnego, bo klasyczny liberalizm był w dużej mierze konserwatywny... Konserwatyści mówią więc, że dobro dziecka rozpoznają lepiej rodzice (jednostki) niż urzędnicy (część aparatu władzy). I że rodzice – jednostki – posiadają niezbywalne prawa, w które nie mogą ingerować ustawodawcy.

Szowinizm elit
Ta batalia ma jeszcze jeden wymiar, chyba najpoważniejszy. Za chęcią włączenia aparatu władzy w regulację więzi rodzinnych stoją argumenty tak naprawdę szowinistyczne. Szowinizmem jest, na przykład, twierdzenie, że są takie grupy społeczne, które nie mają uprawnień do tego, by przekazywać dzieciom własną religię i łączące się z nią nakazy. Szowiniści, o jakich piszę, wzruszają się często losem Indian, ale katolików – jak się wydaje – uważają za gorszych. Szowinizmem jest także odmawianie prawa do rodzenia i wychowywania dzieci przez osoby uboższe, nienależące do uprzywilejowanej elity. Z taką sytuacją mieliśmy do czynienia, kiedy sąd odbierał prawa rodzicielskie rodzicom małej Róży, a część publicystów przyjmowała to z pełnym zrozumieniem. Polskie elity zachowały w sobie wiele pogardy dla osób gorzej sytuowanych. W końcu to one są „młode, wykształcone, dobrze zarabiające, z dużych miast”, a swoje wybory przeciwstawiają tym, których dokonują „osoby starsze, gorzej wykształcone i z małych miast, z dochodem nieprzekraczającym x złotych”.

Ów szowinizm elit znajduje swoje odzwierciedlenie w polityce. Nowy etatyzm, którego domagają się liberałowie, przybiera dwie postaci. Pierwsza jest łagodniejsza. Polega ona na użyciu państwa w ideologicznej krucjacie. Pod pozorem równania szans i emancypacji dokonuje się przebudowa świata wartości społecznych. Udział państwa jest w tym procesie znaczący. Chodzi o system edukacji, prawo rodzinne, rozmaite przepisy dotyczące „mowy nienawiści” itd. Druga postać natomiast jest o wiele groźniejsza. Próba łączenia pomysłów społecznych z kontrolą urodzin zaczyna przypominać praktyki eugeniczne. Przypomnijmy, że eugenika polega na selekcjonowaniu cech, które uznaje się za godne przekazywania następnym pokoleniom. Politykę eugeniczną stosowały między innymi nazistowskie Niemcy, wprowadzając przymusową sterylizację oraz eutanazję osób upośledzonych i uznawanych za nieprzydatne społecznie. W Szwecji w XX wieku przymusowo wysterylizowano ok. 63 tys. osób. W niektórych stanach USA w XIX w. wprowadzono zakaz małżeństw epileptyków i osób upośledzonych umysłowo.

Za tymi praktykami stało zawsze przekonanie, że życie osoby upośledzonej umysłowo lub społecznie jest mniej warte niż osoby pełnosprawnej. Tę absurdalną i szowinistyczną ideę przyjmuje dziś wielu liberałów. Wolność i niezależność jednostki uważają oni nadal za swoje hasło, ale jest to wolność i niezależność „młodych, wykształconych, z dużych miast”. Eugeniczny jest zapis w ustawie aborcyjnej, dopuszczający zabicie dziecka w przypadku stwierdzenia poważnych wad genetycznych płodu. Innymi słowy, nie można zabić zdrowego dziecka, ale to z zespołem Downa już tak. Zatem istnieje taka grupa społeczna, której ustawodawca mówi: „lepiej byłoby dla ciebie, gdybyś się nie urodził”. Eugeniczne są pomysły sterylizacji kobiet. Do tego wszystkiego próbuje się używać polityki państwa. W wielu dziedzinach zatem liberałowie wcale nie domagają się ograniczenia roli państwa, ale chcą jej zwiększenia. Państwu chcą oddawać decyzję o tym, kto ma prawo się urodzić, a kto nie. Komu można odebrać dziecko. I jaką etykę seksualną ma wyznawać całe społeczeństwo. Etatyzm jak się patrzy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.