Górnicy: módlcie się za nas!

Przemysław Kucharczak

|

GN 39/2009

publikacja 28.09.2009 11:21

Metan zapalił się o 10.15. Temperatura w jednej chwili sięgnęła co najmniej 1000 stopni Celsjusza. Górnicy, którzy w piątkowe przedpołudnie 18 września pracowali najbliżej, nie mieli szans. Dwunastu zmarło, zanim dzień dobiegł końca.

Górnicy: módlcie się za nas! 21 września w kościele w Kochłowicach modlono się za górników podczas Mszy św. pod przewodnictwem abp. Damiana Zimonia fot. Roman Koszowski

Nasi koledzy z obsady ściany już nie żyją. Ci, którzy byli dalej, opowiadali mi, że przeleciał koło nich obłok palącego się metanu. Obłok, który przelatuje przez chodniki, pali wszystko na swojej drodze i wszystkich parzy. Piekło, piekło, piekło – mówi pełnym emocji głosem Piotr Bieniek, przewodniczący „Solidarności” w kopalni „Wujek-Śląsk” w Rudzie Śląskiej. – Jak pan stanie w płomieniach i zrobi choć jeden wdech, to pan sobie poparzy górne drogi oddechowe. Płuca są bardzo delikatne. Nasi koledzy mają je całe popalone – mówi.

Bieg na ratunek
Górnicy znajdujący się nieco dalej natychmiast po wypaleniu się metanu rzucili się biegiem na pomoc swoim kolegom. Brali rannych na ramiona i wynosili ku szybowi. – Ale ci, co ratowali, w większości są dzisiaj w szpitalach, bo też się przy tym poparzyli i podtruli tlenkami. Wie pan, metan najpierw wyparł tlen. A kiedy już się wypalił, to nasi koledzy albo się dusili, albo zatruwali. Więc niejeden z ratujących nagle się przewracał i trzeba go było wynosić – relacjonuje Piotr Bieniek. Pracownicy karetek pogotowia ratunkowego, które zjawiły się pod kopalnią, byli porażeni skalą tragedii. Trzeba było ściągnąć karetki ze wszystkich okolicznych miast, przyleciało też pięć śmigłowców Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Ranni mieli spaloną skórę. Ratownicy medyczni nie umieli u nich znaleźć żył, żeby się do nich wkłuć. Kolejny górnik, zaledwie 22-letni chłopak, zmarł w sobotę, a następny w poniedziałek. Do chwili zamknięcia numeru zmarło 14 górników.

Pomóż poparzonym
Jak doszło do tej katastrofy? Z początku pojawiły się podejrzenia, że czujniki badające stężenie metanu mogły być oszukiwane. Już w kwietniu jeden z górników zawiadomił ABW o oszukiwaniu czujników w tej kopalni. Górnicy z różnych kopalń nieoficjalnie mówią, że można to robić przez przewieszanie czujników niżej, gdzie metanu jest mniej, albo zawieszanie ich w okolicy wylotu „lutni”, która tłoczy świeże powietrze. Wyższy Urząd Górniczy zareagował, przeprowadzając w kopalni kontrole w kwietniu i maju. Nie potwierdziły one zarzutów. Zresztą takie praktyki dosyć trudno wykryć, bo zanim inspektor przeprowadzający „doraźną” kontrolę dotrze z przewodnikiem do zagrożonej metanem ściany, często mija kilka godzin. Poprawienie ustawienia czujników z kolei trwa chwilę.

W tej sprawie wiele jednak wskazuje na nagły, niespodziewany wypływ metanu. – Przed godziną 10.11 każdy z sześciu czujników wskazywał dopuszczalny poziom stężenia metanu – mówi Jerzy Kolasa, dyrektor Okręgowego Urzędu Górniczego w Katowicach. – O godz. 10.11 czujniki odnotowały nagłe, gwałtowne przekroczenie tego stężenia. W tej samej chwili automatycznie wyłączone zostało napięcie w kombajnie i dwóch przenośnikach – mówi. Prąd jest w takich chwilach wyłączany, żeby iskra nie zapaliła metanu. O 10.15 do zapłonu jednak doszło. Osiemnastu straszliwie poparzonych górników trafiło do Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Ich ciała są poparzone na powierzchni od 40 do 90 procent. – Byłem u nich dzisiaj w szpitalu. Najbardziej martwimy się o siedmiu naszych kolegów. Mam wielki apel do ludzi w całej Polsce, do tych, którzy górników lubią, i do tych, którzy za nami nie przepadają. Módlcie się, żeby nasi koledzy do nas wrócili, i do zdrowia. I módlcie się za ich rodziny – mówi Piotr Bieniek.

Kalendarium tragedii z 18 września
10.11
– sześć automatycznych czujników, zamontowanych 1050 metrów pod katowicką dzielnicą Panewniki, odnotowuje nagły skok stężenia metanu. Automatycznie wyłączony zostaje kombajn, pracujący w ścianie, oraz dwa przenośniki.
10.15 – metan zapala się. Giną ludzie.
10.30 – ratownicy górniczy zjeżdżają na dół. Do Rudy Śląskiej ruszają też zastępy ratowników z innych kopalń.
12.00 – ludzie gromadzący się przed bramą otrzymują wiadomość o pierwszych ofiarach śmiertelnych.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.