Ryzykanci

Krzysztof Błażyca

|

GN 38/2009

publikacja 21.09.2009 19:56

Jeszcze wczoraj był to zdewastowany pustostan. Dziś jest elegancki akademik. W Europie katolicka wspólnota Chemin Neuf prowadzi kilkanaście podobnych. Ten w Łodzi jest pierwszy w Polsce.

Ryzykanci Mariusz i Joanna Zatylni z dziećmi fot. Romek Koszowski

Studenci, którzy tu mieszkają, o lepszej lokalizacji nawet nie marzyli. – Wszędzie blisko, a kamienica ma swój klimat – mówią. Zanim powstał akademik, były tu laboratoria. Pozostały po nich tabliczki na drzwiach. W nowych warunkach brzmią humorystycznie. I tak kuchnia i jadalnia to dawny „pokój chemii ogólnej i badań organoleptycznych”, zaś sala do nauki to „pomieszczenie przygotowywania i przechowywania próbek”.

Akademicka rodzina
Akademik prowadzą Joanna i Mariusz Zatylni, s. Dagmara Klosse i o. Christoph Blin. I mieszkają w nim razem ze studentami. Mieszkanie rodziny znajduje się jednak w osobnym skrzydle budynku. Asia i Mariusz mają trzy córki. Tosia gra na flecie, Marysia na fortepianie, Zuzia marzy o harfie. Mariusz jest architektem, prowadzi własną firmę. To on zaprojektował wystrój wnętrz akademika. – Praca zawodowa jest ważna, ale najważniejsza jest misja we wspólnocie. W kamienicy jeszcze wiele trzeba wyremontować. Dwa piętra są już gotowe na przyjęcie 30 studentów. Ale potrzeby wciąż są ogromne – mówi.

Mariusz i Joanna nie są „typową” rodziną. Związani ze wspólnotą Chemin Neuf od ponad dziesięciu lat, wybrali życie na walizkach. – Nie budowaliśmy nigdzie swego gniazda na stałe. Ale jesteśmy szczęśliwi ze wspólnotą – mówi Mariusz. Poznali się we Francji, w czasie formacji teologiczno-biblijnej w należącym do wspólnoty opactwie Hautecombe. Potem ich drogi się rozeszły. Mariusz wyjechał do Konga, następnie do Czech. Asia wróciła do Polski. Spotkali się po dwóch latach i pobrali się. Po ślubie byli gotowi ruszyć w świat. Misyjna rodzina – to było ich pragnienie. Tymczasem wspólnota zaproponowała im poprowadzenie nowo powstającego akademika. – Naszą misją stało się miasto – mówią.

Ora et labora
Historia akademików wspólnoty Chemin Neuf rozpoczęła się w Lyonie w latach 80. Cieszą się wielkim powodzeniem wśród studentów. – We Francji wielu studentów chce w nich mieszkać – mówi o. Christophe. Co wyróżnia te akademiki spośród innych? – Proponujemy mieszkanie na rok. Studenci, oprócz sprzyjających warunków do nauki, otrzymują propozycję formacji chrześcijańskiej. Ale ich zaangażowanie w Kościele nie decyduje o przyjęciu. To nie akademik dla pobożnych, ale dla osób otwartych, poszukujących – wyjaśnia s. Dagmara. – Nasi studenci to ryzykanci – śmieje się. W akademiku mieszkają studenci różnych kierunków: medycyny, ASP, Akademii Muzycznej, nauk ścisłych. Mają wspólne kolacje, raz w tygodniu spotkania: jest wtedy czas na konferencję, rozmowy, modlitwę albo po prostu wspólną rekreację.

– Dla mnie to czas uczenia się życia wspólnotowego, dzielenia się sobą – mówi Ola, studentka medycyny. – Bo to nie anonimowy akademik – tłumaczy s. Dagmara. Koszty zamieszkania w akademiku to ok. 600 złotych. Obejmują wyżywienie oraz trzy weekendy rekolekcji. Studenci przeżywają je w domu wspólnoty w Warszawie-Wesołej. Dla niektórych to jedyny taki rok w życiu. – Gdy spotykam byłych studentów, którzy teraz już mają rodziny, to przyznają, że rok w akademiku był dla nich najważniejszym rokiem podczas studiów – mówi o. Christophe. – Akademik to miejsce ewangelizacji. Dla mnie to bardzo ważne, by dzielić się nie tylko wartościami życia chrześcijańskiego, ale też osobistym poznaniem Jezusa – dodaje.

Mamo, to na pewno sekta!
Pierwsza studentka zgłosiła się do łódzkiego akademika w tym samym dniu, kiedy wspólnota podpisała z miastem umowę dotyczącą użytkowania kamienicy. – Wieczorem otrzymaliśmy telefon z Francji, od dziewczyny, która zamierzała przyjechać na wymianę studencką do Łodzi. Szukała akademika. To było jak potwierdzenie, że dobrze zdecydowaliśmy – wspomina s. Dagmara. Kolejni studenci pojawiali się „przypadkiem”. Basia pochodzi z Żywca. Akademik odkryli jej rodzice. Gdy Basia dowiedziała się, że chodzi o „jakąś” wspólnotę, powiedziała: – Mamo, to na pewno sekta. Ale znajoma zakonnica znała wspólnotę. Basia zaryzykowała. I nie żałuje.

Basia mieszka w pokoju z Olą. Ją do akademika przekonała rozmowa z s. Dagmarą. – Pomyślałam, że warto im zaufać. Samemu w nowym mieście trudno, a tu panuje rodzinna atmosfera. No i za ścianą jest kaplica. Przed kolokwium jest tu zawsze duża frekwencja – śmieje się. Maciej, student prawa, miał bardzo konkretne oczekiwania. – Chciałem mieć pokój jednoosobowy, internet i żeby mieszkanie było w centrum miasta. Chciał, to ma. Nie przeszkadza mu, „że to katolickie”. – Pomyślałem, że to dobre miejsce – mówi. – Na studiach łatwo odejść od wiary. Więc taki rok wyciszenia się przyda. Maciek przyznaje, że czas w akademiku pozwolił mu „jakoś uporządkować życie duchowe”, chociaż trafił tu przypadkiem.

* Więcej informacji można znaleźć na stronie www.chemin-neuf.pl

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.